“Kupuj, gdy leje się krew, ale nigdy nie łap spadających noży” - brzmi jak dwie zasady, które wzajemnie się wykluczają? A może da się je jakoś pogodzić?
Kupuj, gdy leje się krew. Czym charakteryzuje się to podejście inwestycyjne?
Zaczynamy kolejny odcinek “Kursu Inwestora Giełdowego”, którego partnerami są Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie i BM mBanku. W tym odcinku weźmiemy na warsztat dwie niezwykle popularne maksymy związane z lokowaniem pieniędzy na giełdzie, które jednak - przynajmniej na pierwszy rzut oka - wzajemnie się wykluczają. Mowa o dwóch zasadach, którymi powinien kierować się racjonalny i skuteczny inwestor: pierwsza z nich to: “kupuj, gdy leje się krew”, natomiast druga to: “nigdy nie łap spadających noży”.
Pierwsza zasada, czyli “kupuj, gdy leje się krew” - jej autorstwo bardzo często jest mylnie przypisywane Warrenowi Buffettowi, który jednak powiedział coś o podobnym wydźwięku, mianowicie: “bój się, gdy inni są chciwi, i bądź chciwy, gdy inni się boją”, co również trafiło do kanonu giełdowych maksym. O tym, żeby “kupować, gdy leje się krew” mówił już legendarny bankier i inwestor Nathan Rothschild, żyjący na przełomie XVIII i XIX w. Swoją fortunę zawdzięczał on między innymi kontrariańskiemu podejściu do rynku - czyli takiemu, które zakładało podejmowanie decyzji przeciwnych do ogólnych nastrojów inwestorów i trendów. Jako jeden z czołowych przykładów realizacji zasady “kupuj, gdy leje się krew” podaje się masowe zakupy na giełdzie w Londynie, jakich Rotschild dokonywał w 1815 r. tuż przed Bitwą pod Waterloo, kiedy na rynku panowała panika, a spadki sięgały kilkudziesięciu procent. Jak wiadomo, jedna z najważniejszych bitew w historii Europy, będąca jednocześnie ostatnim starciem Napoleona, zakończyła się klęską Francji, co doprowadziło do wybuchu euforii na londyńskiej giełdzie i wzrostów, na których Rotschild zbudował część swojej legendarnej fortuny, kupując aktywa po zaniżonych cenach.
Tak więc zasada “kupuj, gdy leje się krew” zaleca zakup akcji nie wtedy, kiedy wszyscy patrzą na giełdę z optymizmem, a na szerokim rynku panuje trend wzrostowy, tylko w momentach rynkowej paniki, kiedy uczestnicy rynku chcą jak najszybciej zamienić swoje papiery wartościowe na gotówkę, sprzedając je po zaniżonych cenach. Inwestor “kupujący panikę” w swoim kontrariańskim podejściu liczy na to, że akcje kupione po niższych cenach, w szczycie rynkowych spadków i negatywnych nastrojów, szybko powrócą do wzrostów i co najmniej odreagują wcześniejszą przecenę. Tak więc dla inwestora stosującego tę zasadę wraz ze wzrostem negatywnych nastrojów na giełdzie pojawiają się coraz lepsze okazje do zakupu.
Nie łap spadających noży! Jak interpretować tę regułę?
Druga maksyma dotyczy tzw. “łapania spadających noży”, a konkretnie tego, by pod żadnym pozorem tego nie robić. To przysłowiowe “łapanie spadających noży” jest dość obrazowym określeniem na kupowanie akcji jakiejś spółki po gwałtownych przecenach, oczywiście z zamiarem przeczekania rynkowej paniki i sprzedaży akcji po tym jak ich kurs wzrośnie do oczekiwanego przez nas poziomu cenowego. Dlaczego zatem opisywana zasada odradza nam stosowanie takiej strategii? Dlatego, że podobnie jak w przypadku rzeczywistego łapania spadającego noża jest to dość ryzykowne - może nam się udać, ale równie dobrze możemy się poważnie skaleczyć, w dodatku na własne życzenie. Kupując gwałtownie taniejące akcje nigdy nie możemy być pewni tego czy spadki nie będą postępować i nie wiemy w jakiej fazie trendu spadkowego tak naprawdę się znajdujemy. Każdy, kto stosuje tak wysoce spekulacyjną strategię liczy na to, że uda mu się “wstrzelić w dołek cenowy”, ale w praktyce jest to niezwykle trudne i zdarza się mało komu. Co więcej, zgodnie z zasadą “nigdy nie jest tak tanio, aby nie mogło być taniej” ciężko jest przewidzieć czy po wyhamowaniu gwałtownych spadków nie dojdzie do długoterminowej konsolidacji, która po pewnym czasie przybierze formę lekkiego, ale konsekwentnego trendu spadkowego (w skrajnych przypadkach może dojść nawet do ogłoszenia upadłości przez spółkę i jej wycofania z parkietu). W takiej sytuacji “łapanie spadających noży” skończy się stratą, nierzadko również tą niezrealizowaną, w ramach której przez wiele lat trzymamy akcje spółki, licząc na to, że “może kiedyś odbije”.
Kupuj, gdy leje się krew czy nie łap spadających noży?
Czy zatem da się jakoś pogodzić te dwie giełdowe maksymy, które na pierwszy rzut oka wydają się sprzeczne? Nie da się bowiem jednocześnie kupować w momentach giełdowej paniki i unikać zakupów spółek, których akcje gwałtownie spadły. No i rzeczywiście, jeżeli będziemy interpretować te dwie maksymy zbyt dosłownie, to wyjdzie nam z tego wskazówka składająca się z zaprzeczających sobie rad. Gdy popatrzymy na notowania czołowych globalnych indeksów, szczególnie z amerykańskiego rynku kapitałowego, w co najmniej kilkuletniej perspektywie, to zauważymy, że po każdym wybuchu paniki i rynkowym krachu prędzej czy później nie tylko dochodziło do odreagowania, ale też do wyznaczenia kolejnych historycznych szczytów. To jasno wskazuje na to, że strategia kupowania spółek z szerokiego rynku w trakcie rynkowej paniki była uzasadniona i przynosiła atrakcyjne stopy zwrotu w ujęciu historycznym (co wcale nie daje pewności, że w przyszłości będzie podobnie, o czym musisz pamiętać).
Z tym, że branie pod uwagę całego indeksu dość mocno zaciera obraz tego, co wydarzyło się z pojedynczymi spółkami - wiele z nich po rynkowej panice mogło już nigdy nie powrócić do poziomów cenowych sprzed spadków i stracić miejsce w indeksie, a np. spora część spółek internetowych po pęknięciu bańki dot-comów z przełomu wieków niedługo potem przestała istnieć. Dlatego też “kupując panikę” nie wolno zapominać o dywersyfikacji i nie stawiać wszystkiego na “jednego konia”. Co więcej, robiąc zakupy w momencie gwałtownych spadków musimy przeznaczyć na to na odpowiednią kwotę, licząc się z tym, że spadki mogą potrwać znacznie dłużej i mogą być bardziej dotkliwe.
Zasada “nie łap spadających noży” bardziej niż do powszechnej paniki na światowych giełdach pasuje do pojedynczych spółek, które gwałtownie tracą ze względu na nagłą zmianę ich sytuacji operacyjnej, otoczenia regulacyjnego czy problemów wizerunkowych. Kupowanie ich akcji po gwałtownej przecenie, w momencie dużej niepewności co do przyszłości samej spółki jest trochę jak loteria, a przecież nie takich emocji inwestor powinien szukać na rynku.
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję