Zmiana statusu prawnego kryptowalut w Chinach przyczyniła się do największego spadku ich wartości od wybuchu globalnej pandemii. Czyżby rację mieli wyznawcy zasady sell in may and go away? Chociaż wiosna kojarzy się z optymizmem i nowymi możliwościami, to na rynku kryptowalut te już cieplejsze dni zamykały się najczęściej długimi, czerwonymi świecami. Od giełdowego debiutu Coinbase (i ustanowienia nowych ATH przez główne projekty), fundamentami rozgrzanego przez hossę rynku zachwiało kilka mocnych wstrząsów.
Większość nagłówków przypadła rzecz jasna twitterowym hamletyzowaniom prezesa Tesli, ale istotnym czynnikiem wydają się też kolejne pomysły chińskiej administracji. Reagując na te informacje - w niewiele ponad miesiąc - kurs BTC osunął się z około 65 tys. USD poniżej 30 tys., a obecnie długo już konsoliduje poniżej 200-dniowej średniej kroczącącej. Uwzględniając plany wprowadzenia elektronicznego yuana (eCNY) spodziewać się można ze strony Państwa Środka dalszych prób ukrócenia rozwoju cyfrowych aktywów.
Chińskie never-ending story
Historia ograniczania obrotu kryptowalutami w Chinach sięga korzeniami aż do grudnia 2013 r. kiedy to szereg państwowych organów, na czele z Ludowym Bankiem Chin (PBOC), zakazał bankom i innym instytucjom finansowym nie tylko bezpośredniego handlu bitcoinem, ale także dostarczania swoim klientom jakichkolwiek usług w takim handlu pośredniczących. W 2017 r. ten sam konglomerat instytucji nadzoru finansowego wydał dokument, w którym zakazał procedury Initial Coin Offering (ICO), uzasadniając wówczas, że jest to działanie podejmowane w celu redukcji ryzyka dla inwestorów. Od tamtej pory zbieranie środków poprzez ICO stało się nieautoryzowanym przez państwo finansowaniem publicznym, co de facto oznacza jego delegalizację. Regulacje te zabroniły instytucjom finansowym i niebankowym instytucjom płatniczym świadczenia wszelkich usług (tj prowadzenie rachunków, ubezpieczenia, clearingu itd) związanych z obsługą metody ICO.
Konsekwencją tej legislacji było koordynowane ukrócenie działalności rodzimych giełd kryptowalut
- początkowo zmuszenie ich do zablokowania możliwości rejestrowania nowych użytkowników, a następnie wyznaczenie terminu, do jakiego mogły one ostatecznie zakończyć swoje funkcjonowanie. W 2018 r. pojawiły się spekulacje na temat planów delegalizacji giełd zagranicznych. W tym samym roku lokalne władze zostały zobowiązane do znoszenia preferencyjnych warunków dotyczących opodatkowania, cen energii elektrycznej, czy dostępu do ziemi dla podmiotów prowadzących kopalnie kryptowalut na swoim terenie, oraz szczegółowego raportowania postępów w tej materii. Ostatnie wydarzenia są tak naprawdę kontynuacją omówionych powyżej działań. W majowym komunikacie stowarzyszenia najważniejszych podmiotów z branży finansowej podtrzymały restrykcje z 2017 roku, a dodatkowo wzmożyły nacisk na monitorowanie przez banki przepływów kapitałowych związanych z tradingiem na kryptowalutach.
Krucjata przeciw krypto?
Wrogi stosunek władz ChRL do bitcoina i pozostałych kryptowalut chyba nikogo już nie dziwi, zmieniają się jednak narracje towarzyszące implementowaniu kolejnych ograniczeń. O ile na początku najmocniej wybrzmiewała ze strony chińskich polityków deklaracja uchronienia obywateli przed wysokim ryzykiem związanym z inwestycjami w te aktywa, to obecnie na pierwszy plan wysuwają się kwestie dotyczące nadzoru i kontroli nad systemem finansowym kraju. W piątek, 22 maja, wicepremier Liu He zorganizował spotkanie z przedstawicielami ważnej komisji ds. regulacji finansowej, które zaowocowało oświadczeniem wzywającym do całkowitego zakazania kopania kryptowalut na terenie Chin. Na efekty nie trzeba było długo czekać - niektóre przedsiębiorstwa miningowe planują przeniesienie swojej działalności (np. do Azji Centralnej), hashrate sieci BTC spadł o 15%, a na lokalnych serwisach aukcyjnych pojawiać zaczęły się wyłączony z użytku sprzęt górniczy.
Dodatkowo, autonomiczny region Mongolii Wewnętrznej opublikował pionierski projekt wytycznych,
według których zamierza rozprawić się z wydobywaniem kryptowalut na obszarze swojej jurysdykcji. Zawitanie tematu kryptowalut na najwyższy szczeblu chińskiej polityki wskazuje na kontynuację kursu rozpoczętego przed laty. Warto odnotować, że w autorytarnym reżimie chińskiego kapitalizmu państwowego podmioty gospodarcze zazwyczaj nie czekają na oficjalne ustanowienie nowego prawa, ale dynamicznie reagują już na same zapowiedzi zmian. Tego rodzaju responsywność przedsiębiorstw i społeczeństwa nie powinna jednak dziwić w kraju, w którym nawet krezusi pokroju Jacka Ma (majątek szacowany na 46 mld dol.) nie mogą być pewni powodzenia swoich operacji biznesowych.
Oprócz pobudek związanych ze sprawowaniem szerokiego zakresu kontroli nad systemem jest jeszcze kwestia ograniczeń w przepływie kapitału i roli jaką odgrywają kryptowaluty w ich obchodzeniu przez społeczeństwo. Temat ten pojawił się już podczas tzw “bańki chińskiej” w 2019 r., kiedy taki rodzaj wykorzystania cyfrowych walut upowszechnił się w obliczu sankcji nakładanych na Chiny przez administrację Donalda Trumpa (przy okazji przyczyniając się do znacznego wzrostu wartości BTC w stosunku do pieniądza fiducjarnego).
Autokraci się bronią
Chiny to nie jedyny kraj, w którym status prawny bitcoina i rynku kryptowalut pozostaje niejasny, a linia ustawodawcza skierowana jest raczej w stronę ograniczeń i zakazów, aniżeli liberalizacji i upowszechnienia. W kwietniu br. bank centralny Turcji zakazał stosowania kryptowalut (i wszelkich aktywów opartych na technologii rozproszonej księgi rachunkowej) jako środka płatności w handlu.
Ciekawa sytuacja ma miejsce w Iranie, który jeszcze kilka tygodni temu otwierał swój system bankowy na kryptowaluty (co mogło wynikać z chęci znalezienia sposobu na ominięcie amerykańskich sankcji), a który to obecnie banuje mining na cztery miesiące, ze względu na powtarzające się przerwy w dostawach prądu powodowane przez wysoką intensywność zużycia energii w tej branży (jak i kruchość irańskiej infrastruktury).
Kryptowaluty są przedmiotem sporu prawnego także w Indiach,
gdzie w marcu sąd najwyższy uchylił decyzję banku centralnego sprzed dwóch lat o zakazie wspierania transakcji z nimi związanych bankom komercyjnym. Niepewny pozostaje jednak dalszy los kryptoaktywów w tym kraju, a w sferze spekulacji pojawia się obecnie możliwość podjęcia przez władze kroków idących w ślady Komunistycznej Partii Chin - czyli praca nad cyfrową wersją własnej waluty, przy jednoczesnym zlikwidowaniu rynku kryptowalutowego, jaki istnieje w obecnej postaci.
Wątek wysiłków stworzenia cyfrowego yuana także wydaje się istotny w aspekcie obserwowanej dynamiki uregulowań prawnych
Właśnie ma miejsce program pilotażowy, w którym wylosowani uczestnicy otrzymali niewielkie kwoty elektronicznego renminbi - ale obwarowane terminem ważności, co motywować ma uczestników do ich wydania, a rządowi dać możliwość przetestowania sprawności sieci. Rozwój cyfrowych walut banku centralnego (CBDC) ma w kontekście chińskim szczególny wymiar, wpisuje się on bowiem w architekturę tworzonego od dawna “systemu zaufania społecznego” i w niedługiej perspektywie pozwolić ma na jeszcze bardziej prezycyjne prześwietlanie zachowań konsumpcyjnych obywateli. Pełni takich korzyści nie dają Partii zdecentralizowane z definicji kryptowaluty, co do pewnego stopnia uwypukla racjonalność kolejnych ciosów, jakie są im zadawane.
Ten wewnętrzny czynnik wydaje się być nadrzędną pobudką dla rozwijania programu - obecnie w globalnych zasobach rezerw walutowych banków centralnych yuan stanowi zaledwie 4 proc. (podczas, gdy dolar odpowiada za 88 proc.) i choć nie wydaje się, aby choćby w średnim horyzoncie czasowym rola amerykańskiej waluty była zagrożona to w długim terminie wszystko zależeć będzie od wydajności rozwiązań technologicznych jakie uda się władzom Chin wypracować.
Będą dalsze wstrząsy!
Z omawianej historii wyłania się wniosek, że “niepaństwowe” kryptowaluty stanowić mogą konkurencję dla narodowego pieniądza. Katalog pobudek kierujących poszczególnymi legislatorami jest szeroki i obejmuje takie kwestie jak: niestabilność narodowej waluty fiat (kazus Wenezueli), chęć inwigilacji obywateli, zapobieganie praniu brudnych pieniędzy, czy transferowaniu kapitału poza granice (przypadek Azji, oprócz Chin również Wietnam i Korea).
Wspólnym mianownikiem dla większości krajów wprowadzających ograniczenia jest natomiast niedemokratyczny reżim polityczny,
a coraz bardziej wyraźny staje się rozdźwięk pomiędzy ich, a zachodnią percepcją prawną kryptowalut - podczas, gdy autorytarne władze rozszerzają zakazy, kraje demokratyczne co najmniej utrzymują status quo. Integracja kryptowalut z systemami bankowymi postępuje w USA i UE także za sprawą zachodnich korporacji tj PayPal, Revolut, czy Robin Hood.
Wiele wskazuje na to, że to nie koniec sagi o banowaniu bitcoina w Chinach. Gdyby proces ten przyjął bardziej radykalny przebieg (wyobraźmy sobie wprowadzony z dnia na dzień absolutny zakaz obrotu) moglibyśmy oczekiwać rozlania paniki na cały świat. Gradualne wprowadzanie kolejnych restrykcji daje natomiast czas na odnalezienie się przez różne podmioty w nowej sytuacji. Wraz z dojrzewaniem rynku krypto (czyli zwiększającym się udziałem “doświadczonych” graczy) oczekiwania względem Chin powinny się urealnić, czyniąc potencjalne zmiany prawne mniej bolesnymi dla wycen.
Czas pokaże czy obecny kierunek obrany przez chińskie władze będzie kontynuowany i jakie są ich prawdziwe cele
Jedno jest pewne - rola chińczyków w rozwoju i adopcji kryptowalut jest ogromna - sam region Sinciang odpowiada za ok. 20% całego wydobycia BTC (to także tam kwietniowy blackout doprowadził do powodzi). I o ile ostatecznie branża zawsze dostosowywała się do zmian w regułach gry, to początkowo zaostrzanie polityki wywierało silnie negatywny wpływ na rynek, prowadząc do odpływu kapitału z kryptowalut w inne aktywa. Zupełnie tak jak obserwujemy to obecnie.
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję