Cena baryłki ropy naftowej przekroczyła już 61 dolarów w przypadku gatunku Brent oraz 58 dolarów dla gatunku WTI. Po raz ostatni takie poziomy obserwowaliśmy rok temu, kiedy pandemia dopiero kiełkowała i była postrzegana przez rynki jako dość odległe zagrożenie. Cena ropy odrobiła zatem całość strat, choć popyt na nią pozostał niższy i będzie tak jeszcze pewnie przez wiele miesięcy. Dlaczego tak się stało? Wygląda na to, że OPEC odrobił lekcję z przeszłości i zdaje sobie sprawę, że jedynie dyscyplina w ograniczaniu produkcji może zapewnić odpowiednio wysokie ceny i nie narazić na szwank lokalnych budżetów.
kiedy OPEC za wszelką cenę walczył o udział w rynku (chcąc wyeliminować nowego gracza w postaci głównie amerykańskiej ropy łupkowej) nie ma zatem mowy. Zatem pomimo licznych nadal obowiązujących restrykcji, mających negatywny wpływ na działalność gospodarczą, na rynku ropy mamy deficyt i taka sytuacja może utrzymać się przez większość roku. Co z tego wynika? Presja na wzrost cen. Ropa poprzez ceny paliw ma nadal niebagatelne znaczenie dla koszyków inflacyjnych, a w relacji rok do roku w kolejnych miesiącach będzie droższa o ponad 100%. Oczywiście przełożenie na ceny paliw na stacjach jest dużo mniejsze (np. ze względu na podatki), ale przy podobnych relacjach obserwowanych na wielu innych rynkach surowcowych presja ta – zresztą już zauważalna w badaniach przedsiębiorstw – będzie narastać.
a to, czy przełoży się to