- Donald Trump został zaprzysiężony na prezydenta USA.
- W czasie kampanii wyborczej wiele obiecał zwolennikom kryptowalut.
- Pytanie, czy nowy prezydent spełni pokładane w nim nadzieje.
Donald Trump: od wroga do fana bitcoina
Donald Trump to sprawny biznesmen i polityk. Do historii przejdzie jako drugi prezydent USA, który przegrał wybory po swojej pierwszej kadencji, ale udało się mu po 4 latach wrócić do Białego Domu. Co jest jeszcze ciekawsze, może się okazać, że druga kadencja Trumpa będzie inna niż pierwsza.
Nowy prezydent USA często podkreślał, że w czasie swojej pierwszej prezydentury nie udało mu się zrealizować wszystkich celów, gdyż nie był przygotowany do rządzenia – otoczył się ludźmi z Partii Republikańskiej, którzy jednak ograniczali jego władzę, nierzadko blokując planowane reformy, sugerując mu, że pewne jego pomysły osłabią USA. W drugą kadencję Trump wchodzi donze sztabem swoich bliskich współpracowników, a nie nominatów partyjnych, co może mu pomóc zrealizować jego wizję "nowej" Ameryki.
Nas ciekawi to, co chce zrobić z kryptowalutami. I tu pojawia się pierwsza niespodzianka: jeszcze parę lat temu Trump był zaciekłym przeciwnikiem bitcoina, określał go jako narzędzie przestępców i zagrożenie dla dolara amerykańskiego. Dopiero w 2024 r. zmienił zdanie. Dlaczego? By w pełni zrozumieć przemianę Republikanina musimy cofnąć się do prekampanii.
Rok 2024 stał nie tylko pod znakiem głównej kampanii wyborczej w USA, ale też prekampanii w mainstreamowych partiach - Demokratycznej i Republikańskiej - które miały wyłonić swoich kandydatów do elekcji. W Partii Republikańskiej o nominację walczyli m.in. bohater tego tekstu, Ron DeSantis (gubernator Florydy), Nikki Haley (była gubernator Karoliny Południowej) czy biznesmen Vivek Ramaswamy. Najbardziej interesują nas DeSantis i Ramaswamy, bowiem to oni wprowadzili do prekampanii temat kryptowalut. Gubernator Florydy chciał blokować emisję CBDC i chronić bitcoina, znany biznesmen – właściwie to samo. Trump w tym czasie nic nie mówił o bitcoinie i kryptowalutach. Przełom nastąpił początkiem 2024 r., gdy Ramaswamy ogłosił, że nie będzie starał się o nominację i oficjalnie poparł Trumpa. Niedługo potem to samo zrobił DeSantis. I właśnie wtedy w wypowiedziach obecnego prezydenta USA zaczęły pojawiać się wątki dot. kryptowalut. Skąd ta wolta?
Wiele wskazuje na to, że wyborcy w USA stanowią już pewną zwartą grupę, która może dać kandydatowi na prezydenta czy kongresmena parę punktów procentowych (sugerowały to m.in. badania giełdy Coinbase), co w "ciasnym" systemie politycznym USA może się okazać bardzo ważne. Sztab Trumpa musiał uznać, że walka o kryptowyborców będzie opłacalna, do tego pojawiła się szansa na przejęcie elektoratu DeSantisa i Ramaswamy’ego, co mogło pomóc szybciej zakończyć prekampanię i mocno pokonać Haley.
Czy więc tylko w tym – politycznej matematyce – możemy upatrywać się wolty Trumpa w sprawie bitcoina? Od razu uspokójmy: niekoniecznie. Republikanin już wcześniej zetknął się z technologią blockchain, gdy „wybito” kolekcję NFT jego i jego małżonki Melanii. Zarobił na tym ethery i chyba zrozumiał, na czym dokładnie polega fenomen nowej technologii. Do tego ponoć w kuluarach doszło do rozmów z Ramaswamy’m, który miał nakłaniać go do wspierania branży kryptowalut. Splot wszystkich tych czynników sprawił, że Trump ogłosił, że chce być „naszym kryptoprezydentem”.
Obietnice Trumpa
Potem sytuacja stała się dynamiczna. Republikański kandydat na prezydenta – już po prawyborach – ogłosił, że pojawi się na Bitcoin 2024, największej konferencji dot. kryptowalut w USA. Tam też przedstawił swój bitcoinowy program: złożył bardzo konkretne obietnice dot. rynku blockchaina.
Republikanin zaczął wtedy swoje przemówienie od obietnicy „zwolnienia” Gary’ego Genslera, ówczesnego szefa SEC, który zasłynął tym, że za jego kadencji amerykański odpowiednik Komisji Papierów Wartościowych (KNF) pozywał kryptowalutowe firmy (m.in. giełdy Binance, Coinbase, Krakena).
Wyznaczę nowego przewodniczącego SEC, który uważa, że Ameryka powinna budować przyszłość, a nie ją blokować
- obiecał Trump.
Zobacz także: Jaki dla kryptowalut będzie rok 2025? Sprawdziliśmy, co sądzą eksperci
Jak dziś wiemy, Gensler sam podał się do dymisji z dniem 20 stycznia 2025 r. (data zaprzysiężenia Trumpa), gdy tylko dowiedział się, że Kamala Harris przegrała walkę o Biały Dom.
Do tego ekscentryczny Donald obiecał stworzyć radę doradczą przy Białym Domu, która miała zajmować się kryptowalutami. Wiemy już, że taki organ powstanie.
Kolejne obietnice dotyczyły prawa Amerykanów do "self-custody", czyli samodzielnego, anonimowego przechowywania kryptowalut, i zablokowania sprzedaży ponad 200 000 BTC, jakie obecnie posiada amerykański rząd. To środki, jakie przez lata przejmowano przestępcom. Nie padły jeszcze wtedy z jego ust słowa o utworzeniu bitcoinowej rezerwy strategicznej, ale na Bitcoin 2024 mówiła o tym senator Cynthia Lummis. Trump poparł potem jej pomysł.
Ówczesny kandydat na prezydenta obiecał też, że uwolni Rossa Ulbrichta, założyciela Silk
(to darkwebowa platforma, na której można było za BTC kupić narkotyki), który odsiadywał w USA w praktyce dożywotni wyrok więzienia („na papierze” otrzymał dwa dożywocia i dodatkowe 40 lat pozbawienia wolności). 21 stycznia Trump ułaskawił go i pozwolił mu wyjść na wolność.
Bitcoinowa rezerwa strategiczna
Najważniejszą obietnicą – przynajmniej patrząc z perspektywy inwestorów – jest pomysł stworzenia wspomnianej rezerwy strategicznej BTC. Byłoby to o tyle ważne, że zapewniłoby stały popyt na BTC i to ze strony jednego z mocarstw. Lummis w swoim projekcie ustawy, który złożyła już w Kongresie USA, chce, by jej kraj kupował bitcoiny przez 20 lat i łącznie skumulował w tym czasie aż 1 mln BTC. Oznaczałoby to, że byłyby w posiadaniu aż 5% całkowitej podaży. Zalążkiem byłoby wspomniane ok. 200 000 BTC, które są już w posiadaniu rządu.
Ta rezerwa bitcoinów, którą zamierzamy utworzyć, rozpocznie się od 210 000 bitcoinów, o których właśnie wspomniał prezydent Trump, i które zostaną przeniesione do rezerwy, przechowywanej w różnych skarbcach, a to dopiero początek
— powiedziała na Bitcoin 2024.
Rządy i banki centralne na całym świecie mogłyby zainspirować się pomysłem i też zacząć inwestować w bitcoina, co oznaczałoby, że kurs kryptowaluty mógłby długoterminowo rosnąć jeszcze przez wiele lat. Celem miałoby być podniesienie wyceny BTC do takiego poziomu, by udało się spłacić choćby część zadłużenia USA. Gdyby się to udało, doszłoby do bezprecedensowej sytuacji, w której mocarstwo, którego dług od dekad stale rośnie, miałoby szansę wyjścia z pułapki, jaką samo na siebie zastawiło.
Pytanie tylko, czy wizja Lummis (i przy okazji Trumpa) jest realizowalna. Warto pamiętać, że prezydent nie ma w USA władzy dyktatorskiej – jak pokazała pierwsza kadencja obecnej głowy państwa, jest ona ograniczana przez system urzędników, firm i innych polityków. Już teraz krytycy wizji senator uważają, że pomysł stworzenia bitcoinowej rezerwy jest absurdalny, bowiem oznaczałby grę „pod spadki” dolara. Do tego wątpliwe, by tak złożony organizm, jakim jest Partia Republikańska, mająca dziś, to prawda, większość w Kongresie, jednogłośnie jednak poparł projekt ustawy Lummis. Droga do stworzenia rezerwy jest więc długa i wyboista.
Pomijając już kwestie polityczne, warto pamiętać, że USA stale się zadłużają - pytanie, czy klasa polityczna będzie w nich na tyle dojrzała, by użyć tych środków "na kredyt" do dokonania ryzykownej inwestycji. Tym bardziej, że system wyborczy w tym kraju powoduje, że trwa tam niemal pernamentna kampania wyborcza, co prowokuje zadanie pytania, czy rządząca teraz Partia Republikańska nie będzie wolała wydać pożyczonych dolarów w bardziej populistyczny sposób (np. jako dodatki dla seniorów lub na zbrojenia - to ostatnie wpisywałoby się w geopolityczne plany nowej administracji).
Bitcoin w banku
Możliwe, że bardziej realistyczne są inne pomysły Trumpa i jego ludzi. Jak podają media, już teraz Biały Dom pracuje nad rozporządzeniem, które ma zliberalizować prawo banków do przechowywania kryptowalut, co ułatwi tym instytucjom zabezpieczenia cyfrowych aktywów dla ich klientów i zwiększy adopcję blockchaina.
Trump chce też stworzyć regulacje, które wzmocnią rynek kryptowalut i sprawią, że firmy z tej branży będą chciały rejestrować się w Ameryce. to samo ma dotyczyć kopalni bitcoinów. Na tym polu nie znamy jeszcze szczegółów, ale możliwe, że chodzi po prostu o jasne uregulowanie rynku kryptowalut. Świadczyć może o tym fakt, że przy Trumpie ma działać specjalny zespół doradczy ds. kryptowalut.
Podsumowanie: dowiezie czy nie dowiezie - oto jest pytanie!
Czy więc Trump zrealizuje swoje obietnice dot. kryptowalut? Obecnie nie wiadomo. Zapewne, jak to w polityce, część uda się mu wdrożyć w życie. Wielkie szanse powodzenia mają pomysły dot. stworzenia lepszych regulacji - o tym, że nowy prezydent chce tu zmian świadczą choćby jego decyzje personalne. Najtwardszym orzechem do zgryzienia pozostanie bitcoinowa rezerwa strategiczna, której powstanie może zablokować wiele sił politycznych i biznesowych.
Zobacz także: Bitcoinowa rewolucja - czy czeka nas prokryptowalutowy zwrot w polityce?
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję