Banki centralne nauczyły się nowych metod walki z kryzysami po krachu lat 2008/2009. Gdy tylko zatem koronawirus wkroczył na krajowe salony, podmioty te przystąpiły do zdecydowanych działań. Uruchomiono olbrzymie programy skupów aktywów, czyli tzw. QE, a pytania o rozdmuchane do granic przyzwoitości bilanse banków centralnych zeszły na boczny tor.
Do tego dołożono jeszcze agresywną politykę informacyjną (forward guidance) o tym, jak niezwykle długo stopy pozostaną niskie. Wszystko w imię dostarczenia bodźca gospodarce.
O tym przeczytasz w tym artykule.
W pierwszych miesiącach, gdy pandemia rozgrywała się przede wszystkim w Chinach (warto nadmienić, że Wuhan już reklamuje się jako wspaniały region turystyczny, bez śladu koronawirusa), nic nie straszyło ekonomistów bardziej, niż załamane łańcuchy dostaw. To przecież Azja jest współcześnie fabryką, przynajmniej półfabrykatów, świata. Wspaniało brzmiące na kanwie globalizacji postulaty lean manufacturing oraz just-in-time, głoszące redukcję zapasów do minimum i roztaczające cudowną wizję optymalizacji procesu produkcyjnego,