Za nami październikowe posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej, na którym po raz dwunasty z rzędu i dziewiąty w tym roku miało dojść do przegłosowania podwyżki stóp procentowych NBP. Nie było wątpliwości w kwestii tego czy Rada zdecyduje się na kontynuację trwającego już równy rok cyklu zacieśniania monetarnego i podwyżkę oprocentowania - rekordowo wysoka inflacja we wrześniu, która „po wakacjach miała odpuszczać” i historycznie słaby polski złoty zmusiły RPP do złamania obietnicy danej przez Adama Glapińskiego na sopockim molo (wedle której ostatnia podwyżka o 25 punktów bazowych miała mieć miejsce we wrześniu). Na dzisiejszym posiedzeniu RPP stopy procentowe miały iść w górę - zgodnie z oczekiwaniami - o kolejne 25 punktów bazowych, co oznacza że stopa referencyjna od jutra miała wynosić równe 7,00%. Tak się jednak… nie stało. Wiele jednak wskazuje, że to nie koniec cyklu podwyżek stóp procentowych, a prezes NBP będzie musiał ostrożniej zapewniać o „inflacji w odwrocie”.
Podwyżka stóp procentowych w październiku
Wbrew rynkowym oczekiwaniom, na środowym posiedzeniu Rada Polityki Pieniężnej nie zdecydowała się na podwyżkę stóp procentowych
Zgodnie z decyzją RPP, od czwartku 6 października stopy procentowe w Polsce będą wynosić kolejno:
- stopa referencyjna 6,75% w skali rocznej,
- stopa lombardowa 7,25% w skali rocznej;
- stopa depozytowa 6,25% w skali rocznej;
- stopa redyskonta weksli 6,80% w skali rocznej;
- stopa dyskontowa weksli 6,85% w skali rocznej,
- stopa rezerwy obowiązkowej 3,50% w skali rocznej, czyli bez zmian od ostatniego posiedzenia (i od 31 marca 2022 roku)
Po październikowym posiedzeniu RPP stopa referencyjna pozostaje bez zmian, na poziomie 6,75%. Brak kolejnej podwyżki stóp procentowych w obecnym otoczeniu makroekonomicznym jest sporym zaskoczeniem dla rynku.
Jeszcze przed posiedzeniem Rady Polityki Pieniężnej było w zasadzie pewne, że dojdzie do złamania „traktatu sopockiego” i że wrześniowa podwyżka stóp procentowych nie była ostatnią. Co ciekawe, od pewnego czasu mamy do czynienia z wyraźnym dwugłosem wśród ekonomistów i ekspertów - jedni wskazują na to, że wciąż nie ma mowy o zbliżaniu się do końca cyklu podwyżek stóp procentowych w środowisku tak wysokiej i w dodatku wciąż rosnącej inflacji oraz bardzo słabego złotego i jednocześnie niskiego bezrobocia oraz utrzymującej się dobrej kondycji rynku pracy. Z drugiej jednak strony mamy ekspertów rynku nieruchomości, którzy wskazują, że kolejne wzrosty oprocentowania NBP nie tylko są coraz większym obciążeniem dla kredytobiorców, którzy muszą mierzyć się z niemal dwukrotnie wyższymi ratami niż jeszcze rok temu, ale także mogą doprowadzić do długoterminowego pogorszenia koniunktury deweloperów mieszkaniowych, którzy już w pierwszym półroczu odczuli spadek popytu na rynku nieruchomości. Spośród czołowych deweloperów w zasadzie każdy zanotował spadek sprzedaży - Dom Development w pierwszym półroczu sprzedał 25% mniej lokali niż rok wcześniej, a Echo Investment zanotował spadek o 40%, choć największą skalę spadku odnotował Lokum Deweloper (ponad 50% spadku sprzedaży w pierwszym półroczu, rok do roku).
Warto jednak wspomnieć, że przed skutkami kolejnych wzrostów oprocentowania doraźną ochronę kredytobiorców zapewniają trwające wakacje kredytowe, a także wchodząca w życie od początku 2023 roku zmiana wskaźnika referencyjnego, na podstawie którego ustalana jest wysokość rat kredytów hipotecznych o zmiennym oprocentowaniu (które stanowią ponad 90% wszystkich udzielonych w Polsce). Nowym wskaźnikiem będzie WIRON, który nieznacznie obniży wysokość rat kredytowych od przyszłego roku, w porównaniu do tych ustalanych na podstawie WIBOR 3M oraz WIBOR 6M. Trzeba jednak pamiętać o tym, że wakacje kredytowe są działaniem o charakterze proinflacyjnym i odwrotnym do zacieśniania polityki monetarnej, prowadzonego przez NBP. Dlatego też odroczenie spłaty kredytu mieszkaniowego nawet o osiem miesięcy może przełożyć się na konieczność dłuższego prowadzenia cyklu podwyżek stóp procentowych przez bank centralny.
Podwyżki stóp procentowych są nieuniknione, ale…
Pod koniec sierpnia prezes NBP Adam Glapiński udzielił wywiadu Bartkowi Godusławskiemu z Business Insidera, w którym przedstawił scenariusz jednej podwyżki stóp procentowych o 25 punktów bazowych we wrześniu lub alternatywny, w którym dojdzie do jeszcze jednego wzrostu oprocentowania o kolejne 25 pb., co skutkowałoby wzrostem stopy referencyjnej do równych 7%, niekoniecznie już na październikowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej. I właśnie w takim momencie obecnie się znajdujemy. Problem w tym, że prezes NBP przedstawiał ten scenariusz pod koniec wakacji, kiedy w grze była jeszcze narracja przekonująca, że „szczyt inflacji już za nami” i dynamika wzrostu cen będzie w kolejnych miesiącach hamować. Zaledwie dwa dni po publikacji tego wywiadu Główny Urząd Statystyczny opublikował szybki odczyt inflacji konsumenckiej za sierpień, wskazujący na to że ceny wcale nie hamują, a wręcz przeciwnie - sierpniowy wskaźnik CPI wyniósł 16,1% rok do roku i 0,8% w porównaniu do lipca, co wówczas było najwyższym tegorocznym wynikiem. Scenariusze Glapińskiego całkowicie pogrzebał jednak szacunkowy odczyt inflacji za wrzesień, który niespodziewanie wskazał na kolejny tegoroczny szczyt wskaźnika CPI na poziomie 17,2% rok do roku. Rada Polityki Pieniężnej okazała się jednak niewzruszona na rosnącą inflację i po jedenastu kolejnych podwyżkach stóp procentowych zdecydowała się na utrzymanie oprocentowania na wcześniejszym poziomie, niestety w bardzo wątpliwym momencie. Wygląda to trochę tak, jakby NBP twardo trzymało się swoich prognoz, mówiących o tegorocznym szczycie inflacji wypadającym pod koniec wakacji, zupełnie nie zważając na… rzeczywiste dane makroekonomiczne i historycznie niski kurs polskiej waluty. Argumentów za zakończeniem zacieśniania polityki pieniężnej jak dotąd nie daje również rynek pracy, którego kondycja jest bardzo dobra - w sierpniu czwarty miesiąc z rzędu stopa bezrobocia w Polsce utrzymała się na bardzo niskim poziomie poniżej 5% - wyniosła ona dokładnie 4,8% (jest to najlepszy wynik od początku lat 90. ubiegłego wieku). RPP nie musi się więc martwić zahamowaniem na rynku pracy, spowodowanym coraz wyższymi stopami procentowymi. Znacznie gorzej wygląda już przeciętne wynagrodzenie, które w perspektywie rocznej od pewnego czasu notuje realny spadek - mimo, że w sierpniu średnia płaca była wyższa o 12,7% niż rok wcześniej, to przy inflacji na poziomie ponad 16% zanotowała rzeczywisty spadek. Nie ulega też wątpliwości, że we wrześniu, przy ponad 17% inflacji, przeciętne wynagrodzenie również będzie w ujęciu realnym znacząco niższe niż w zeszłym roku.
Październikowa decyzja RPP jest też o tyle trudna do zrozumienia, że sytuacja na rynku surowców energetycznych, które w głównej mierze stymulują inflację, wcale nie uległa stabilizacji. Szczególnie po niedawnych wybuchach, które uszkodziły wszystkie cztery nitki gazociągu Nord Stream, najprawdopodobniej doprowadzając do jego permanentnego wyłączenia z użytku. Wg szacunkowych danych GUS, ceny energii poszły w górę we wrześniu o ponad 44% w ciągu roku, co na dalszy plan przesuwa prognozowane spadki inflacji w związku z niższymi cenami ropy naftowej.
Rada Polityki Pieniężnej nie stanęła też obronie polskiego złotego, który znajduje się w sytuacji historycznego osłabienia. W zeszły wtorek kurs USD/PLN po raz pierwszy przekroczył psychologiczną barierę 5 PLN i mimo, że tuż przed posiedzeniem RPP złoty znacząco umocnił się do dolara (4,81 USD), to po środowym ogłoszeniu decyzji błyskawicznie powrócił do poziomu powyżej 4,90, co jasno pokazuje rozczarowanie rynku biernością Rady w obecnych okolicznościach.
Brak decyzji o podniesieniu stóp dziwi również w kontekście odczytów PMI dla polskiego przemysłu - we wrześniu wzrósł on do 43 pkt. z 40,9 pkt. w sierpniu, po raz piąty z rzędu notując wynik poniżej 50 pkt. Czy zatem, mimo poprawy odczytów z przemysłu, NBP przestraszyło się widma nadchodzącej recesji?
We wrześniu 2022 r. #ceny towarów i usług konsumpcyjnych wg szybkiego szacunku wzrosły w porównaniu do września 2021 r. o 17,2% (wskaźnik cen 117,2), a w stosunku do sierpnia 2022 r. wzrosły o 1,6% (wskaźnik cen 101,6). https://t.co/ujD6EskRHc#GUS #statystyki #WskaźnikCen pic.twitter.com/qxxJCynjew
— GUS (@GUS_STAT) September 30, 2022
Znów na ostatnim miejscu w regionie
Po czerwcowym posiedzeniu RPP Polska miała najwyższą stopę referencyjną z grona państw regionu z własną walutą, mimo że dość późno rozpoczęliśmy cykl zacieśniania polityki pieniężnej, bo dopiero w październiku 2021 roku (a nie w czerwcu, jak Czechy czy Węgry). Z 6% stopą referencyjną wyprzedziliśmy Czechy, które wcześniej były na czele pod względem tempa podwyżek stóp (5,75% głównej stopy), a także Węgry (5,90% stopy referencyjnej).
To już jednak historia - Czeski Bank Centralny pod koniec czerwca podniósł stopy procentowe aż o 125 punktów bazowych (wobec oczekiwań na poziomie 100 pb.), przez co główna stopa wzrosła do równych 7%. W przypadku naszego południowego sąsiada może to jednak być ostatnia (dziewiąta) podwyżka oprocentowania banku centralnego ze względu na zmiany członków rady CNB, w tym samego prezesa banku centralnego. Od lipca na czele czeskiego banku centralnego stoi Ales Michl, który jest znany ze swoich gołębich poglądów i który regularnie głosował przeciwko wcześniejszym podwyżkom stóp. W siedmioosobowej radzie od lipca zmieniło się również dwóch kolejnych członków, z których większość, na czele z nowym prezesem, to przeciwnicy mocnego zacieśniania polityki monetarnej. Warto przypomnieć, że w maju czeska inflacja sięgnęła 16%, a w lipcu osiągnęła tegoroczny szczyt na poziomie 17,5%.
Jeszcze mocniejsze podwyżki stóp procentowych miały miejsce na Węgrzech - Narodowy Bank Węgier (MNB) podniósł w zeszły wtorek referencyjną, trzymiesięczną depozytową stopę procentową aż o 125 punktów bazowych, do 13 proc. I jednocześnie powyżej oczekiwań. Było to siedemnaste z kolei posiedzenie MNB, na którym podniesiono stopę procentową, która obecnie jest prawie dwukrotnie wyższa niż w Polsce.
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję