Odkąd pamiętam jednym z najczęściej reklamowanych „tricków” na zwiększenie swojej skuteczności inwestycyjnego był „multiframing” – czyli poruszanie się między różnymi ramami czasowymi. Ale czy jest to faktycznie dobry pomysł?
Poczynając od pierwszych książek o tematyce inwestycyjnej z jakimi się zetknąłem, aż po aktualne wydawnictwa, ciągle natykam się na taką właśnie poradę. Zazwyczaj dotyczy ona umieszczenia na wykresie wskaźnika o okresie dużo większym niż normalny. Ma to na celu umożliwić nam wgląd w to, co robią długoterminowi inwestorzy używający wykresów wyższego rzędu. Czasami porady te dotyczą wręcz bezpośrednio oglądania wykresów wyższego rzędu i szukania tam sygnałów kupna/sprzedaży. Czyli jeśli inwestor na co dzień gra na świecach godzinowych (H1) powinien dla przykładu patrzeć też na wykres H4 czy dzienny, lub też umieścić wskaźnik posiadający wystarczająco duży okres, aby ukazywać długoterminowe zmiany.
Intencje dobre – rezultaty różne
Nie można odmówić takiej filozofii dobrych intencji. Wydaje się to logiczne, iż widząc to co robią więksi inwestorzy w wyższych przedziałach czasowych, zyskujemy pewnego rodzaju przewagę. Widzimy coś, na co nie zwracają uwagi inwestorzy w naszym przedziale czasowym. Tyle teorii. W praktyce bywa jednak z tym różnie.
Podstawowym problemem związanym z tego typu podejściem jest fakt, iż patrząc na wyższe przedziały czasowe zapominamy o perspektywie. Zapominamy, iż to co widzimy na wykresie wyższego rzędu, trudno wykorzystać na wykresie niższego rzędu gdyż wszystkie zjawiska mają inną skalę. Przykład: Inwestor intraday, operujący na wykresach H1, patrzy na wykres dzienny w poszukiwaniu poziomu wsparcia. Znajduje je na wysokości 1.05 dla EUR/USD. Składa następnie zlecenie ENTRY buy na tej wysokości i co się okazuje? Natychmiast po otwarciu pozycji zostaje ona zamknięta zleceniem STOP. Dlaczego? Otóż inwestor zastosował zlecenie STOP w odległości takiej, jaką stosuje normalnie na co dzień na wykresach 1H– czyli dajmy na to 30 pipsów. Zapomniał, iż w przypadku wykresu dziennego, faktyczna odległość dla zleceń STOP wynikająca ze zmienności na tego typu wykresie, powinna wynosić pewnie 100 pipsów. Tak więc sygnał uzyskany na wykresie wyższego rzędu okazał się nieprzydatny na wykresie niższego rzędu. Poniżej kolejny przykład – dla transakcji krótkiej sprzedaży w oparciu o poziom oporu.
Widzimy, że to co wydawało się tylko małym przełamaniem linii oporu na wykresie dziennym (żółty prostokąt), na wykresie godzinowymi jest już potężnym ruchem w górę, które uruchomiłoby wszystkie zlecenia STOP znajdujące się nad poziomem oporu (fioletowa linia).
Rynku nie oszukasz
Podobne problemy pojawiają się w przypadku używania wskaźników, o okresie dużo wyższym niż ten wynikający z ram czasowych w jakich operujemy. Czy zatem cały „multiframing” ma sens? Wydaje się, iż idea z tym związana bierze się z faktu, iż każdy inwestor chce przechytrzyć rynek i posiadać wiedzę, jakiej nie posiada nikt inny. To jednak nie jest do końca zgodne z podstawowym założeniem analizy technicznej, które mówi, iż „wszystko jest już w cenach”. Przechodzenie na wyższe ramy czasowe może służyć jako pomoc, ale nie należy tego nadużywać i traktować jako sposobu na zysk. W każdym możliwym przedziale czasowym inwestorzy mają swoje problemy, istnieją walki na wykresie oraz okazje do handlu. Cokolwiek ma się stać na wykresie wyższego rzędu(np. dziennym) najpierw musi zaistnieć na wykresie niższego rzędu(np. 1H). Taka jest kolejność rzeczy więc trudno oczekiwać, iż w taki sposób osiągniemy wiedzę, niedostępną w inny sposób. Wydaje się, że dużo lepszym rozwiązaniem jest skupienie się tylko na jednym poziomie czasowym i analizowanie mających tu miejsce zmian tylko z tej perspektywy. Inaczej próbujemy oszukać rynek wyprzedzając go – a to zazwyczaj kończy się zawsze tak samo…rynek udziela nam lekcji pokory.
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję