Trwająca od końcówki lutego wojna za naszą wschodnią granicą, ma bardzo istotne konsekwencje w wielu aspektach. Krótko po jej rozpoczęciu podbiła mocno globalną awersję do ryzyka. Zauważalnie odczuły to także wyceny naszych, krajowych aktywów, względem których inwestorzy zmuszeni zostali do doszacowania ryzyk związanych z przyfrontowym położeniem geograficznym. Pozrywane łańcuchy dostaw, a więc skurczenie ilości dostępnych dóbr i usług, a także korespondujące z tym trendy de-globalizacyjne, w połączeniu z prowadzoną wcześniej, globalną, post-pandemiczną stymulacją monetarną, zaowocowały niewidzianymi od dekad odczytami inflacji. Inflacji, na pojawienie się której banki centralne zmuszone zostały zareagować odejściem od polityki niemal darmowego pieniądza i podnoszenia w pośpiechu stóp procentowych. Ta reakcja banków centralnych, a zwłaszcza Rezerwy Federalnej, nie tylko doprowadziła do globalnej przeceny aktywów finansowych, ale i przełożyła się w ucieczkę w stronę dolara, którego indeks silnie umocnił się w poprzednich kwartałach.
Tak silny ruch wzrostowy amerykańskiej waluty to zwyczajowo idealny przepis na kłopoty gospodarek rynków wschodzących. Te po pierwsze są jednymi z większych posiadaczy dolarowego zadłużenia, którego obsługa w otoczeniu umacniającego się dolara i rosnących stóp w USA, robi się nie lada wyzwaniem. Po drugie z kolei wspomniane, pozrywane łańcuchy dostaw niekoniecznie pozwoliły na cofnięcie się cen surowców. Pewne korekty naturalnie się pojawiły, natomiast jak na skalę umocnienia dolara,