„Zainwestujmy w obligacje – pewny zysk, zerowe ryzyko”. Ta domena od lat przyświecała inwestorom na rynkach kapitałowych. Obligacje uznawane były za zabezpieczenie. Przez lata te papiery dłużne nie przynosiły zawrotnych stóp zwrotu. Parę procent rocznie, coś powyżej inflację. Ale przynosiły. To co obecnie dzieje się na rynkach jest zjawiskiem irracjonalnym. Obligacje posiadają ujemną rentowność. Tak, ujemną! Można więc rzec, iż lokując swoje nadwyżki finansowe w skarbowe papiery dłużne, inwestujemy w pewną stratę. Dlaczego tak się dzieje? Jakie może mieć to skutki? Kupujemy drożej, by sprzedać taniej?
Z artykułu dowiesz się:
Przypomnę tylko, że obligacją nazywamy dłużny papier wartościowy, w którym emitent oznajmia, iż jest dłużnikiem i zobowiązuje się do wypełnienie świadczenia zawartego w umowie. Emitent pożycza od obligatariusza kapitał, który zobowiązany jest oddać po określonym czasie wraz z odsetkami (ew. po cenie wyższej niż pożyczył – w sytuacji papieru zerokuponowego). Należy do najbezpieczniejszych instrumentów finansowych. Z faktu, iż obligacje są instrumentami podlegającymi obrotowi na rynku wtórnym, ich cena w danym momencie może się różnić, jest warunkowana przez prawo popytu i podaży.
Dlatego też inwestorzy instytucjonalni bardzo rzadko przetrzymują te papiery do dnia ich wykupu przez emitenta. Jeżeli jakiś bank inwestycyjny kupuje 20 letnie obli