Pandemia koronawirusa bez mała stworzyła nową klasę kryzysów gospodarczych, z jakimi nigdy przedtem nie było nam dane się mierzyć. Wpierw optymistycznie zakładano V-kształtny przebieg kryzysu – szybkie załamanie, szybkie odbicie. Miesiące jednak mijały, lockdowny trwały, a oczekiwania przesunęły się w kierunku odbicia U-kształtnego, czyli stabilizacji gospodarki na obniżonym poziomie do czasu zwalczenia epidemii, a następnie sprawnego odbicia. W najgorszym wypadku zakładano literę L – flautę i przedłużającą się recesję. Wbrew jednak czarnowidzom, na wskaźnikach makroekonomicznych widać mieszankę liter U i L – aktywność gospodarcza w okresie letnim rzeczywiście odbiła, jednak wraz ze zbliżającą się zimą dynamika wyraźnie osłabła. Wciąż natomiast obserwowalne jest, że procesy rynkowe adaptują się do nowych realiów, szczególnie w bardziej elastycznych gospodarkach. Pamiętać jednak warto o efektach bazy – jedynie by odrobić 10-procentowy spadek, potrzeba wzrostu o 11,(1)%.
Polska na tle załamania gospodarczego na świecie wcale nie wypada najgorzej. Co prawda nie jesteśmy już (i pewnie nie będziemy) magiczną, „zieloną wyspą” jak w przeszłości, natomiast jak dotychczas kryzys koronawiursowy wykazał daleko idącą elastyczność polskiej gospodarki. Podobne słowa można przeczytać i usłyszeć z ust wielu dziennikarzy i decydentów politycznych w odniesieniu do najróżniejszych państw świata – każdy przecież wychwalać będzie własne gniazdo. Naturalnie zawsze należy brać poprawkę na uspokaja