Larum, które podnoszone jest za każdym razem, gdy na światowej scenie politycznej dokonują się zmiany, często skłania inwestorów do nagłych decyzji kupna lub sprzedaży. Ci w obliczu zapowiedzi wielkich reform, obietnic i niepewności politycznej obawiają się nagłych zmian na rynku. Ile tak naprawdę z czczych wypowiedzi polityków stanie się rzeczywistością i w szybkim tempie wejdzie w życie? Czy inwestorzy powinni na tle tych obietnic podejmować pochopne decyzje?
Donald Trump
Kampania wyborcza Trumpa zawierała wiele obietnic, Ameryka miała być znów wielka. Kiedy ogłoszono wyniki wyborów rynki zaczęły reagować. To jest akurat zrozumiałe, faktem stało się, że Republikanin zasiądzie w Białym Domu. Jednak gdy inwestorzy po pierwszym przemówieniu Donalda Trumpa przed Kongresem oczekiwali konkretów, to spotkali się z roczarowaniem. Zapowiedź cięcia podatków jest nadal planem i tak naprawdę dopóki słowa nie staną się rzeczywistą i prawomocną ustawą, która zmieni dotychczasowe prawo, nie warto brać ich pod uwagę. Ostatnimi czasy dużo mówiło się o reformie służby zdrowia w USA i zniesieniu Obamacare. Oczywiście spodziewano się, że dojdzie do reformy, a na rynku pojawi się z tego tytułu zmienność. Inwestorzy obserwowali proces legislacyjny, który, gdyby przebiegł tak jak oczekiwał tego Donald Trump, mógłby mieć rzeczywiste odbicie przynajmniej na amerykańskim rynku. Jak się jednak okazało, Trump wiedząc, że Izba Reprezentantów nie poprze projektu, kazał wycofać go. W konsekwencji Obamacare wciąż obowiązuje w USA. To pierwsza porażka Donalda Trumpa, który w kampanii obiecywał zniesienie poprzedniego i ustanowienie nowego pakietu ubezpieczeń.
Lekcja dla inwestorów: Dopóki piłka jest w grze nie należy sugerować się zapowiedziami polityków. Reformy polityczno-gospodarcze nie zależą od jednej osoby. Mimo, że Trump był pewien zniesienia Obamacare, to jak na ten czas wystarczył brak poparcia IR. U polityków należy mierzyć siły nad zamiary, nigdy niewiadomo do końca, czy prognoza utrzyma się na rynku.
Francuskie wybory
Znad Sekwany wciąż napływają do nas coraz to nowsze sondaże. To fakt, większość z nich przez długi czas (w lutym, większą część marca) wskazywała na największe poparcie eurosceptycznej Marine Le Pen. Sondaże, a przy tym obawy przed wygraną partii Wildersa w Holandii przyczyniały się do tendencji spadkowej euro. Gdy w marcu wśród francuskich sondaży pojawiły się takie, które pokazały, że szansę na wygraną ma Emmanuel Macron, sytuacja euro poprawiała się. Sondaże można potraktować jako fakt, który przedstawia ogólne nastroje wśród wyborców. Jednak nastroje te kształtowane są znów przez wypowiedzi i obietnice przedwyborcze. Jak w przypadku Donalda Trumpa, którego kampania zawierała liczne zapowiedzi reform, tak samo przypadku wygranej Le
Lekcja dla inwestorów: Warto śledzić sondaże, jednak inwestorzy nie powinni sugerować się przedwyborczymi zapowiedziami polityków. Nie mniej jednak znajomość programu, jaki przedstawia kandydat wydaje się kluczowa, ale nie zapominajmy, że jego realizacja nie jest przesądzona. Owszem rynek zacznie reagować już przed ogłoszeniem wyników, a to czy dana tendencja utrzyma się lub zmieni, zależeć będzie od faktycznego stanu. Dla inwestorów, jeśli chodzi o Francję ważny będzie 23 kwietnia (wyniki I tury) oraz 7 maja (wyniki II tury).
Przykładów ze sceny politycznej, które wpływają także na rynki, można znaleźć wiele nawet w samej Europie. Inwestorzy mogą wyciągnąć ważne lekcje. To media kształtują scenę polityczną, zamiast skupiać się na spekulacyjnych i populistycznych wypowiedziach polityków, warto zwrócić uwagę na fakty. Te znajdzie się w danych makro. Ruchy rynkowe, które wywołują polityczne roszady mają faktyczny wpływ, gdy przewidywania znajdą potwierdzenie w faktach czyli rzeczywistej wygranej danego kandydata, czy też partii. Płynie z tego wniosek: wzmożona panika oparta o polityczny szum wygenerowany przez media, nie jest najlepszym doradcą inwestora.
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję