Artykuł z serii: "Piotr Kuczyński dla iWealth"
W ostatnim swoim komentarzu tygodniowym, pisanym jak zwykle w czwartek i publikowanym w piątek rano, pisałem, że „Wiara w Fed i zasada „kupuj spadki” nie umarła i jeszcze ją zobaczymy”. Okazało się, że długo czekać nie musieliśmy. Już w piątek indeksy na Wall Street wzrosły, mimo tego, że wstępny odczyt indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan był bardzo słaby – spadł do poziomu 66,8 pkt., a oczekiwano wzrostu z 71,7 na 72,1 pkt.
To jeszcze raz potwierdzało,
że dane makro pomagają w ruchu indeksów tylko wtedy, jeśli są zgodne z nastrojami panującymi na rynku. A nastroje były „bycze”, bo po dwóch spadkowych sesjach i zatrzymaniu w czwartek wielu doszło do wniosku, że już trzeba spadki kupować. Tak działa wieloletni trening rynku.
Oczywiście najmocniej drożały akcje z NASDAQ, które wcześniej były liderami spadków. Indeks S&P 500 zyskał 0,72%, a NASDAQ 1,00%. Nadal drożało złoto – warto spojrzeć na to, co napisał na ten temat Tomasz Gessner (https://stooq.pl/mol/?id=22668 ) – w skrócie: rośnie popyt na fizyczne złoto. Taniała ropa, bo na rynek znowu docierały plotki o możliwej wyprzedaży tego surowca z rezerw strategicznych USA.
W poniedziałek uwaga zwrócona była przede wszystkim na kurs EUR/USD oraz na rynek amerykańskich obligacji
Kurs EUR/USD od rana delikatnie spadał, ale po wejściu Amerykanów do gry skala sadku znacznie wzrosła. Można powiedzieć, że duży wzrost rentowności obligacji 10. letnich pomagał dolarowi, a umacniający się
wspomagał wzrost rentowności.
Powód? W zasadzie go nie było. Owszem, opublikowano dużo lepszy od oczekiwań indeks Fed z Nowego Jorku (NY Empire State), ale to zazwyczaj rynki lekceważą. Publikacja mogła jednak posłużyć jako pretekst. Nadal taniała ropa i odnotować warto, że mimo sporego wzrostu rentowności obligacji USA i dużego spadku kursu EUR/USD (oba te czynniki szkodzą złotu) cena uncji złota spadła jedynie o 0,18% potwierdzając, że zainteresowanie złotem rośnie.
Na rynku akcji dosłownie nic się nie działo
W Europie indeksy delikatnie wzrosły, ale ustanowiły nowe rekordy. Umiarkowanie pomagać mogło to, że dane publikowane w Chinach pokazywały wyraźny wzrost popytu wewnętrznego. W USA rynki kręciły się wokół poziomu neutralnego i na tym poziomie sesję zakończyły.
Wygawało się, że być może rynek chce jakiegoś odpoczynku w ruchu na północ, ale we wtorek ta teza znikła. Wystarczał pretekst w postaci wirtualnego spotkania prezydenta Joe Bidena z przewodniczącym Xi Jinpingiem, która oczywiście niczego tak naprawdę na linii USA – Chiny nie zmieniła i seria bardzo dobrych danych makro (o tym niżej), żeby dolar znowu bardzo się umocnił, a rentowności obligacji wzrosły. Być może pomagało też nieco to, że prezydent Biden obiecał dokonać wyboru kolejnego szefa Fed do końca tygodnia.
Rynek akcji (przede wszystkim dzięki indeksowi NASDAQ) ruszył na północ nie reagując na ruchy na rynku obligacji i walut. Pamiętamy wszyscy jak w marcu wzrost rentowności obligacji wystraszył inwestorów. Tym razem strachu widać nie było. Indeks S&P 500 prawie dotknął rekordowego poziomu zyskując 0,39%, a NASDAQ zyskał 0,76%. W Europie indeksy XETRA DAX i CAC-40 ustanowiły nowe rekordy.
Na innych rynkach złoto wyhamowało,
bo tym razem duże umocnienie dolara i wzrost rentowności obligacji musiały zaszkodzić surowcom (również miedzi). Ropa nadal taniała, bo zaczęto mówić o możliwym porozumieniu USA – Chiny w ramach którego oba te kraje wyprzedawałyby część rezerw strategicznych starając się o obniżenie ceny baryłki.
W środę okazało się, że Joe Biden dzwoni do wielu krajów – dużych konsumentów ropy – próbując zmontować wspólną wyprzedaż części rezerw strategicznych. Poza tym zażyczył sobie rozpoczęcia śledztwa mającego sprawdzić, czy koncerny paliwowe nie manipulują cenami. Bardziej sensowne byłoby, żeby sprawdzono jak fundusze inwestycyjne wpływają na ceny surowców, ale na to Amerykanie jeszcze nie wpadli.
Mimo spadku zapasów ropy w USA te informacje doprowadziły do blisko trzyprocentowego spadku ceny baryłki. Taniała też miedź, która kontynuuje korektę, co kazało zapytać, czy ten surowiec ma nadal „doktorat z ekonomii” jak mówi się na rynkach. Bo jeśli ma, to jej zachowanie dobrze gospodarkom nie wróży.
Pieniądz przemieszczał się w środę przede wszystkim do uznanych globalnie bezpiecznych przystani – drożało złoto, srebro i obligacje USA (spadały rentowności). W tej sytuacji rynek akcji był na straconej pozycji. Dobre wyniki sieci sprzedaży detalicznej zamiast pomagać bykom im szkodziły, bo publikując kwartalne wyniki mówiono jednocześnie o zbliżających się problemach. Nic wielkiego na rynku akcji się nie wydarzyło, ale indeksy w USA trochę straciły (NASDAQ 0,33%, S&P 500 0,26%), a w Europie zakończyły sesję neutralnie.
Czwartkowa sesja rozpoczęła się w Europie spokojnie
– czekano na rozwój sytuacji z indeksami krążącymi wokół poziomu neutralnego. Po wejściu Amerykanów do gry mocniej rozwinęła się korekta (wzrost) na rynku EUR/USD, a indeksy w Europie zaczęły się osuwać i zakończyły dzień mikroskopijnymi spadkami.
W USA indeksy rozpoczęły sesję od niewielkich spadków, ale natychmiast pojawili się kupujący i przepchnęli indeksy nad kreskę. Pomagały wyniki NVIDIA, które poprowadziły indeks sektora półprzewodników mocno do góry. Tym razem cieszyły tez wyniki i prognozy sieci sprzedaży (Macy’s i Kohl’s). Indeksy rosły, a S&P 500 atakował rekordowy poziom. Rosnąc o 0,34% w cenach zamknięcia ustanowił nowy rekord, ale nie był to rekord intra day. Podobnie było z indeksem NASDAQ (+0,45%). I tak się skończyła ta listopadowa korekta.
Dość zabawne było to, że taniało złoto mimo osłabienia dolara,
ale ta korelacja ostatnio mocno się nadwyrężyła. Po prostu tak jak na EUR/USD tak i na rynku złota pojawiła się chęć zrealizowania części zysków, która nie zmieniała dominujących trendów.
Czytaj więcej
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję