Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
profile icon
Reklama

Nie mamy polityki gospodarczej w Polsce – grzmi znany ekonomista

„Jesteśmy na ścieżce hiszpańskiej, gdzie mieszkania stoją puste, a młodzi ludzie nie mają gdzie mieszkać i coraz więcej lokali jest zajmowanych nielegalnie” – ostrzega prof. Jerzy Hausner w wywiadzie dla FXMAG.

Nie mamy polityki gospodarczej w Polsce – grzmi znany ekonomista
Opracowanie FXMAG
Reklama
Aa
Udostępnij
facebook
twitter
linkedin
wykop

Piotr Rosik (FXMAG): Panie profesorze, co oznacza dla polskiej gospodarki wybór Karola Nawrockiego, kandydata obywatelskiego popieranego przez PiS, na prezydenta RP? Czy oznacza oddalenie się konsolidacji fiskalnej? Jaki będzie wpływ prezydenta elekta na polską gospodarkę?

Prof. Jerzy Hausner (przewodniczący Rady Programowej Open Eyes Economy Summit): Nie potrafię tego ocenić, dlatego że Karol Nawrocki bardzo niewiele mówił o sprawach gospodarczych, a nawet jeśli mówił, to wydawało mi się, że było to podporządkowane logice zyskiwania poparcia wyborców.

Zważywszy jednak na to, że był to kandydat środowiska PiS, należy oczekiwać, że to środowisko polityczne będzie oczekiwało iż w stosunku do inicjatyw legislacyjnych obecnego rządu będzie postępował podobnie jak Andrzej Duda. Jeśli tak miałoby być, to oczywiście byłby to niedobry sygnał dla rządu, a w konsekwencji też dla gospodarki.

Czy według Pana Polska potrzebuje konsolidacji fiskalnej?

Wysoka dynamika wzrostu długu publicznego i deficytu budżetowego wskazuje na to, że jesteśmy na ścieżce narastania poważnego zagrożenia. Obecny stan finansów publicznych nie jest alarmowy. Ale w kampanii wyborczej mówiono o obniżeniu podatków, a nikt nie proponował obniżania wydatków. Czyli idziemy w kierunku rozwierania się „nożyc” między wpływami a wydatkami budżetowymi, a to grozi urzeczywistnieniem złych scenariuszy.

Trudno jednak zaprzeczyć, że generalnie Polska potrzebuje dużych inwestycji infrastrukturalnych czy też związanych z zieloną transformacją. Potrzebne są także zwiększone wydatki na obronność. Jak w takim razie powstrzymać rozwieranie się tych „nożyc” o których Pan mówił?

Reklama

Pierwsze sprawa to uzasadnianie poszczególnych wydatków, czy też rodzajów wydatków. Druga to jak te wydatki są finansowane. Zaś trzecia, czy są efektywne, wywołują deklarowane i oczekiwane efekty.

Na każdy wydatek trzeba spojrzeć z dwóch stron: czy prowadzi do wzrostu długu i czy w przyszłości, dzięki niemu, wzrosną dochody. Wtedy można wydatek potraktować jako inwestycję. Dlatego wydatek wydatkowi nierówny.

Od kilku lat mamy rosnący deficyt. Zaczął gwałtownie iść w górę mniej więcej od roku 2019, za rządu Mateusza Morawieckiego. Nasz wzrost gospodarczy, którym się szczycimy, był głównie finansowany narastającym długiem, co między innymi prowadziło do podbicia inflacji. W ten sposób rosły nominalnie przychody budżetowe, co dawało rządowi dodatkowe środki na wydatki socjalne. Dobrym tego przykładem jest waloryzacyjne przekształcenie 500+ w 800+, co oznaczało obniżenie realnej wartości tego świadczenia pieniężnego. Teraz 70 proc. wydatków budżetowych stanowią wydatki socjalne. W mojej ocenie nawet to można by zaakceptować, gdyby taka ogromna skala tych wydatków, rzeczywiście prowadziła do podniesienia jakości kluczowych usług publicznych, np. zdrowotnych. Ale tak przecież nie jest. Takie programy jak 800+ takiego efektu nie przynoszą. Głównie pobudzają konsumpcję. Bardziej wynikają z kalkulacji wyborczej, niż są narzędziem przemyślanej polityki społecznej. Wydatki socjalne coraz wyższe, a poziom edukacji i zdrowotności pod wieloma względami się obniża!

Wspomniał Pan o konieczności wydatków na zbrojenia. Tylko jeden punkt procentowy zeszłorocznego deficytu, który wynosił 6,6% PKB, wynikał z dodatkowych wydatków zbrojeniowych. Generalnie ponosimy coraz wyższe wydatki, ale one nie przyczyniają się do realnego, nie inflacyjnego, wzrostu dochodów budżetowych, nie mają więc waloru rozwojowego.

Owszem, powinniśmy finansować zbrojenia, ale można to robić poprzez unowocześnianie naszego przemysłu zbrojeniowego, który w konsekwencji zyskałby takie zdolności wytwórcze, które umożliwią nie tylko wyposażenie własnej armii, ale także eksport. Przy wyższej dynamice eksportu mielibyśmy przyrost dochodów budżetowych. Jednak jeśli nasze wydatki zbrojeniowe polegają na kupowaniu uzbrojenia zagranicą, to nie działają rozwojowo.

W dodatku wydatki na uzbrojenie stanowi jedynie 30 proc. wydatków, które trzeba ponieść, aby uzyskać rzeczywiste operacyjne zdolności obronne. Kupujemy uzbrojenie na potęgę, a nasz system transportowy nie jest dostosowany do transportu tak dużej ilości uzbrojenia.

Reklama

Polska powinna inwestować także w infrastrukturę informatyczną, w tym związaną z bezpieczeństwem cybernetycznym. Musimy inwestować w służbę zdrowia, ale to też trzeba robić mądrze. Bo to że będziemy mieli w każdym szpitalu rezonans magnetyczny nie musi oznaczać tego, że mamy efektywną diagnostykę. Nie poprawia, w tym sensie, że okres oczekiwania na podstawowe badania się nie skraca. Opieka zdrowotna systemowo szwankuje i zasypywanie tego pieniędzmi tego nie zmieni.

Rząd Donalda Tuska już ponad półtora roku trzyma w rękach stery państwa. Można już chyba dokonywać pierwszych ocen polityki gospodarczej. Jak Pan się na nią zapatruje?

Nie mam skłonności do oceniania ministrów. Czuję się kompetentny do opisywania sytuacji gospodarczej i oceniania w tym kontekście polityki gospodarczej. Uważam, że nie mamy polityki gospodarczej. Wolnorynkowcy powiedzą: „Może to i dobrze”. Ale polityka gospodarcza jest konieczna, aby nasz potencjał gospodarczy był wykorzystany i przyczyniał się do wzrostu gospodarczego i podnoszenia międzynarodowej konkurencyjności.

Gdzie według Pana najbardziej widać brak tej polityki gospodarczej? Czy właśnie w zarządzaniu budżetem, w planowaniu wydatków?

Na pewno obszarem, który trzeba krytycznie ocenić, są finanse publiczne. Innym krytycznym są inwestycje sektora prywatnego. To niewątpliwie poważna słabość strukturalna. A nie widzę w polityce gospodarczej działań, które w sposób skuteczny by próbowały przezwyciężyć awersję inwestycyjną przedsiębiorstw.

Dlaczego polskie przedsiębiorstwa nie inwestują?

Reklama

Przedsiębiorcy pytani o to wskazują na dwie bariery. Pierwszą jest wysoki i rosnący rachunek energetyczny. Chodzi tutaj i o energię elektryczną, i o energię cieplną. Drugą są rosnące w znacznym tempie koszty pracy. Rosną w tempie powyżej wzrostu wydajności pracy, a to oznacza, że Polska powoli traci przewagę konkurencyjną, jaką były niegdyś relatywnie niskie koszty pracy.

To oczywiście nie są jedyne bariery. Pojawiają się też utyskiwania na tak zwaną biurokrację. Tutaj chodzi o niestabilność prawa, skomplikowane ustawodawstwo podatkowe i na problemy z interpretacją przepisów prawa podatkowego, które na ogół są interpretowane na niekorzyść przedsiębiorców. Teraz jeszcze wprowadzamy tzw. „podatek globalny” i jednocześnie zastanawiamy się jak można zrekompensować przedsiębiorstwom jego skutki. To kolejny przykład „schizofrenii podatkowej”.

Gdy zaczniemy analizować jak reaguje polityka gospodarcza na te bariery, to odpowiedź jest taka, że zasadniczo nie reaguje. To powoduje osłabienie międzynarodowej konkurencyjności Polski, spadek dynamiki eksportu.

Jednak gdy popatrzymy się na dane makroekonomiczne z polskiej gospodarki, to naprawdę nie wygląda to źle. Ba, wygląda dobrze.

Siłą naszej gospodarki jest przedsiębiorczość, czyli zaradność Polaków. Jesteśmy narodem ludzi zaradnych, którzy oswoili się z rynkiem, radzą sobie z gospodarką rynkową. Jesteśmy ambitni i pracowici. Nie poddajemy się. Nasza zaradność ma dobre i złe strony, bo z łatwością, sprytnie wynajdujemy luki w przepisach. Jesteśmy wyćwiczeni w ich omijaniu.

Przez dekady mieliśmy duże zasoby pracy, liczebne roczniki dobrze wykształconych absolwentów. Polacy przeszli w okresie transformacji rewolucję edukacyjną. Umasowione zostało wykształcenie wyższe. Niestety, ten atut zanika ze względu na niekorzystne zmiany demograficzne.

Reklama

Dobrze, że rynek pracy wchłonął, bez jakichś szczególnych perturbacji, prawie 3 mln imigrantów zarobkowych. Głównie chodzi o Ukraińców i Białorusinów, czyli nacje nam kulturowo i językowo bliskie, przez co poziom konfliktowości tej imigracji jest stosunkowo niski.

Mamy sprawny, technologicznie zaawansowany system bankowy. Jednak kapitalizacja banków w stosunku do skali gospodarki jest zbyt niska, a skłonność banków do udzielania kredytów na działalność inwestycyjną, wytwórczą jest umiarkowana. Banki wolą bezpieczne lokaty w papiery skarbowe. W ten sposób rząd finansuje narastający dług publiczny.

Jednak to co napędzało nas w przeszłości, nie musi starczać jako napęd w przyszłości. Według mnie Polska przesypia np. rewolucję AI. Przesypia ją jako inwestor i dostawca usług publicznych. A według Pana?

Jeśli popatrzymy na wskaźniki związane z cyfryzacją nie tylko gospodarki, ale i szkolnictwa czy służby zdrowia, to widać, że postęp jest, ale jest zbyt wolny. W naszym regionie prymusem cyfryzacji jest Estonia. Nie powiedziałbym, że przespaliśmy sprawę, tylko że idziemy za wolno.

Dlaczego tak jest?

Widzę dwa powody. Pierwszym jest koncentracja uwagi na stronie użytkowej cyfrowych technologii. Kolejne pokolenia łatwo wchodzą w świat cyfrowy. Regulacje i działania rządu temu sprzyjają. Od tej strony dużego zapóźnienia nie widać.

Reklama

Znacznie gorzej wyglądamy do strony wytwarzania i rynkowego wdrażania nowych rozwiązań cyfrowych. Nie łudźmy się, że będziemy mieli swojej Doliny Krzemowej. Ale na razie nie stać nas na nic więcej, niż pojedyncze start-upy, które dość szybko są przejmowane przez większych zagranicznych konkurentów. Pozytywnym przykładem jest BLIK, który przyczynia się do wzmacniania polskiej bankowości.

Po drugie, za małe są nakłady publiczne i po stronie przedsiębiorców na badania i rozwój. Kształcimy świetnych informatyków, ale tylko z tego powodu potęgą cyfrową nie będziemy. By to się udało, potrzebna jest intensywna współpraca uczelni z biznesem, a to nadal nie wygląda dobrze.

Szwankuje u nas również polityka mieszkaniowa. Niektórzy mówią, że właściwie jej nie ma i nie było. A brakuje około 1,5 mln mieszkań. Jak rozwiązać problem mieszkaniowy widoczny nad Wisłą?

Trzeba zacząć od tego, że kuleje zrozumienie tego problemu. Brakuje mieszkań, a tymczasem wiele lokali stoi niezamieszkanych – warto się zastanowić dlaczego. Jednym z powodów jest to, że młodych ludzi po prostu nie stać na samodzielne mieszkanie.

Odpowiedź na problem mieszkaniowy nie może polegać głównie na tym, że szybko udostępniamy deweloperom kolejne tereny pod zabudowę. Gdybyśmy nawet szybko wybudowali te 1,5 mln mieszkań, nie rozwiąże to problemu. Bo problemem jest realna dostępność mieszkań, a nie dostępność działek budowlanych. Proszę zauważyć, że znacząca część substancji mieszkaniowej w dużych miastach została przekształcona w hostele i lokale dla turystów. Ekspansja terytorialna wielu miast jest prowadzona w ten sposób, że podwyższa koszty utrzymania mieszkania, bo rosną koszty budowy i utrzymania infrastruktury. W ten sposób nie nadążymy za wzrostem kosztów utrzymania mieszkania. Jesteśmy na ścieżce hiszpańskiej, gdzie mieszkania stoją puste, a młodzi ludzie nie mają gdzie mieszkać i coraz więcej lokali jest zajmowanych nielegalnie.

Podobnie jest z problemem energii. Czy zmagamy się z brakiem prądu? Nie. Ale coraz więcej gospodarstw domowych i przedsiębiorstw na nią nie stać. Czy w Polsce brakuje artykułów żywnościowych w sklepach? No nie brakuje, ale niedożywienie w niektórych grupach społecznych pozostaje problemem.

Reklama

Może RPP powinna obniżać stopy procentowe, wtedy dostępność kredytów hipotecznych wzrośnie. Uważa Pan, że jest obecnie okno na obniżki stóp? Jest Pan w gronie „gołębi”?

Biorąc pod uwagę prognozy inflacyjne NBP, wydaje się, że jest przestrzeń na obniżenie stopy procentowej. Wszystko wskazuje na to, że na przełomie 2025 i 2026 roku inflacja obniży się do górnego punktu odchylenia od celu NBP, a tym samym stopa procentowa powinna być już teraz w okolicach 4,75 proc.

Jak Pan ocenia politykę NBP w zakresie zwiększania rezerw złota?

To dobrze, że dbamy o rezerwy. Czasy są trudne, nieprzewidywalność ogromna.

Odżywa dyskusja na temat potencjalnego wprowadzenia euro w Polsce. Zobowiązaliśmy się do przyjęcia wspólnej waluty, gdy spełnimy kryteria. Jakie są wyzwania i potencjalne korzyści związane z ewentualnym przyjęciem euro? Czy to może się w najbliższych latach wydarzyć?

Nie ma obecnie szansy wejścia do strefy euro i tak zapewne będzie co najmniej przez najbliższą dekadę. Zasadniczym powodem jest to, że nie spełniamy kryteriów. Innym powodem jest to, że nie ma politycznej zgody i jej nie będzie. A bez tego nie da się zmienić Konstytucji. Pozostaniemy przy złotym.

Reklama

Pytanie czy Polska w ogóle powinna wchodzić do strefy euro. Autonomiczna polityka pieniężna i posiadanie własnej waluty to był jeden z głównych czynników naszego sukcesu gospodarczego w ostatnich trzech dekadach.

Zdecydowaliśmy się kiedyś na płynny kurs walutowy, a jego podstawą jest niezależny politycznie Narodowy Bank Polski. To rozwiązanie sprawdziło się w praktyce, dobrze nam służyło. Jednak w ostatnich latach, za prezesury Adama Glapińskiego, pojawiły się poważne zastrzeżenia co do niezależności NBP. Dlatego uważam, że nie należy całkowicie porzucić perspektywy wejścia do strefy euro. Na pewno warto dyskutować o kosztach i korzyściach płynących z ewentualnego wejście do strefy. Dyskutowanie nie kosztuje, myślenie nie boli.

Dziękuję za rozmowę.

 

Jerzy Hausner - Profesor nauk ekonomicznych, przewodniczący Rady Programowej Open Eyes Economy Summit oraz Rady Fundacji Gospodarki i Administracji Publicznej. Od początku swojej kariery naukowej związany z Uniwersytetem Ekonomicznym w Krakowie. Były wicepremier i minister gospodarki, pracy i polityki społecznej, poseł na Sejm 2001-2005, członek Rady Polityki Pieniężnej III kadencji. Jest autorem ponad 550 publikacji z zakresu ekonomii politycznej oraz zarządzania publicznego. Laureat wielu nagród m.in. Kisiela, Grabskiego.


Piotr Rosik

Piotr Rosik

Redaktor portalu FXMAG. Publicysta m.in. portalu Obserwator Finansowy. Wcześniej był m.in. wicenaczelnym portalu Strefa Inwestorów (2017-2022), redaktorem naczelnym dwutygodnika „Pieniądze&Inwestycje” (2014-16), dziennikarzem w "Gazecie Giełdy Parkiet" oraz "Rzeczpospolitej" i "Dzienniku Gazecie Prawnej".

Obserwuj autoraTwitter


komentarze

Komentarze

Sortuj według:  Najistotniejsze

  • Najnowsze
  • Najstarsze

Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję

Reklama
Reklama

Najnowsze

Polecane