Kamil Markiewicz (FXMAG): Jak w najbliższym czasie może wyglądać konflikt między Izraelem a Iranem? Czy jest szansa na deeskalację, czy wręcz przeciwnie sytuacja będzie się zaostrzać?
dr Witold Sokała (politolog, wykładowca Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, publicysta „Dziennika Gazety Prawnej”): Wszystkie scenariusze są w tej chwili możliwe. Niestety najbardziej są te eskalacyjne. Czyli kontynuowanie tego, czego jesteśmy świadkami przez ostatnie dni i takiego uderzenia przez Izrael, w oczekiwaniu na to, że reżim w Teheranie się od tego zawali, po scenariuszu eskalacji maksymalnej, czyli intensyfikacji akcji izraelskich i włączenie się ofensywne Stanów Zjednoczonych, czego prezydent Donald Trump nie wykluczył.
Stany Zjednoczone zwiększają obecność swoich wojsk w Zatoce Perskiej i na Morzu Śródziemnym. Czy może oznaczać to, że Amerykanie mogą włączyć się do walki czy jedynie - jak zapowiadają - chcą zaznaczyć swoją obecność w regionie i chronić swoje obiekty, które się tam znajdują?
Ingerencja wojsk amerykańskich w konflikt między Izraelem i Iranem jest możliwa, ale trzeba zaznaczyć, że Donald Trump łatwo takiej decyzji nie podejmie. W dużym stopniu jest zakładnikiem tych sił wewnętrznych, także w samym ruchu MAGA, które serio traktowały jego obietnice o zmniejszeniu globalnego zaangażowania Stanów Zjednoczonych i o tym, że bardziej będzie zwijał obecność wojskową i udział w konfliktach zewnętrznych sił amerykańskich.
Trump musiałby wykonać duże łamańce propagandowe, żeby tej części swoich zwolenników wytłumaczyć ofensywną akcję przeciwko Iranowi. Natomiast ona jest w interesie Stanów Zjednoczonych w sensie strategicznym i długofalowym. Iran bezpośrednio i pośrednio przez kontrolowane przez siebie milicje poważnie zagraża interesom amerykańskim.
Na razie Trump pewnie wolałby realizować scenariusz, który jak się domyślam, był uzgodniony z Izraelem i Benjaminem Netanjahu, który polega na podziale ról na złego i dobrego policjanta. Tym złym uderzającym bezpośrednio jest Izrael, a policjantem nie tyle dobrym, a nieco lepszym są Stany Zjednoczone, które nie włączają się do tej wojny bezpośrednio. Pomagają Izraelowi w defensywie, czyli strącaniu rakiet lecących ze strony Iranu. Chodzi przede wszystkim o wzmocnienie izraelskiego szantażu, bo pohukiwania pod adresem reżimu ajatollahów są pewną formą wojny psychologicznej. Tą wywołują groźby dotyczące bezpośredniego zaangażowania w konflikt. Myślę, że Trump wolałby ograniczyć się głównie do tego czynnika psychologicznego i wsparcia izraelskiej defensywy. Natomiast jeśli mówi, że nie wyklucza wsparcia militarnego, to jak rzadko jestem mu w stanie w to uwierzyć. Jeśli sytuacja nie będzie rozwijała się po myśli Amerykanów, to w końcu do takiego zaangażowania może dojść.
Czytaj też: USA zaatakują Iran? Trump grzmi: „Nasza cierpliwość się wyczerpuje”
Ponad 20 lat temu międzynarodowa koalicja, którą głównie tworzyli Amerykanie i Brytyjczycy zaatakowała Irak. Akcja była wówczas podyktowana powstrzymaniem kraju z Zatoki Perskiej przed użyciem broni jądrowej. Po ataku okazało się, że Irak takiej broni nie posiadał. Czy sytuacja sprzed lat może się powtórzyć?
Podobieństwa Iraku 20 lat temu i Iranu dzisiaj są w dużym stopniu pozorne, więc przestrzegam przed snuciem analogii. Powodem ataku na Irak były prace Saddama Husajna nad bronią masowego rażenia. Nie chodziło tylko o broń jądrową, ale także chemiczną, co do której mamy pewność, że była, bo była używana, choćby w konfliktach wewnętrznych, czy wcześniej w wojnie z Iranem. Natomiast, co do Iranu, to informacje ze strony Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej potwierdzały zaawansowanie irańskiego programu o charakterze ewidentnie militarnym, bo dla celów cywilnych tak wysoki poziom wzbogacania, jaki Iran osiągnął, nie jest niezbędny. Tu nie ma wątpliwości. Iran jest na drodze do zdobycia broni nuklearnej. Jest w tym zaawansowany. Spierać się można tylko o to, jak bardzo zaawansowany i ile czasu byłoby mu jeszcze potrzebne, żeby ta broń stała się ofensywna.
To jest pierwsza różnica w stosunku do sytuacji w Iraku. Iran dąży do stania się mocarstwem nuklearnym, co zresztą jest zgodne z irańską doktryną polityki bezpieczeństwa i polityki międzynarodowej. Posiadanie tego parasola nuklearnego znacznie zwiększyłoby siłę Iranu, jako sponsora tych wspomnianych organizacji typu: Hamas, Hezbollah, Huti czy innych ugrupowań działających na tym terenie.
Jest niewątpliwie ryzyko rozwoju dalszego scenariusza, bo samo wojskowe obalenie reżimu jest w zasięgu Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników, który jest militarnie słaby i przy odpowiednio przeprowadzonej operacji po prostu upadnie. Pytanie co dalej? Amerykanie nie potrafili odpowiedzieć skutecznie w Iraku i nie ma żadnych przesłanek co do tego, że są na to gotowi także dzisiaj.
Walki w Iraku trwały blisko 3 tygodnie, ale obecność obcych wojsk utrzymywała się przez blisko dwa lata. Czy w Iranie wkrótce będziemy obserwować podobną sytuację?
Przedłużanie się walk wewnętrznych w Iraku wynikało z tego, że Amerykanie postawili na niewłaściwych ludzi. Uwierzyli osobom niemającym żadnego realnego poparcia, w to, że będą w stanie wystąpić w sposób skuteczny w roli nowych gospodarzy Iraku. Po drugie, zlekceważyli potencjał obalonej i zdelegalizowanej partii Baas. I po trzecie, tam dużym czynnikiem destabilizującym był właśnie Iran. Teraz takiego zagrożenia nie ma, chyba, że w tej roli zdecydowałaby się wystąpić na przykład Rosja. Takiego scenariusza nie można wykluczyć.
Natomiast podstawowym czynnikiem jest ten, o którym wspomniałem na początku, czyli kwestia ludzi mieszkających na miejscu, którzy byliby w stanie rządzić i cieszyliby się wystarczającym autorytetem w społeczeństwie. W Iraku nie udało się takich ludzi znaleźć. Czy uda się w Iranie? Na razie trudno przesądzać. Słyszymy ze strony Stanów Zjednoczonych i Izraela sugestie idące w kierunku restytucji dynastii Pahlawich. Trudno mi oceniać, na ile jest to realne, nie mając danych, które zapewne są w posiadaniu USA i Izraela. Na pewno można obawiać się podobnych problemów, które zaistniały po obaleniu rządów w Iraku.
Czy Stany Zjednoczone są w stanie zbudować międzynarodową koalicję, która pomoże w ataku na Iran czy - o ile do tego dojdzie - będzie to jedynie inicjatywa wojsk USA, które będą wspierać izraelską armię?
Nie jestem przekonany czy Stany Zjednoczone będą potrzebowały sojuszników. Z wojskowego punktu widzenia są w stanie przeprowadzić operację militarną własnymi siłami przy współpracy z Izraelem. Czy politycznie będą potrzebowali? Też nie jestem przekonany. Myślę, że strategia amerykańska będzie polegała na trzymaniu europejskich partnerów NATO na dystans. Bardziej racjonalne wydawałoby się ze strony amerykańskiej wciągnięcie w rolę partnerów, bogatych saudyjskich monarchii z regionu Zatoki Perskiej. Myślę między innymi o: Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Katarze, w interesie których jest szybka stabilizacja w tym regionie, a także zlikwidowanie zagrożenia ze strony Iranu, bo przecież wypustki irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji, zwłaszcza Ruch Huti bardzo mocno uderzały w interesy wymienionych krajów. A w przypadku Arabii Saudyjskiej nawet w sposób bezpośredni przez ataki na cele tego kraju.
Czy inne państwa z regionu mogą włączyć się do tego konfliktu? Jak tak, to kiedy to mogą zrobić? Czy zdecydują się na taki ruch przed ewentualnym uderzeniem armii amerykańskiej? Jak zachowają się, gdyby USA zdecydowało się na akcję militarną?
Iran niewątpliwie bardzo mocno poszukuje wsparcia zarówno ze strony Rosji, jak i Chin. Z tymi krajami ma zaawansowane partnerstwo w temacie bezpieczeństwa. Z Państwem Środka może nie tak spektakularne, ale chińska obecność w Iranie rosła od blisko 20 lat i Chińczycy traktują Iran jako swój przynajmniej potencjalny przyczółek w tym regionie. Nie tylko, jak partnera gospodarczego, ale także użytecznego wykonawcę niektórych działań w polityce bezpieczeństwa - że tak oględnie to nazwę.
Znacznie większe i widoczne jest partnerstwo z Rosją, której Iran udostępnił znaczną część swojego potencjału dronowego i rakietowego. Istnieje także współpraca z Rosjanami w zakresie programu nuklearnego.
Natomiast sądzę, że Moskwa i Pekin ze względu na relacje ze Stanami Zjednoczonymi, które są dla nich kluczowe, będą starały się bardzo oszczędnie tego poparcia Iranowi udzielać. Zbyt wiele by ryzykowały, występując otwarcie przeciwko USA. Uważam, że metodami dyskretnymi zarówno Rosja, jak i Chiny będą starały się przedłużyć panowanie tego reżimu, a gdyby okazało się to niemożliwe, będą chciały mieć wpływ na kształtowanie się sytuacji w Iranie.
Dziękuję za rozmowę.
Zobacz również: USA zaatakuje Iran? Bukmacherzy wskazują, co może się stać
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję