Taki śmiały wniosek można wysnuć po analizie dotychczasowych danych o popycie na węgiel, produkcji, zapasach oraz już zapowiedzianych kontraktach. Jeśli horyzont analizy jest krótki i nie wykracza poza okres zimowy, wówczas - przy pewnej dozie szczęcia - Polska prześlizgnie się bez deficytu, choć z minimalnym poziomem poduszki bezpieczeństwa. Istotnie mogłaby pomóc racjonalizacja zużycia, ale o tym już w kolejnym odcinku.
Musimy się tu jednak zgodzić na pewne założenia/uproszczeni
Po pierwsze nie rozróżniamy jakości węgla (np. różnice między krajowym, a importem). Teoretycznie więc całkowity wolumen może się "zgadzać", ale niekoniecznie muszą się "zgadzać" poszczególne sortymenty. Idziemy o zakład, że w sytuacji zagrożenia nie będzie to miało większego znaczenia i liczyć się będzie tylko to, czy węgiel daje się spalać, czy nie. Formalnie jednak, zwłaszcza przy imporcie - nie wiadomo, co może do nas "przypłynąć", bo rozdział na sortymenty następuje ex post, już przy wyładunku. Po drugie, mamy ograniczoną wiedzę dot. górnictwa i energetyki. Nie jesteśmy w stanie zagłębić się w niuans. Potrafimy pewne rzeczy wyczytać z danych, ale formalnie nie zbudujemy funkcji produkcji, czy funkcji popytu. Nie ukrywamy więc, że nie wiemy gdzie jest granica możliwości produkcyjnych w wydobyciu, posiłkujemy się też dość prostymi szacunkami dot. zapotrzebowania na zużycie węgla w tym roku biorąc pod uwagę dane z lat ubiegłych (i trend/cykl) oraz nie bierzemy też pod uwagę scenariuszy pogodowych (wszelkie prognozy są na tym etapie bezużyteczne).
Jeśli jednak uznamy, że te braki nie dyskwalifikują na wstępie poniższej analizy, to możemy przejść dalej. Zacznijmy od przeglądu bilansu węglowego w Polsce.
Zużycie/popyt: to samo co w 2021 to dobre, konserwatywne założenie
Zdecydowana większość zużywanego węgla kamiennego w Polsce to węgiel energetyczny. On też będzie naszym głównym punktem zainteresowania.
To, co najbardziej (nomen omen) rozgrzewa dyskusje w przestrzeni medialnej, czyli węgiel wykorzystywany przez gospodarstwa domowe, stanowi ok. 12% zużycia ogółem i w ostatnich latach przejawia tendencję spadkową. Na podstawie danych z ostatnich lat można szacować, że potrzeby gospodarstw domowych to ok 8,5-9 mln ton rocznie. Reszta to szeroko pojęta "gospodarka", a tam z kolei zdecydowanie przoduje zużycie w elektrowniach i elektrociepłowniach.
Zużycie na 2022 rok możemy na razie jedynie szacować
Naszym zdaniem można je założyć na poziomach zbliżonych do tych z 2021. Dlaczego? I kwartał 2022 (patrz wykres) plasuje się gdzieś pomiędzy analogicznym okresem 2020 i 2021 roku, więc nie będzie raczej błędem iż będziemy te wyniki ekstrapolować także na cały rok. Będzie to raczej szacunek z górką, gdyż I kwartał był bardzo mocny, a gospodarka będzie spowalniała. Dodatkowo uważamy, że będziemy mieli do czynienia z coraz większym znaczeniem źródeł odnawialnych (głównie fotowoltaiki - w dni słoneczne robią one sporą różnicę w zakresie konieczności pracy elektrowni zawodowych; sam ten efekt powinien ograniczać popyt na węgiel w całym roku). Popyt na węgiel ze strony gospodarstw domowych i przemysłu będzie ograniczany również przez efekty cenowe. Część podmiotów ma już - w oczekiwaniu na wyższe ceny - prawdopodobnie większe zapasy. Reasumując, w dalszej części komentarza będziemy konserwatywnie przyjmować, że zużycie na 2022 rok wyniesie ~69,7 mln ton (tyle co w 2021). Zapotrzebowanie na sam węgiel energetyczny można przy tym szacować na poziomie 57 mln ton, a na węgiel koksowy 12,7 mln ton.
Podaż (wydobycie krajowe + eksport oraz import)
Krajowe wydobycie węgla kamiennego regularnie spadało w ostatnich latach niezależnie od zużycia. Dziura pokrywana była importem i zużywaniem zgromadzonych zapasów.
Źródło: GUS, Energia 2022
Tu jeszcze mała dygresja do wykresów: produkcja węgla kamiennego różni się znacząco od tej dla węgla brunatnego. Można odnieść wrażenie, że o ile w przypadku węgla kamiennego dają o sobie znać granice możliwości produkcyjnych (lub inne czynniki powodujące chwilowe przesunięcia między popytem i podażą), to w przypadku węgla brunatnego można stwierdzić dokładne pokrycie zapotrzebowania wydobyciem. Jest to związane z faktem, iż generalnie w Polsce kopalnie węgla brunatnego produkują stricte pod potrzeby swoich elektrowni zlokalizowanych w sąsiedztwie, więc tutaj popyt=wydobycie (zawsze).
Część krajowej produkcji była również eksportowana, ale ostatnie lata to wyraźna nadwyżka importu nad eksportem. Głównym źródłem importu węgla kamiennego do Polski była Rosja. W ostatnim czasie wyraźnie spadł import import z tego kierunku (patrz wykres).
Dotyczy to wyłącznie węgla energetycznego i na nim będziemy się dalej skupiać
Ani w 2021 ani w 2022 Polska nie importowała węgla koksowego z Rosji (przynajmniej wg danych ARP prezentowanych na mapach poniżej, GUS raportuje import węgla koksowego z Rosji w tym okresie, ale stanowił on ok 10% importu węgla koksowego ogółem, ze względu na skalę możemy to pominąć). Głównym źródłem importu surowca tego typu była Australia (kierunki importu oraz to czym i gdzie w 2021 r. węgiel był transportowany do Polski można znaleźć na świetnych mapkach, które zamieszczamy poniżej).
Źródło: Import i przywóz (nabycie wewnątrzunijne) na obszar Polski, polskirynekwegla.pl/statystyka-publiczna
Wyzerownie importu to łączne ograniczenie wolumenu (licząc w skali sprzed inwazji) w okolicach 8 mln ton rocznie.
Czy deficyt importu z Rosji da się "domknąć"?
By odpowiedzieć na to pytanie, posłużymy się jeszcze inną dekompozycją, tzn. zużycia węgla energetycznego wg podziału na źródło. Czytelnik może odnieść wrażenie, że na siłę próbujemy wykorzystać wykresy, które przygotowaliśmy, ale nie jest to prawda. Wywód dotyczący bilansu zużycia łatwiej było przedstawić w innej formie (jak wyżej). Wracając do dekompozycji, wyraźnie widać istotny wkład Rosji w ostatnich latach (kolor czerwony), który w dużej mierze będzie musiał zostać zastąpiony. Dla uproszczenia przedstawiamy zmienną: wydobycie minus eksport (a więc produkcja krajowa pomniejszona o eksport).
* Zapasy przedstawiamy z nieintuicyjnym znakiem, tzn. plus oznacza, że zapasy są wykorzystywane, minus, że zapasy są budowane
Patrząc na tą strukturę można pokusić się o wyrysowanie deficytu na ten rok. Tu istotne będą jednak szczegóły.
Po pierwsze zakładamy, że wydobycie krajowe będzie przebiegać w podobnym natężeniu jak w ostatnich dwóch latach (średnio wydobycie na rynek krajowy, czyli pomniejszone o eksport wynosiło 40 mln ton). Raczej nie da się tej wielkości pchnąć istotnie w górę. Biorąc pod uwagę bieżącą sytuację raczej też nie należy zakładać, że spadnie eksport. Kontrakty na eksport węgla podpisywane są z wyprzedzeniem. Eksport w najbliższych miesiącach został więc już zdefiniowany, zakontraktowany wcześniej i nie będzie możliwe wycofanie się z niego. Jeśli z jakichś powodów możliwe będzie zerwanie tych kontraktów (np. w stanie wyższej konieczności), ograniczenia analizy robią się luźniejsze i łatwiej będzie pokryć zapotrzebowanie krajowe.
Po drugie uwzględniliśmy już zrealizowany import (tzn. import, który przybył do Polski w miesiącach styczeń-maj) oraz zrealizowane wykorzystanie zapasów (za I kw.). Dostępne są już dane za ten okres - nie ma więc potrzeby wykluczać go z dalszej analizy, w szczególności, żew pierwszych miesiącach tego roku jeszcze obserwowaliśmy import węgla z Rosji.
Po trzecie do przedstawienia deficytu przyjmujemy zero importu w dalszej części roku. To skrajnie restrykcyjne założenie, które będziemy luzować w dalszej części. Służy one do wnioskowania jak dużo importu węgla potrzebujemy ponad to, co jest dostępne. Zakładamy też na razie, że nie będziemy dalej wykorzystywać zapasów węgla (czyli pozostaną one na niezmienionym poziomie). To założenie też będziemy luzować w dalszej części komentarza.
Przyjmując opisane wyżej założenia oraz wspomniany na początku komentarza szacunek, iż w 2022 roku możemy potrzebować ok 57 mln ton kamiennego węgla energetycznego można szacować, że deficyt węgla mógłby w 2022 roku wynieść 10,6 mln ton. To jednak abstrakcyjna liczba, służąca tylko do dalszych rozważań - rzeczywistość będzie inna ze względu na import i zapasy. I tu przechodzimy do analizy możliwości luzowania poczynionych założeń.
Teraz trzeba ten deficyt zasypać
Wg deklaracji minister klimatu i środowiska A. Moskwy, Polska zakontraktowała na ten rok jeszcze 7 mln ton węgla (tzn. od lipca do końca roku tyle ton węgla powinno wg obecnych kontraktów zostać zaimportowane do Polski). Zgodnie z deklaracjami minister Moskwy, jest to węgiel energetyczny przeznaczony głównie dla elektrowni i ciepłowni, ale część z niego trafi również do gospodarstw domowych. Zakładając, że wspomniane 7 mln ton węgla zostanie zaimportowane, deficyt węgla mógłby wynieść ok. 3,6 mln ton. To wynik zbliżony do tego, o którym wg doniesień medialnych minister klimatu i środowiska ostrzegała w lutym (wówczas była mowa o ok. 3 mln ton węgla).
Jak to pokryć?
Po pierwsze, dalszymi kontraktami na import węgla (inne doniesienia medialne z ostatnich tygodni wskazywały, że Węglokoks dostał za zadanie znaleźć za granicą 2 mln ton, a PGE Paliwa – 4,5 mln ton). Po drugie, nie można zapominać o zapasach - stan zapasów węgla kamiennego energetycznego na koniec I kwartału tego roku wynosił 7,4 mln ton. Wystarczyłby on więc "z nawiązką" na pokrycie wspomnianego deficytu, nawet przy założeniu, że dodatkowy import (ponad zakontraktowane 7 mln ton) się nie zrealizuje.
Tu jednak nasz optymizm studzą 3 fakty
Po pierwsze, szeroko rozumiana "branża" jest sceptyczna co do tego, czy wspomniane wolumeny węgla uda się zaimportować zważywszy na ograniczoną przepustowość portów. Po drugie, świat nie kończy się 31 grudnia 2022 roku. Zakończenie naszej analizy w tym momencie determinowane było dostępnością danych i informacjami o zakontraktowaniu węgla. Wydrenowanie zapasów węgla może przesuwać problemy na przyszły rok. Szczególnie biorąc pod uwagę czynniki pogodowe - mówiąc prościej zimny styczeń i luty to główny czynnik ryzyka. Pewne stany zapasów są z pewnością też niezbędne ze względów strategicznych (czyli np. nie mogą być one regularnie bliskie zera). Po trzecie, zakładamy tutaj wykorzystanie zapasów, które są rozlokowane w wielu miejscach. Nie jest powiedziane, że stany zapasów są najwyższe tam, gdzie ewentualne zapotrzebowanie również będzie najwyższe.
???????? Ostatni tydzień spędziliśmy w węglu. Cali na czarno wychodzimy i twierdzimy: węgla w Polsce nie zabraknie (przynajmniej w tym roku).https://t.co/47autNpkKr
— mBank Research (@mbank_research) July 27, 2022
Na osłodę można jednak wskazać przypuszczenie z pierwszej części tekstu, że prawdopodobnie popyt na węgiel jest też przeszacowany. Szklanka pozostaje do połowy pełna. W tym roku powinno być dość łatwo, nawet bez dodatkowego importu. Wspomniana już "branża" spekuluje, że przy ciepłej zimie uda się prześlizgnąć. Odnosimy też wrażenie, że najlepszą bronią przeciwko brakom węgla byłaby racjonalizacja spożycia i zwiększenie efektywności spożycia. Cześć dostosowań może być relatywnie nisko-kosztowa (kto nie był w przegrzanym domu w zimie...). Ale temu aspektowi poświęcimy osobny tekst. Do zobaczenia.