Prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej 3 listopada 2020 r. wybrano Joe Bidena z Partii Demokratycznej. Zmiana prezydenta w największej gospodarce świata to typowy gamechanger dla wszystkich rynków finansowych. Tym bardziej, gdy mamy za sobą, tak odmienne od poprzednich, 4 lata prezydentury republikanina Donalda Trumpa. Podejście do zarządzania krajem przez Trumpa było stricte biznesowe. Ocenę pozostawię każdemu indywidualnie. W tym artykule skupię się na wpływie prezydentury Joe Bidena na poszczególne rynki surowcowe, z czego pamiętajmy, że prezydent USA nie jest jedynym czynnikiem wpływającym na dany rynek. Większość decyzji prezydenta Joe Bidena będzie miało przełożenie na rynki dopiero w średnim i długim terminie.
Dolar amerykański
Wpływ prezydentury Joe Bidena na rynki surowcowe zaczniemy od waluty, w której rozliczana jest zdecydowana większość towarowych kontraktów terminowych. Oczywiście są wyjątki, jak np. brytyjski kontrakt na kakao (w funtach szterlingach) czy rozrastająca się lista kontraktów denominowanych w juanie. W przypadku dolara amerykańskiego dodruk trwa od lat. Pierwszy Quantitative Easing, QE1, ruszył w listopadzie 2008 r. – oznaczyłem wszystkie „edycje” dodruku na wykresie indeksu dolara. Amerykańska waluta nie wzmacniała się do poziomów powyżej 90 tysięcy przez ten dodruk. Wystrzał widać dopiero po zapowiedziach i zatrzymaniu dodruku w październiku 2014 r. We wrześniu 2019 r. Fed rozpoczął czwartą rundę luzowania, co zaowocowało wstrzymaniem umocnienia się dolara amerykańskiego i, po rozpoczęciu pandemii koronawirusa, osłabieniem najsłynniejszej waluty świata. W przypadku prezydentury Joe Bidena wiadomo, że Biały Dom poprze plany Izby Reprezentantów (kontrolowanej przez demokratów) o wsparciu amerykańskiej gospodarki kwotą 2,2 bln USD. Donald Trump tuż przed wyborami chciał zgodzić się na kwotę w przedziale 1,6-1,8 bln USD. Na drodze do tak kolosalnego dodruku stanąć może jednak kontrolowany przez republikanów Senat, który mówił o pomocy na poziomie 0,5 bln USD. Niezależnie od decyzji dodruk dolarów jest już w cenie dolara, tak jak w cenie dolara było zatrzymanie QE3 na 4 miesiące przed faktycznym wstrzymaniem dodruku. Pytanie otwarte to wielkość i czas tego dodruku – co może zadziałać bardzo negatywnie na siłę amerykańskiego dolara, zwłaszcza że poprzednie dodruki nie wywołały zbyt dużej inflacji.
Złoto
Rynek złota po zaliczeniu all time high powyżej 2.000 USD/oz dokonał 10% korekty. To oczywiście kwestia podkreślanych przeze mnie często tzw. „psychologicznych poziomów”, czyli okrągłych cen, które my, ludzie, bardzo lubimy – algorytmy są programowane także przez ludzi. Jednak złoto, w przeciwieństwie do wyborów prezydenckich w 2016 r., nie miało istotnej roli w 2020 r. Sam proces wyboru prezydenta w 2020 r. był pozbawiony najistotniejszego czynnika niezbędnego do gwałtownych wzrostów złota - strachu przed nieznanym. W 2016 r. mieliśmy Donalda Trumpa, który był nieznany jako polityk. Jedna, wielka niewiadoma. Biznesmen, mający na koncie bankructwa, jak i wcześniejsze starania o nominację do wyborów prezydenckich (w 1999 r. z ramienia Reform Party of the United States of America), był postrzegany jako ryzyko, co zaowocowało ponad 3,5% „strzałem” w noc wyborczą 9 listopada 2016 r. W 2020 r. świat już wiedział, jaki styl rządzenia ma Donald Trump oraz jaki styl sprawowania władzy ma były wiceprezydent USA z czasów obu kadencji Baracka Obamy – Joe Biden. Dlatego ruch wzrostowy na złocie nie przekroczył 0,7% w noc wyborczą.
Samo złoto jednak pozostaje w mocnej korelacji z dolarem amerykańskim. Oznacza to, że akceptacja dużej kwoty dodruku, być może nawet wyższej niż 2,2 bln USD, przez Joe Bidena może nam podbić cenę złota w 2020 r. do poziomów powyżej 2.000 USD za uncję. Październikowe prognozy banku Goldman Sachs mówią o 2.300 USD za uncję złota w 2021 r. Tym bardziej złoto zyska, jeżeli w którejś z głównych gospodarek świata gwałtownie ruszy inflacja. Dotyczyć to może nie tylko USA czy Unii Europejskiej, ale także Japonii, Australii czy nawet Indii – gdzie złoto jest ważną częścią ich kultury, a w razie potrzeby szybko może stać się ucieczką przed inflacją.
Srebro
Srebro to metal szlachetny (podobnie jak złoto, pallad czy platyna), jednak nie odnotował all time high w 2020 r. w swojej wycenie. Wynika to z faktu, że chemicznie oczywiście jest metalem szlachetnym (~20% srebra w 2019 r. to sztabki i monety), aczkolwiek kluczowe zastosowanie ma w przemyśle - ponad 51% w 2019 r., z czego fotowoltaika to ponad 9,5% globalnego popytu na srebro. Warto też wspomnieć, że srebro wyparło część miedzi z turbin wiatrowych – choć i tak na każdy megawat energii idą tony miedzi. W tej sytuacji prezydent Joe Biden, szeroko popierający ekologię z pominięciem kosztów gospodarczych, może dać poważne podstawy do wzrostów wyceny srebra w kolejnych latach. Tu oczywiście dużo zależy od tempa wprowadzania przepisów zwiększających opłacalność instalacji solarnych w USA. Osobiście spodziewam się, że duża pula dopłat i zwolnień podatkowych zarówno dla branży producenckiej, jak i użytkowników końcowych w Stanach Zjednoczonych pojawi się już w 2021 r. – plan Joe Bidena na pakiet klimatyczny przedstawiony w kampanii mówi o 2 bln USD. Wtedy też cena srebra może przebić prognozy Goldman Sachs mówiące o kwocie 30 USD/uncję. Duże zastosowanie srebra jest także w pojazdach elektrycznych - szacuje się, że zapotrzebowanie branży motoryzacyjnej na srebro w 2030 r. wzrośnie o 65% w porównaniu do zapotrzebowania w 2015 r. Jeśli Joe Biden wesprze na poziomie krajowym przejście na pojazdy elektryczne, może to także wywołać skokowy wzrost popytu na srebro – w USA w 2019 r. sprzedano ponad 17 milionów nowych samochodów. Kalifornia i Quebec (Kanada) już teraz mówią o zakazie sprzedaży pojazdów z silnikami benzynowymi i wysokoprężnymi od 2035 r. Wielka Brytania chce podobny zakaz wprowadzić już od 2030 r. Tak więc Joe Biden ma szansę i na tym polu podbić ceny srebra. Co prawda współczynnik ceny złota do srebra spadł z rekordowych poziomów ponad 110 (kwiecień 2020 r.) do przedziału 70-80, ale wciąż jest relatywnie wysoki. To daje nadzieję na dociągnięcie cen srebra do historycznych szczytów czyli >100% względem cen w końcówce listopada 2020 r.
Miedź
Typowy metal przemysłowy, którego podstawową wycenę określa się przez zapowiedzi inwestycji strukturalnych. Tu jednak Joe Biden może mieć nieco problemów z wyłuskaniem paru dolarów. Zapowiadany w kampanii program socjalny wraz z potężnym dofinansowaniem amerykańskiej gospodarki z powodu pandemii mocno nadszarpnie budżet USA, co przełoży się na przesunięcie w czasie inwestycji infrastrukturalnych. Możliwe też, że zostanie wstrzymana rozpoczęta przez Donalda Trumpa rewitalizacja i rozbudowa muru na granicy z Meksykiem – takie zapowiedzi z ust Joe Bidena padły w sierpniu 2020 r. To jednak tylko jedna strona medalu. Panele słoneczne na każdy megawat energii elektrycznej potrzebują około 5,5 tony rudego metalu. Farmy wiatrowe wykorzystują od 2,5 do 6,7 tony miedzi na megawat energii elektrycznej, a wartość ta wzrasta do około 9,5 tony w przypadku morskich farm wiatrowych. Idąc dalej, klasyczny samochód z silnikiem spalinowym wymaga ~22 kilogramów miedzi, pojazd hybrydowy (HEV) ~40 kilogramów, a całkowicie elektryczny (BEV) już 80 kilogramów. Tak więc w przypadku miedzi, podobnie jak przy srebrze, dużo zależy od prezydenckiego wsparcia konwersji na zieloną energię w Stanach Zjednoczonych. A potencjał do wzrostów jest duży - historycznie ceny miedzi bywały ponad 30% wyżej, stąd myślę, że w perspektywie pierwszej kadencji prezydentury Joe Bidena poziom 4 USD/funt jest jak najbardziej osiągalny.
Ropa naftowa
Czarne złoto nie ma dobrej passy w ostatnim czasie. Pandemia koronawirusa zmniejszyła popyt, którego nie zdołały zrównoważyć nawet kolosalne cięcia dokonane przez Grupę OPEC wspartą przez część innych krajów wydobywających ropę naftową, takich jak Rosja czy Meksyk (tzw. OPEC+). Zwłaszcza, że zwolniona z cięć OPEC+ Libia w listopadzie 2020 r. przywróciła swoje wydobycie ropy na poziomie przekraczającym milion baryłek dziennie, a i Stany Zjednoczone wydobywają cały czas powyżej 10 milionów baryłek na dzień. Joe Biden w kampanii wyborczej jasno i bez ogródek określał swój negatywny stosunek do paliw kopalnych, szczególnie ropy naftowej. Pod koniec października powiedział wprost: „I would transition from the oil industry, yes”. Padły też zapowiedzi wstrzymania dzierżaw i wydawania koncesji na wydobywanie ropy naftowej na ziemiach federalnych w USA. Dzierżawione i koncesjonowane grunty państwowe odpowiadają w tej chwili za około 25% amerykańskiej podaży ropy naftowej. Mamy więc czynnik pozytywny dla cen ropy, ale w bardzo długim terminie – aktualne dzierżawy i koncesje (na chwilę obecną) nie mają być wypowiadane. Pytanie, czy istniejące projekty nie będą obciążane dodatkowymi podatkami lub ograniczeniami. Drugim istotnym czynnikiem prezydentury Joe Bidena będzie jego polityka zagraniczna z najbardziej sankcjonowanymi przez USA producentami ropy naftowej: Iranem i Wenezuelą. W przypadku tego pierwszego spodziewam się, że Stany Zjednoczone pod wodzą Joe Bidena powrócą do paktu nuklearnego z Iranem (JCPOA), z którego Donald Trump wycofał się w 2018 r. Oznaczać to będzie zakończenie sankcji i oficjalne przywrócenie na rynek irańskiej podaży, która obecnie jest szacowana na 0,7-1,5 miliona baryłek dziennie z niecałych 2 milionów baryłek wydobycia dziennie. Przed sankcjami, w 2017 r., Iran wydobywał 4,7 miliona baryłek ropy i kondensatu ropy naftowej dziennie, a średni eksport wynosił 2,62 miliona baryłek na dzień. Irańska podaż szybko dodałaby milion baryłek ropy do nadpodaży zwiększonej już przez Libię – co raczej przełoży się na utrzymanie cen zdecydowanie poniżej 50 USD/baryłkę w 2021 r. W przypadku Wenezueli Joe Biden może się pokusić o „gest dobrej woli” w postaci zluzowania sankcji za ustępstwa na rzecz opozycji ze strony nieuznawanego przez większość świata prezydenta Nicolása Maduro. Wenezuela już przed sankcjami USA drastycznie zmniejszała swoją produkcję ropy naftowej (np. ponad 40% rdr. w 2015 r.), ale ich nałożenie znacznie ten proces przyspieszyło. Zluzowanie sankcji może pozwolić Wenezueli na zapewnienie podaży na poziomie co najmniej miliona baryłek dziennie w ciągu paru miesięcy. Proces ten nie nastąpi jednak raczej w 2021 r.
Gaz ziemny
Gaz ziemny to trudny do ugryzienia temat przez Joe Bidena. Z jednej strony to paliwo kopalne, z drugiej bardziej ekologiczne od węgla czy ropy naftowej. Trzecia strona medalu to fakt, że gaz ziemny (w skroplonej formie LNG) to coraz istotniejszy towar eksportowy Stanów Zjednoczonych, który w listopadzie 2020 r. osiągnął rekordowy poziom 9,9 miliarda stóp sześciennych dziennie. Amerykańskie przedsiębiorstwa poczyniły długofalowe inwestycje w infrastrukturę wydobywczo-eksportową, która ma znacznie zwiększyć możliwości USA w zakresie sprzedaży zagranicznej. Prognozuje się też skokowy wzrost zapotrzebowania na gaz ziemny, zwłaszcza w krajach azjatyckich. O ile jednak sądzę, że w kwestiach dzierżawy gruntów federalnych pod wydobycie Joe Biden nie będzie czynił wyjątków dla gazu, o tyle nie będzie raczej mocno ograniczał, przynajmniej w pierwszej kadencji, już istniejących elementów zbyt aktywnie. W przypadku gazu ziemnego nie mamy też istotnych czynników międzynarodowych, na które prezydent USA mógłby mieć wpływ.
Soja i kukurydza
W przypadku tych dwóch głównych produktów eksportowych Stanów Zjednoczonych (soja jest w pierwszej dziesiątce amerykańskiego eksportu) kolosalne znaczenie będzie mieć polityka Joe Bidena względem Chin. Państwo Środka przed wojną handlową Trumpa odbierało ponad 56% amerykańskiego eksportu soi, co czyniło ją drugim produktem eksportowym do Chin. W przypadku kukurydzy jest to znacznie mniejszy udział, bo przed wojną handlową było to 1,65% amerykańskiego eksportu kukurydzy, ale weźmy pod uwagę, że prognozy mówią o zwiększonym popycie ze strony Chin w 2021 r. o co najmniej 20 milionów ton kukurydzy – które najprawdopodobniej wezmą w większości z USA na mocy podpisanej w styczniu 2020 r. „fazie pierwszej” umowy handlowej. To właśnie ta umowa będzie kluczowym czynnikiem dla wycen soi i kukurydzy. Joe Biden będzie musiał zdecydować, co zrobić z cłami na chińskie produkty o wartości około 360 mld USD. Z jednej strony to potężne narzędzie presji, z drugiej nowy prezydent raczej nie ma wystarczającej odwagi, by nie ugiąć się, gdyby Chiny przeszły do ofensywy – na przykład w przypadku metali ziem rzadkich czy ograniczenia importu produktów rolnych z USA. Joe Biden w swojej przeszłości wielokrotnie podkreślał przyjazne stosunki z prezydentem Chin, Xi Jinpingiem, ale ma też na koncie nazwanie go „bandytą”. Niemniej istotne będą działania Donalda Trumpa w końcówce kadencji – Biden zasiądzie w Gabinecie Owalnym dopiero 20 stycznia 2021 r. Do tego czasu Donald Trump w swojej nieprzewidywalności może stwierdzić (słusznie), że Chiny nie wywiązały się z „fazy pierwszej” i zerwać dotychczasowe ustalenia oraz nałożyć nowe cła na chiński import. Inne punkty zapalne polityki zagranicznej USA w kontekście soi i kukurydzy to Tajwan i Hongkong. Oba te państwa to punkt dyplomatycznych tarć dwóch największych gospodarek świata. Nieoficjalnie mówi się, że Joe Biden uzależnia swoje podejście do Hongkongu i Tajwanu od bezpośredniego działania Chin. Nowy prezydent będzie musiał się zmierzyć także z powstałą 15 listopada 2020 r. największą na świecie strefą wolnego handlu (RCEP) obejmującą 30% światowego PKB, jak i globalnej populacji. W skład RCEP wchodzą: Chiny, Japonia, Korea Południowa, Australia i Nowa Zelandia, Filipiny, Indonezja, Malezja, Singapur, Tajlandia, Brunei, Wietnam, Laos, Mjanma, Kambodża. Z miejsca widać, że dominującą rolę będą odgrywały Chiny, a fakt wykluczenia z tej strefy USA jest potężnym sygnałem ostrzegawczym dla amerykańskiego eksportu do Chin. Jednocześnie RCEP znacznie ułatwi innym dostawcom soi i kukurydzy, głównie Brazylii i Argentynie, sprzedaż do Chin. Jedynym pozytywnym czynnikiem dla soi czy kukurydzy w 2021 r. jest fakt suszy, jaka pod koniec 2020 r. nawiedziła Amerykę Południową. To powinno odbić się na jakości i ilości zbiorów w 2021 r., co zwiększy zapotrzebowanie na amerykańskie surowce rolne.
Podsumowując, dojście do władzy Joe Bidena będzie sporym testem dla rynków towarowych. Część jego działań powinna mieć miejsce już w pierwszej połowie 2021 r., co z miejsca będzie się przekładać na wyceny surowców. Na efekty innych działań przyjdzie nam poczekać do 2022, 2023 czy nawet 2024 r., ale pamiętając, że rynki wyceniają przyszłość, możemy spodziewać się sporej zmienności już od końcówki stycznia 2021 r.
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję