Blady strach padł na część inwestorów zaangażowanych w chińskie spółki technologiczne działające przede wszystkim w modelu B2C. Najpierw działania władz Państwa Środka zmusiły zarząd spółki Didi Chuxing do usunięcia aplikacji, dzięki której klienci tego odpowiednika Ubera, mogą zamawiać przewozy. W piątek 23 lipca inwestorów zelektryzowała nieoficjalna informacja, do której dotarł CNBC, że władze zamierzają utrudnić życie firmom edukacyjnym na dystans, w wyniku czego niektóre akcje straciły w ciągu jednego dnia kilkadziesiąt procent.
Cena KWEB – bodaj najbardziej rozpoznawalnego ETF-u dla chińskich firm internetowych -
od tegorocznego szczytu z lutego jest bliska przepołowienia się. Podobnie wygląda trend na Nasdaq Golden Dragon China Index, który grupuje chińskie firmy notowane w Stanach Zjednoczonych – od końca czerwca stracił prawie 19 proc. Inwestorzy uważają, że to nie koniec złych wieści. 25 lipca upłynął termin na konsultacje najnowszej regulacji w dziedzinie cyberbezpieczeństwa w Chinach.
Wielu z inwestorów obawia się, że to jedynie zapowiedź dalszej,
o wiele szerszej, ingerencji regulatorów chińskich i może objąć kolejne sektory. Do tej pory wobec wielu spółek technologicznych prowadzono postępowania z powodu zgodności ich działalności z przepisami antymonopolowymi. Do tego powodem ingerencji rządowej okazała się chęć zadbania o właściwy model wychowania młodszej części społeczeństwa. Z tego powodu bliżej przyjrzano się spółkom edukacji na odległość.
Nowym powodem zmian regulacyjnych, który będzie wyzwaniem dla wiele firm internetowych świadczących usługi głównie w modelu B2C (business-to-consumer), czyli dla konsumentów, a nie korporacji, jest cyberbezpieczeństwo.
CYBERBEZPIECZEŃSTWO NOWĄ PRZYCZYNĄ KŁOPOTÓW CHIŃSKICH SPÓŁEK
Cała sprawa zaczęła się na początku miesiąca. 2 lipca chińskie Biuro Kontroli Bezpieczeństwa Cybernetycznego (CAC) wszczęło dochodzenie w sprawie Didi Chuxing, największej firmy oferującej usługi transportowe dla klientów indywidualnych za pomocą internetu. Doszło do tego tuż po jej debiucie w Stanach Zjednoczonych – 30 czerwca Didi wprowadziło do obrotu ADR-y na giełdzie w Nowym Jorku (ticker NYSE:DIDI). Śledztwo było błyskawiczne. Już 4 lipca CAC podał, że Didi Chuxing poważnie naruszył przepisy dotyczące gromadzenia i wykorzystywania danych osobowych.
Dzień później nadzorca ogłosił dochodzenie w sprawie cyberbezpieczeństwa wobec Yunmanman i Huochebang,
które wcześniej połączyły się w firmę o nazwie Full Truck Alliance, a jej ADR-y są notowane od 22 czerwca na NYSE w USA (ticker NYSE:YMM). Tak jak Didi jest uznawane za odpowiednik chiński Ubera w przypadku przejazdów pasażerskich, tak Full Truck Alliance jest określany mianem „Uber dla ciężarówek”.
W efekcie w obu przypadkach nadzorca nakazał zaprzestanie rejestracji nowych użytkowników i usunięcie aplikacji dostępowej ze wszystkich sklepów z aplikacjami. Reakcja kursów ADR-ów była jednoznaczna. Od chwili debiutu, a więc w czasie zaledwie kilku tygodni, Didi poszło w dół o ok. 43 proc., natomiast Full Truck Aliance o ok. 48 proc.
Plotka rynkowa głosiła, że zarząd Didi otrzymał przed wydaniem oficjalnej decyzji sugestię, aby powstrzymał się od dokonania oferty publicznej, ale nie zastosował się do tego.
W piątek 23 lipca ADR-y spółki spadły o 21 proc.,
gdy Bloomberg News poinformował, że poza dochodzeniem w sprawie cyberbezpieczeństwa wobec spółki prowadzone jest również postępowanie antymonopolowe, którego rezultatem może być kara pieniężna. Źródła agencji wskazały, że kara może być gigantyczna, przewyższająca nawet tę w wysokości 2,8 mld USD nałożoną na Alibabę na początku roku. Dodały, że w grę wchodzą też inne rozwiązania mogące zmusić spółkę do rezygnacji z notowań w USA lub wprowadzenie do niej jako inwestora firmy kontrolowanej przez państwo.
Wykres 1 – Zmiana kursu Didi Chuxing (DIDI) i Full Truck Alliance (YMM) od ich debiutu giełdowego w interwale dziennym
Źródło: stockcharts.com
WSPÓLNA AKCJA NA NAJWYŻSZYM SZCZEBLU POLITYCZNYM W CHINACH
Działania nadzoru informatycznego poparły 6 lipca Biuro Generalne Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin i Biuro Generalne Rady Państwa, które wspólnie wydały opinię w sprawie ścigania nielegalnej działalności w celu egzekwowania przepisów związanych z ochroną danych – odnosiło się do spółek typu China Concepts Stocks (CCS). Pojęcie to dotyczy spółek, które są notowane zagranicą, lecz mają siedzibę w Chinach, a ich aktywa i/lub zyski pochodzą z Chin.
Inicjatywa została podjęta w nawiązaniu do kilku dochodzeń wobec chińskich platform internetowych,
które prowadzą różne departamenty rządowe, a dotyczą one bezpieczeństwa danych i jego wpływu na bezpieczeństwo narodowe. Decyzje podjęte przez oba ciała dają klarowny sygnał, jaki nowy problem zidentyfikowano na szczeblu najwyższej polityki.
W ślad za tym 10 lipca CAC opublikował projekt zmiany środków przeglądu bezpieczeństwa cybernetycznego z możliwością zgłaszania uwag do 25 lipca, co jest terminem o połowę krótszym niż standardowo przyjęte 30 dni. Może to być oznaką tego, że zmiana regulacji w zakresie cyberbezpieczeństwa jest priorytetowa i dojdzie do niej bardzo szybko.
Projekt zakłada,
że każde chińskie przedsiębiorstwo przetwarzające dane osobowe co najmniej 1 miliona użytkowników będzie mieć obowiązek przeglądu bezpieczeństwa cybernetycznego dokonywanego przez CAC przed przeprowadzeniem IPO zagranicą – analizie zostanie poddane ryzyko m. in. krytycznej infrastruktury informatycznej.
Chiny są największym populacyjnie krajem na świecie
Dotychczasowe oferty publiczne dowodzą, że dla inwestorów zagranicznych liczy się przede wszystkim duży rozmiar działalności operacyjnej, przekładający się na odpowiednią kapitalizację rynkową. Bariera 1 miliona użytkowników to odpowiednik nawet nie 0,1 proc. ludności Państwa Środka, więc w praktyce bez udanego audytu cyberbezpieczeństwa rzadko która spółka będzie mogła przeprowadzić IPO na największych giełdach świata. Bo po prostu będzie zbyt mała i nie przyciągnie inwestorów. Z tego powodu istnieją również niewielkie szanse, że w proces wprowadzania spółki na rynek zaangażują się największe banki inwestycyjne.
Chińskie władze przystąpiły do zdecydowanych działań,
obawiając się wycieku ważnych lub wrażliwych szczególnie chronionych informacji rządowych, danych na temat populacji na dużą skalę, zdrowia genetycznego lub danych geograficznych. Dostęp do nich może skutkować m. in. ujawnieniem rozmieszczenia ludności i jej migracji, szczegółów na temat przepływu towarów i prowadzenia biznesu w całych Chinach.
Regulacja nie pozwala także na ujawnianie na uprawnione żądanie sądu lub organów ścigania z jurysdykcji zagranicznej jakichkolwiek ważnych lub wrażliwych informacji bez zgody chińskiego rządu. Nie jest też jasne, jak w tym kontekście wyglądałby proces przekazywania danych innym instytucjom (np. operatorzy giełd, komisje nadzoru finansowego, organizacje audytorskie). Ten przypadek jest szczególny, bo oznaczać może dla wielu emitentów spory dylemat, w jakich sposób prowadzić politykę informacyjną, żeby pogodzić wymogi stawiane przez chińskie prawo oraz regulacje rynku zagranicznego, na którym odbywają się notowania.
Co istotne terminy „ważne” lub „wrażliwe dane” nie zostały precyzyjnie zdefiniowane w przepisach. Pozostawia to sporą dozę interpretacji, co może być uznane za takie informacje.
MOŻLIWOŚĆ WDROŻENIA ISTOTNYCH SANKCJI
Jeżeli regulacja wejdzie w życie w projektowanej formie, to pojawi się możliwość nakładania poważnych sankcji na podmioty będące na bakier z cyberbezpieczeństwem – dotyczy to niewłaściwego przechowywania danych, jak i przypadków nieuprawnionego przekazania danych zagranicę.
W pierwszym przypadku grozi za to kara do 50 milionów juanów albo stanowiąca równowartość 5 proc. przychodów uzyskanych w poprzednim roku obrotowym. W skrajnych przypadkach może nawet dojść do przymusowego zawieszenia lub zaprzestania działalności gospodarczej.
W drugim przypadku
– w razie bezprawnego przekazania ważnych danych zagranicę - grzywna może wynieść do 10 milionów juanów, a dodatkowo trzeba się liczyć z zawieszeniem działalności lub cofnięciem zezwolenia lub licencji niezbędnej do jej prowadzenia.
KONSEKWENCJE ZAOSTRZENIA WYMOGÓW BEZPIECZEŃSTWA DLA SPÓŁEK
Analizując możliwe konsekwencje zaostrzenia podejścia do cyberbezpieczeństwa należy rozważyć trzy przypadki.
Pierwszy to sytuacja,
gdy firma chce być notowana wyłącznie zagranicą i nie ma równoległych kwotowań na parkiecie krajowym. Zmiany w chińskim prawie cyberbezpieczeństwa i jego interpretacje nadzorcze przyczynią się najprawdopodobniej negatywnie do dostępności takich spółek do kapitału zewnętrznego.
Z szacunków Bloomberga wynika, że zamiar wprowadzenia ADR-ów do obrotu w Nowym Jorku zadeklarowało 70 firm prywatnych z Chin i Hongkongu. W reakcji na ostatnie działania ze strony władz chińskich z planów notowań w Stanach Zjednoczonych zrezygnowało już kilka spółek – m. in. technologiczny LinkDoc, operator aplikacji fitnessowej Keep i platforma e-commerce dla dostaw zdrowej żywności Meicai.
Co jednak ze spółkami, które już są notowane zagranicą i nie szykują się do kolejnych ofert publicznych?
Zdaniem części prawników projektowane zmiany w prawie mogą z czasem być poszerzane o nowe podmioty, a w konsekwencji dotkną także „stare” (już notowane zagranicą) technologiczne firmy gromadzące dane klientów. Nie jest to oczywiste, niemniej tego typu opinie pojawiają się.
Drugi przypadek to sytuacja,
gdy istnieje dual listing – spółka jest notowana na rynku macierzystym i dodatkowo na giełdzie zagranicznej. Jeżeli regulacje cyberbezpieczeństwa będą zmierzać w kierunku objęcia nimi tylko spółek dokonujących IPO poza Chinami, to takim emitentom najprawdopodobniej pozostanie skoncentrować się na pozyskiwaniu pieniędzy z rynku wewnętrznego.
Z czasem może to jednak pogorszyć atrakcyjność równoległego kwotowania ADR-ów zagranicą,
co może być kłopotliwe dla spółek. Byłoby to również niepożądane przez inwestorów zagranicznych, gdyż w wielu przypadkach względy prawne (w tym podatkowe i compliancowe) nie pozwalają dokonywać transakcji papierami wartościowymi na rynku macierzystym siedziby emitenta.
Ostatni przypadek, to sytuacja,
gdy instrumenty finansowe są notowane tylko w Państwie Środka. Tutaj projektowane pomysły nie doprowadzą do rewolucji, jednak poważnie mogą ograniczyć paletę możliwości, gdyż co najmniej utrudnią firmom dostęp do innych giełd. W niektórych przypadkach skorzystają one z uprzywilejowanego statusu rynków z Hongkongu i Makau, lecz takie lokalizacje jak Nowy Jork czy Londyn mogą być poza kręgiem możliwości.
KŁOPOTY SPÓŁEK TUTORINGOWYCH
Część inwestorów sądzi, że spółki chińskie m. in. z powodu ryzyka podatności na nieprzewidziane działania ze strony polityków lub organów wykonawczych powinny być notowane z dyskontem w porównaniu z ich odpowiednikami z rynków rozwiniętych. Solidną przecenę z powodu tego ryzyka odczuli w ostatnich miesiącach inwestorzy mające długie pozycje w wielu kryptowalutach.
Od dłuższego czasu spółki edukacji na dystans działają w wymagającym otoczeniu
CNBC dotarło do planów chińskiego rządu i opublikowała 23 lipca depeszę, z której wynika, że firmy zajmujące się edukacją na odległość nie będą m. in. mogły się reklamować, świadczyć usług podczas świąt publicznych, weekendów oraz ferii zimowych i letnich.
Spółki te działają w modelu after-school tutoring,
czyli nauczania po zakończeniu normalnych zajęć młodzieży w szkole, i można je utożsamiać z korepetycjami przez internet. Jeżeli nie będą mogły proponować swoich usług reklamując je w sieci, a dodatkowo jeśli nie będą mogły ich oferować klientom w czasie wolnym od lekcji w normalnym trybie nauczania, to w jaki sposób w ogóle mają funkcjonować ?
W odpowiedzi na te obawy kursy akcji niektórych firm edukacyjnych zanurkowały w miniony piątek w przepaść – TAL Education (ticker NYSE: TAL) straciła w ciągu jednej sesji prawie 71 proc., a New Oriental Education and Technology ok. 54 proc. (ticker NYSE:EDU).
Wykres 2 – Zmiana kursu TAL Education (TAL) i New Oriental Education and Technology (EDU) od początku roku w interwale dziennym
Źródło: stockcharts.com
CIEMNE CHMURY NAD SPÓŁKAMI TECHNOLOGICZNYMI
Część inwestorów już pozbywa się akcji chińskich. Jeżeli spojrzy się na wykres KWEB - ETF-u KraneShares wyspecjalizowanego w inwestycjach w akcje internetowe z Państwa Środka - widać nawet oznaki dość panicznej wyprzedaży. W samym lipcu można zaobserwować na nim 5 luk podażowych, czemu towarzyszy potężny wzrost wolumenu.
Cathie Wood, zarządzająca funduszami z rodziny Ark, dołączyła do tego trendu
Udział chińskich firm we flagowym Ark Innovation ETF spadł do poniżej 1 proc. całości aktywów, choć jeszcze w lutym wynosił ok. 8 proc. W przypadku Ark Next Generation Internet ETF udział instrumentów z Chin zniżkował do nieco ponad 5 proc., co okazało się najniższą skalą zaangażowania od 2014 roku.
Zdaniem Paula Gillisa, profesora Guanghua School of Management Uniwersytetu w Pekinie,
rząd chiński daje jednoznacznie do zrozumienia prywatnym firmom, że państwo pozostaje najważniejsze.
„Moim zdaniem działa tu kilka czynników. Chiny wprowadzają regulacje, które były spóźnione. Wiele z tych firm stosowało praktyki, które szkodziły konsumentom i nigdy nie zostałyby dopuszczone na żadnym rozwiniętym rynku. Kiedy Chiny wprowadzają nowe przepisy, mają tendencję do przyjmowania najlepszych praktyk z każdego kraju na świecie, a to często prowadzi do wdrażana bardziej rygorystycznych przepisów niż na reszcie globu” – ocenił ekspert.
Wykres 3 – Zmiana kursu KraneShares CSI China Internet ETF (KWEB) od początku roku w interwale dziennym
Źródło: stockcharts.com
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję