Po „czarnym poniedziałku" wzrosty na giełdach są nieco stonowane w porównaniu do tego, co można by oczekiwać po korygowaniu paniki rynkowej, która nie była odpowiedzią na jakieś załamanie rynków. Zyski spółek nie uległy tragicznemu pogorszeniu, nie wywłaszczyła się krzywa dochodowości, a wskaźniki fundamentalne pokazują, że inwestycja w akcje wciąż przynosi większe zwroty niż w postaci obligacji skarbowych. Mogłoby się wydawać, że to po prostu zwykła korekta w trendzie wzrostowym, lecz z znacznie większym rozmachem, i w podobnym tempie rynek powinien powrócić do wzrostów. Tak się jednak nie dzieje. Dlaczego?
Tutaj najpewniej wciąż kluczowym czynnikiem pozostają Chiny oraz względna drogość akcji. Pomimo większych zysków od rentowności amerykańskich papierów skarbowych, akcje były 2 tygodnie temu na względnie wysokich poziomach (mierzone np. P/E). Dołączanie do trendu przy górkach jest zawsze mniej dynamiczne niż odbijanie od dołków, więc rynkom może zabrać jeszcze trochę czasu zanim kurs akcji powróci do normalnego toru. Jednocześnie hamująca chińska gospodarka, rosnące wskaźniki niestabilności finansowej oraz niejasna polityka Rezerwy Federalnej będą stanowiły argumenty dla niedźwiedzi by uprzykrzać życie kupującym.
Dlatego właśnie akcje spółek mogą pozostawać pod presją przez najbliższy czas. Niemniej, nie ma mowy o porównaniu obecnej sytuacji do kryzysowych sytuacji tj. bańka dot-com lub kryzys finansowy z 2008 roku. Póki to się nie zmieni, spadki na amerykańskiej giełdzie będą techniczną wyprzedażą, którą można wykorzystać do kupienia akcji po tańszej cenie.
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję