Postawa warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych w trakcie ostatniej dekady jest mocno rozczarowująca. Podczas gdy na większości parkietów świata obserwujemy systematyczne wzrosty kształtujące potężną hossę, nasi rodzimi inwestorzy popadają w coraz większą frustrację. Na szczęście mamy gaming! Tutaj sytuacja wygląda diametralnie inaczej.
Posiadacze większości spółek z tego sektora niemal każdego dnia budzą się z uśmiechem na twarzy. Sprawdzając notowania po sesji, zadają sobie pytanie - o ile wzrosła wycena ich rachunku tym razem. Można powiedzieć, że jest to objaw niebezpiecznej euforii, zapowiadającej rychłe nadejście końca trendu. Jak doskonale wiemy, to właśnie pycha i pewność co do dalszych wzrostów często stanowią sygnał przegrzania rynku. Te czynniki są od dłuższego czasu bardzo widoczne. W sieci pojawiają się nawet poglądy, że spółek gamingowych nie warto sprzedawać już nigdy, a w przyszłości wypłacana przez nie dywidenda będzie stanowiła naszą emeryturę i gwarancję spokojnej starości. Po przeczytaniu takich tekstów niektórzy rynkowi wyjadacze niemalże z automatu mają ochotę wyczyścić portfel gamingowy zleceniami PKC (po każdej cenie). Z drugiej jednak strony, przeglądając fora internetowe, można odnieść przeciwne wrażenie. Spora część „ulicy” na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy bierze udział w grze pod tytułem „drożej już nie będzie”. Każdy kolejny szczyt na spółce CD Projekt spotyka się z komentarzami, iż właśnie mamy do czynienia z historycznym maksimum, który nigdy więcej nie zostanie już osiągnięty. Przypomina to nieco sytuację ze Stanów Zjednoczonych, gdzie najchętniej shortowaną spółką jest Tesl