Kryzys migracyjny, spowolnienie gospodarcze w Chinach, konflikt syryjski. Wszystkie te fakty są bezpośrednio skorelowane ze światowym rynkiem surowców. Teoria Globalnej Wioski, wprowadzona do obiegu w 1962 roku przez Herberta McLuhana, zdaję się ostatecznie triumfować. Cały świat w mgnieniu oka otrzymuje najnowsze informacje i automatycznie je wykorzystuje, a handel surowcami nie jest tutaj wyjątkiem. Kluczowym z punktu widzenia inwestora jest odnalezienie korelacji pomiędzy informacją stricte ekonomiczną a jej wpływem na przyszły ruch ceny, żeby następnie móc efektywnie przełożyć ją na wyniki finansowe.
Dane wykorzystywane do analizy tego szczególnego rynku można podzielić na dwa podstawowe rodzaje. Pierwszym z nich są decyzje polityczne, informacje o stanie zapasów oraz spotkania pomiędzy decydentami. Ostateczne ustalenia najczęściej są ogłaszane na specjalnie zwoływanych konferencjach prasowych lub też publikowane w formie umów bądź innych aktów prawnych. Tylko część z tych informacji ma charakter ilościowy, zatem nie zawsze możliwe jest oszacowanie dokładnego wpływu danych na ruch rynkowy. Drugi rodzaj danych ma charakter wyłącznie losowy. Zaklasyfikować można tutaj ataki terrorystyczne, wybuchy wojen, katastrofy i tym podobne. Oczywiście niemożliwe jest przewidzenie wystąpienia takiego zdarzenia, jednak jego efekty są bardzo łatwo zauważalne w kwotowaniach instrumentów.
Obecnie największe emocje budzą notowania ropy naftowej. W latach 2011-2013 cena tego surowca (West Texas Intermediate) wahała się w przedziale od 76 do 115 dolarów, natomiast połowa 2014 roku przyniosła dość niespodziewane załamanie na rynku. Obecne kwotowanie ropy WTI oscyluje w granicach 32 dolarów za baryłkę. Przecena jest zatem niezwykle dotkliwa. Pojawiło się sporo teorii mających na celu wyjaśnienie obecnej sytuacji. Najpopularniejszą z nich jest storpedowanie wydobycia łupkowego w USA. Stany Zjednoczone od wielu lat trapi problem samowystarczalności. Wielu analityków wskazywało na problem zbyt dużego uzależnienia tego kraju od importu surowców energetycznych. Obawy te nie okazały się bezpodstawne, albowiem kryzys naftowy z 1973 roku obnażył słabość gospodarek państw zachodnich, szczególnie w odniesieniu do szoków cenowych na rynkach paliw. Od tamtej pory USA dążyły sukcesywnie do przynajmniej częściowej autarkii. Światełko w tunelu pojawiło się stosunkowo niedawno. Od blisko 10 lat Stany Zjednoczone inwestują coraz większe sumy w wydobycie łupkowe. Proces ten został już nawet nazwany mianem „rewolucji łupkowej”. Według danych U.S. Energy Information Administration w latach 2007-2014r. wydobycie surowców energetycznych pochodzących z tego źródła wzrastało średniorocznie o blisko 51%. W 2008 roku Stany Zjednoczone wydobywały dziennie 5 mln baryłek, a obecnie jest to już ponad 9 mln. Skala wzrostu jest imponująca. Dzięki temu kraj ten ograniczył import ropy w latach 2010-2014 o blisko 20 proc. Oczywiście nie było to w smak innym potęgom wydobywającym ropę naftową, w szczególności krajom OPEC. Obecny koszt wydobycia jednej baryłki ropy pochodzącej z łupków waha się w przedziale od 35 do nawet 95 dolarów w zależności od używanych technologii. Wedle szacunków docelowy koszt wydobycia ma się znajdować w przedziale od 30 do 40 dolarów[1]. Ostatnie spadki cen ropy nie mogą dziwić w kontekście utrzymującej się nadpodaży surowca na światowych rynkach. Stawiają one jednak pod znakiem zapytania opłacalność amerykańskiej rewolucji i premiują ponownie kraje wydobywające ten surowiec w sposób klasyczny. Ten mechanizm obronny wydaje się więc być zrozumiały. Dodatkowo presja na spadek cen została pogłębiona poprzez zdjęcie sankcji gospodarczych z Iranu. Kraj ten jest bowiem 5 największym producentem surowca na świecie i utrzymuje wydobycie na poziomie 4,2 mln baryłek dziennie. Zwiększenie podaży jeszcze dalej odsuwa perspektywę wzrostu cen. Obecna sytuacja jest trudna dla kilkunastu gospodarek, szczególnie tych, których przychody w dużej mierze zależne są od eksportu surowców energetycznych. W gronie tym można wymienić kilka państw, m.in.: Wenezuelę, Kanadę, Nigerię, Rosję, Meksyk. Obecne ceny są zabójcze dla nigeryjskiej gospodarki, gdzie eksport ropy naftowej i gazu ziemnego odpowiada za aż 35% Produktu Krajowego Brutto[2]. Nie lepsza sytuacja panuje w Rosji. Duże uzależnienie PKB od wartości eksportu ropy spowodowało ogromną deprecjację walut. Na początku września 2014 roku za jednego dolara należało zapłacić około 38 rubli, natomiast dziś jest to aż 76 rubli. Minimalnie lepiej wygląda sytuacja z dolarem kanadyjskim, ponieważ na początku września 2014 roku za jednego dolara amerykańskiego należało zapłacić 1,07 dolara kanadyjskiego, a dziś już 1,36 dolara kanadyjskiego. W relatywnie najtrudniejszej sytuacji znajduje się jednak rosyjska gospodarka. Interwencja na Ukrainie została bowiem okupiona licznymi sankcjami międzynarodowymi, które dodatkowo nie sprzyjają wzrostowi gospodarczemu. Ponadto Rosja potrzebuje wyższych cen ropy na światowych rynkach jak tlenu, co jednak może wcale nie być takie proste. Według U.S. Energy Information Administration mamy obecnie do czynienia ze znaczącą nadwyżką produkcji ropy - codziennie 1,3 mln baryłek[3] zostaje skierowanych do rezerwy surowcowej. Dopiero w 3 kwartale 2017 roku zrównoważy się popyt z podażą, jednak w rezerwie wciąż pozostaną rekordowe zapasy, więc nawet wtedy znacząca i gwałtowna podwyżka cen ropy jest mało prawdopodobna. Należy raczej spodziewać się stopniowego wzrostu ceny, a w wówczas również waluty związane z ceną tego surowca powinny zacząć się umacniać, chociaż powrót do wartości sprzed połowy 2014 roku jest raczej celem odległym. Należy więc pamiętać, że pierwszym sygnałem do gruntownego umocnienia się takich walut jak rubel, dolar kanadyjski czy choćby meksykańskie peso będzie wzrost cen ropy na światowych rynkach.
Kolejnym kluczowym surowcem jest złoto, które od zawsze pełniło funkcję środka wymiany handlowej. Aż do 1971 roku określona była sztywna wymiana złota na dolary amerykańskie, za jedną uncję kruszcu płacono 35 dolarów. Było to pokłosie ustaleń w Bretton Woods, gdzie w 1944 roku określono porządek gospodarczy na kolejne lata. W związku z trudnościami w kontynuowaniu „standardu złotego”, prezydent Richard Nixon zawiesił ostatecznie wymianę. Od tamtej pory mamy do czynienia z pieniądzem fiducjarnym (opartym na wierze), a ceną złota zaczął sterować popyt i podaż. Surowiec ten jest również papierkiem lakmusowym ryzyka, ponieważ w chwili, gdy tylko pojawia się groźba konfliktu zbrojnego bądź kryzysu, inwestorzy przenoszą swoje środki z bardziej ryzykownych aktywów w stabilne i posiadające aspekt fizyczny złoto. Wydawać się może, że taka sytuacja ma miejsce obecnie. 2016 roku może być rekordowy, jeśli chodzi zapotrzebowanie złota na świecie, głównie za sprawą Chin. W błędzie jest jednak ten, kto twierdzi, że to przemysł jest odpowiedzialny za ten wzrost. W 4 kwartale 2015 roku, zapotrzebowanie na złoto w kontekście przemysłowym było globalnie o 7% niższe niż w 4 kwartale 2014 roku. Spowolnienie największej azjatyckiej gospodarki dość szybko przełożyło się na zmniejszenie zapotrzebowania na kruszec w tym segmencie. Warto zaznaczyć, że złoto (wraz ze srebrem) jest powszechnie wykorzystywane w elektronice do produkcji wysokiej jakości przewodników. Szacuje się, że rocznie na te cel przeznaczanych jest około 300 ton tego szlachetnego metalu[4]. Co jest zatem odpowiedzialne za wzrost popytu? Przede wszystkim rezerwy banków centralnych, których zapotrzebowanie w tym segmencie wzrosło z roku na rok o 25%. Z informacji opublikowanych w połowie 2015 roku wynika, że Chin zwiększyły swoje rezerwy złota o ponad 50%[5]. Z oficjalnych danych wynika, że największe rezerwy tego kruszcu posiadają Stany Zjednoczone. Mowa tu o 8133 tonach. Dopiero na piątym miejscy znajduje się Państwo Środka, choć jako jedyne z pierwszej piątki w ostatnim roku dokonywało zakupu surowca, nabywając go w ilości 603 ton. Ludowy Bank Chin przyznaje, że obecnie posiada 1658 tony, a jako powód zwiększenia zapasów podaje zarządzanie ryzykiem inwestycyjnym. Jeżeli tendencja do zakupu złota zostanie podtrzymana, to już za 3 lata to właśnie Chiny mogą posiadać drugie największe zapasy tego kruszcu, cena zaś z pewnością ulegnie zmianie, zważywszy na zmieniający się popyt i podaż. Obecnie cena surowca osiąga 6-letnie minima i pojawia się perspektywa na ostateczne wyhamowanie ruchów spadkowych. Poziom historycznych szczytów znajdujących się w rejonie 1900 dolarów za uncję jest mało prawdopodobny do osiągnięcia w krótkim terminie, jednak umiarkowany wzrost cen w najbliższych miesiącach jest prawdopodobny i należy się z nim liczyć.
Warto przyjrzeć się też innemu surowcowi, tym razem o charakterze typowo przemysłowym - miedzi. Z szacunków Deutsche Banku wynika, że w 2016 roku wyrówna się popyt i podaż na ten surowiec, podczas gdy w 2017 popyt ma już zdecydowanie przewyższyć podaż i tendencja ta może utrzymać się co najmniej do 2020 roku[6], pogłębiając się z roku na rok. Największym na świecie eksporterem miedzi jest Chile, wyprzedzając kolejno Japonię, Kazachstan, Australię i … Polskę. Wzrost popytu powinien oznaczać wzrost wartości tego surowca, a w konsekwencji umocnienie się walut największych światowych wydobywców. Aby jednak tak się stało, potrzebne jest utrzymanie dotychczasowej produkcji przemysłowej w Chinach, które są największym światowym producentem wszelkiej elektroniki. Pomimo spadku ogółu produkcji, segment elektroniczny nie powinien być jednak zagrożony.
Bardzo istotnym elementem handlu surowcami jest więc poprawne poznanie instrumentów, którymi dany inwestor zamierza operować. Nie można też zapominać o tym, że znakomita większość surowców kwotowana jest w dolarze amerykańskim. Jeżeli dolar zaczyna się gwałtownie umacniać, to również surowce mogą „odczuć” presję cenową, a jest faktem, że obecna sytuacja makroekonomiczna może sprzyjać dalszemu umacnianiu się amerykańskiej waluty. Do tej pory byliśmy świadkami dopiero pierwszej zapowiedzianej podwyżki stóp procentowych, w chwili obecnej trudno przewidzieć reakcję na kolejne zmiany polityki ekonomicznej FED.
Rynek surowców jest bardzo ciekawym segmentem handlu. Duża zmienność połączona z wysokimi obrotami skłaniają sporą część inwestorów do wzmożonej obserwacji tych instrumentów. Należy jednak pamiętać, że jak na żadnym innym rynku, wymiana ma tutaj w większości charakter fizyczny. Zakupione towary używane są do dalszej produkcji, jakakolwiek zmiana ceny ma ogromny wpływ na finanse niezliczonej ilości przedsiębiorstw, a w niektórych przypadkach nawet państw. Każda informacja, każda istotna decyzja ma ogromny wpływ na kwotowanie surowców a co za tym idzie, całość światowej gospodarki. Podstawą udziału w tym rynku jest odnalezienie powiązań pomiędzy makroekonomią a jej wpływem na ostateczne kształtowanie się ceny.
[1] Wszystkie koszty z https://en.wikipedia.org/wiki/Oil_shale_economics
[2] http://www.opec.org/opec_web/en/about_us/167.htm
[3] https://www.eia.gov/forecasts/steo/report/global_oil.cfm
[4] http://rynekzlota24.pl/zloto-metale-szlachetne/0206-zloto-odzysku/
[5] http://www.money.pl/gielda/wiadomosci/artykul/chiny-zwiekszaja-rezerwy-zlota-o-polowe,58,0,1861178.html
[6] http://blogs-images.forbes.com/gauravsharma/files/2015/11/Copper-supply-demand-balance-Deutsche-Bank.png
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję