Reklama
WIG82 745,58+1,45%
WIG202 436,05+1,72%
EUR / PLN4,31+0,03%
USD / PLN4,00+0,17%
CHF / PLN4,43+0,16%
GBP / PLN5,05+0,15%
EUR / USD1,08-0,13%
DAX18 492,49+0,08%
FT-SE7 952,60+0,26%
CAC 408 205,81+0,01%
DJI39 807,37+0,12%
S&P 5005 254,35+0,11%
ROPA BRENT87,07+1,60%
ROPA WTI82,70+1,20%
ZŁOTO2 234,24+0,06%
SREBRO25,03+1,87%

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

rynek finansowy

Każde demokratyczne państwo, nawet te stabilne i dobrze prosperujące musi zmierzyć się z jakimś kryzysem. U progu zmian, czekają reformy: gospodarcze, polityczne i administracyjne. Często kryzysy rozwiązywane są za pomocą jednego z narzędzi demokracji, jakim jest referendum. Rozpisanie go, budzi niepokój i niepewność nie tylko wśród obywateli danego państwa. Referendum ogólnokrajowe to moment, w którym inwestorzy na chwilę wstrzymują oddech, gdyż jego przebieg i wynik zmienia dotychczasowy układ sił. Na przestrzeni ostatnich dwóch lat mieliśmy do czynienia z trzema referendami, na które rynki zwróciły szczególną uwagę: Wielka Brytania, Turcja i Hiszpania.

 

Referendum istota

Zanim zacznę analizować poszczególne referenda, ich tło i skutki, to chciałabym poruszyć kwestię samego celu jakiegokolwiek referendum. Tak jak już wspomniałam, referendum to jedno z narzędzi demokracji bezpośredniej. Najprościej mówiąc, gdy w państwie występują kwestie sporne dotyczące prawa, ustaw, finansowania, a nawet podziałów etnicznych, to rząd sięga po rozwiązanie, które jest wyciągnięciem ręki do ludu. Każdy obywatel w interesie, którego jest przyszłość jego życia w danym kraju może udać się do lokalu wyborczego i zagłosować za zmianami lub też zanegować je.  

Patrząc na referendum z perspektywy rynków, sprawa jest bardziej globalna niż lokalna. Gdy dochodzi do rozpisania referendum w państwie znaczącym dla światowej gospodarki, to inwestorzy z całego świata bacznie przyglądają się możliwym prognozom i włączają ryzyko polityczne do analizy fundamentalnej. Tak było w przypadku referendum w Wielkiej Brytanii, Turcji, czy tego najnowszego w Hiszpanii, ściślej Katalonii. Prześledźmy zatem te trzy zrywy demokratyczne, ich przebieg i konsekwencje dla rynku, gospodarki i życia zwykłego obywatela. 

Reklama

 

Brexitowy straszak 

Tło: 

Brytyjczycy, którzy od wieków przyzwyczajeni byli do wiedzenia prymu na całym świecie, spotkali się ze smutną prawdą. Wielka Brytania po wiekach świetności przestała być Imperium, nad którym nigdy nie zachodzi słońce. W Unii Europejskiej bardziej liczono się ze zdaniem Niemiec, czy też Francji, mimo tego, że Wielka Brytania była filarem. Brytyjczycy zaczęli więc zadawać sobie pytanie, które najlepiej wyraża poniższy cytat: 

Co by nie mówić, wiele w tym prawdy. Wielka Brytania ze swoją walutą i silną pozycją w strukturach unijnych jest swego rodzaju pomostem pomiędzy UE a USA. Jest również jednym z filarów gospodarczych całej UE. W związku z tym, wielu Brytyjczyków pyta… to skoro byliśmy i jesteśmy potęgą, to po co nam ta cała UE?  

Idąc dalej, do kraju wkraczało coraz więcej imigrantów z całego świata, mimo że Brytyjczycy przyzwyczajeni byli do multikulturalizmu, czara goryczy zaczęła się przelewać. W państwie narastała fala eurosceptycyzmu, a ówczesny premier David Cameron obiecał temu zaradzić. Brytyjczycy coraz częściej postrzegali UE jako instytucję skorumpowaną, interesowną i działająca wbrew „brytyjskiemu rozwojowi”. Przed referendum i jego negatywnymi skutkami, dla brytyjskiej gospodarki i rynku ostrzegali ekonomiści, bankierzy z największych instytucji, a nawet Bank Anglii. Groźby i ostrzeżenia zdały się na nic. 23 czerwca Brytyjczycy powiedzieli „Yes” dla opuszczenie Unii Europejskiej. 51,89% uprawnionych do głosowania zdecydowało, że Wielka Brytania „rozwiedzie się” z UE.  

Reklama

Obawy inwestorów: 

Nikt tak naprawdę do końca nie wierzył, że ze struktur UE wykruszy się jej podstawowy filar. A jednak stało się. Inwestorzy zastanawiali się co zrobić w obliczu Brexitu. Niektórzy radzili, by przeczekać tę polityczną burzę, tak aby nie stracić na niej. Tu nie trzeba było być wielkim specem od rynków finansowych, by wiedzieć, że największe zawirowania będą widoczne na parach z funtem brytyjskim. Tak też się stało. Rynki finansowe odczuły decyzję Brytyjczyków. Najboleśniej odczuł ją oczywiście funt brytyjski, który po ogłoszeniu wyników tracił do dolara amerykańskiego ok. 11%. Funto długo „podnosił się z kolan”, odrabiał straty jeszcze przez kolejne miesiące.  

Brexit, który tak naprawdę od czerwca 2016 roku jest w procesie przetwarzania, wciąż jest niewiadomą. Kolejne tury negocjacji idą niezwykle mozolnie. Brytyjczycy ociągają się w kwestii podjęcia najważniejszych decyzji. Komisja Europejska stawia ultimatum, w którym najważniejszą rolę odgrywa wywiązanie się Brytyjczyków ze zobowiązań finansowych do 2020 roku. Nie wspomnę już o innych kwestiach, jak prawa obywateli unijnych, przyszłe umowy handlowe, dostęp do jednolitego rynku, wprowadzenie okresu przejściowego… To wszystko spędza sen z powiek negocjatorom po obu stronach. Inwestorzy wciąż nie wiedzą, na jakich warunkach Wielka Brytania odejdzie z UE.  

 

Tureckie problemy 

Tło:

Reklama

Nie jest to bezpodstawne stwierdzenie. Turcja tonęła w kryzysach. Począwszy od nieudanych zamachów stanu na Prezydenta Receipa Erdogana, skończywszy na ulegającej politycznej presji lirze tureckiej. Turecka gospodarka nie miała nic do zaoferowania swoim obywatelom. Agencje ratingowe przyznawały Turcji tzw. śmieciowe noty. Państwo tureckie było bardzo słabe i niewydolne. Erdogan próbował ratować turecką walutę narodową, namawiał do przewalutowania środków na kontach obywateli… Prośby zdały się na nic. Co zatem postanowiono? Na 16 kwietnia 2017 roku zaplanowano referendum konstytucyjne. Jeśli Turcy powiedzieliby „Evet” (tur. tak) dla zmiany ustroju z republiki parlamentarnej na prezydencką, to tym samym przyznaliby niemalże pełnię władzy Erdoganowi. Tak też się stało. 51,3% Turków zagłosowało za zmianami ustrojowymi w państwie. 

Referendum było krytykowane przez Zachód. Wielu zarzucało Erdoganowi przejęcie kontroli nad całym państwem i rządem oraz powrót do dyktatury. Erdogan walczył o przychylność Turków zamieszkujących poza terytorium tureckim. Namawiano Cyrpyjczyków zamieszkujących grecką część Cypru, dając im do zrozumienia, jakoby należeli do Turcji.  

Obawy inwestorów: 

Inwestorzy najbardziej bali się tego, że w rękach jednego człowieka będzie spoczywać polityka monetarna i gospodarcza. Takie obawy miały charakter długoterminowy. Jeśli w tamtym czasie spoglądaliśmy z perspektywy krótkoterminowej, to największe ryzyko mogło dotyczyć par z lirą turecką. Referendum było o tyle ważnym wydarzeniem dla rynków finansowych, o ile wielu brokerów wprowadziło na ten czas zmiany w zabezpieczeniach. Dla przykładu przytoczę komunikat XM: 

By uchronić nasze przedsiębiorstwo i klientów przed rynkową turbulencją, XM zamierza tymczasowo podnieść poziom zabezpieczeń”. 

Reklama

Wbrew pozorom, gdyby Turcy nie zgodzili się na zmianę zapisu konstytucyjnego dotyczące ustroju, to reakcja rynków mogłaby być bardzo negatywna. Jako że w referendum przeważyły głosy za zmianą w konstytucji, to lira turecka w końcu odbiła się od dna i po pierwszym anonsie podskoczyła niemalże o 2,5% względem dolara. Wzrosty na lirze według analityków w tamtym czasie miały mieć charakter krótkotrwały, gdyż referendum nie rozwiązywało kwestii Kurdów, ani też napięć na linii Ankara-Bruksela. 

 

Separacja Katalonii 

Tło:

W Hiszpanii ruchy separatystyczne i poczucie lokalnego patriotyzmu danego regionu jest niezwykle silne. Katalończycy podczas meczów swojej ukochanej Barcy śmiało wołają za niepodległością regionu – si a la independencia de Cataluñ! Już w 2014 roku, autonomiczne i samozwańcze władze regionu zorganizowały referendum niepodległościowe. Wówczas 80% Katalończyków uprawnionych do głosowania, powiedziało „Si” dla autonomii. Całkiem niedawno, Trybynał Obrachunkowy Hiszpanii obarczył organizatorów referendum z 2014 grzywną w wysokości 5,25 mln euro za zorganizowanie nielegalnego plebiscytu. Katalończycy nie ugięli się presji rządu w Madrycie i ponownie w zeszłą niedzielę, 1 października udali się do urn wyborczych i oddali głos za odłączeniem się Katalonii od Hiszpanii. Katalończycy czuli się poszkodowani, jako najbogatszy region musieli zasilać skarb państwa kwotami nieadekwatnymi, do tych które zyskują od rządu. Co więcej, mieli wysokie poczucie odrębności. Wciąż powtarzali, że Katalonia, to nie Hiszpania. Nic więc dziwnego, że 90% z nich woli odłączyć się od Hiszpanii. 

Dziś Premier Hiszpani – Mariano Rajoy stoi przed trudną decyzją. Może dalej tłumić separatystyczne ruchy Katalonii lub usiąść do jednego stołu z władzami z Barcelony.  

Reklama

Obawy inwestorów: 

Referendum niepodległościowe w Katalonii było wysokim czynnikiem tworzącym ryzyko polityczne dla rynków. Destabilizacja w Hiszpanii i kryzys polityczny, stwarzały warunki, które nie są sprzyjające dla rynków finansowych. Najbardziej obawiano się wzmożonych ruchów na wspólnej walucie – euro. Jednakże, po ogłoszeniu wyników negatywna reakcja euro była krótkotrwała. Hiszpański indeks skupiający największe spółki tamtejszej giełdy – IBEX35, doznał lekkiego wstrząsu i tracił na otwarciu poniedziałkowej sesji. Sytuacja na rynkach wraca jednak do normy, choć hiszpańska scena polityczna wciąż goreje.  

 

Polityka daje się coraz częściej we znaki rynkom. Referenda, których doświadczaliśmy przez ostanie 1,5 roku, wpłynęło na notowania głównych walut jak GBP, czy EUR. Obojętny na decyzje politycznie nie był także rynek akcji. Bez względu na to, czy referendum dotyczyło secesji, czy też zmiany konstytucji, wzbudzało niepokój inwestorów. Podziały w Europie nie służą rynkom finansowym. Sytuacja jednak wydaje się zmierzać ku większym rozłamom niż stabilizacji. 

 

Czytaj więcej