Oszczędzali dziesiątki tysięcy złotych na kredytach względem hipotek złotówkowych, by po zmianie kursu często dopłacać do interesu. Teraz dla frankowiczów, bo o nich mowa, pojawiają się nowe możliwości. Temat ten dość niespodziewanie wrócił na pierwsze strony gazet. Powodem jest kolejna próba zorganizowania ugód pomiędzy bankami a kredytobiorcami. Tym razem zamieszanie spowodowane jest przez Komisję Nadzoru Finansowego, ale nie brakuje innych aktorów w tej historii. Co chcą osiągnąć frankowicze, a co banki?
H sięga początku tego milenium kiedy to w wielu krajach, nie tylko w Polsce, zauważono, że udzielanie kredytu w walucie o niskich stopach procentowych powoduje, że ignorując zmienność kursów walut, jest to tańszy kredyt. W Europie walutą tą okazał się frank szwajcarski, który był wówczas oprocentowany około 5% poniżej polskiego złotego. Co to oznaczało?
Osoby biorące kredyt we frankach, płaciły o 5% niższe odsetki, pomijając koszt konwersji waluty. W rezultacie co roku na każde 100 000 złotych kredytu nie płacono 5000 zł odsetek, to oznaczało przeszło 400 zł niższą ratę i to na każde 100 000 złotych.
Źródło: Currency One
gdyż banki dołożyły trochę opłat, głównie wynikających z konwersji walut, ale różnica wciąż była olbrzymia. Popularność kredytów rosła wraz ze spadkiem kursu franka, który od 2004 roku ze szczytów ponad 3 zł spadł w 2008 roku nawet poniżej 2 zł na krótk