Reklama
WIG82 745,58+1,45%
WIG202 436,05+1,72%
EUR / PLN4,31-0,01%
USD / PLN4,00+0,17%
CHF / PLN4,43+0,12%
GBP / PLN5,05+0,15%
EUR / USD1,08-0,16%
DAX18 492,49+0,08%
FT-SE7 952,60+0,26%
CAC 408 205,81+0,01%
DJI39 807,37+0,12%
S&P 5005 254,35+0,11%
ROPA BRENT87,07+1,60%
ROPA WTI82,70+1,20%
ZŁOTO2 234,24+0,06%
SREBRO25,03+1,87%

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

WallStreetBets

Od kilku dni w świecie finansów praktycznie nie mówi się o niczym innym niż o tym jak „ulica”, skupiona wokół grupy na reddicie, wycisnęła z rynku grające na spadki fundusze. Jednym z najbardziej interesujących wątków całej sprawy jest ten dotyczący blokady zleceń kupna na najmocniej „pompowanych” spółkach. Większość brokerów, na czele z Robinhoodem, w zeszłym tygodniu zablokowała możliwość kupna akcji i opcji takich spółek jak GameStop i AMC Entertainment. Dlaczego brokerzy zdecydowali się na taki krok i czy w ogóle mieli wybór?

 

Brokerzy ratują grube ryby przed bankructwem?

Ograniczenie możliwości, a w zasadzie blokada zakupu akcji „pompowanych” przez WallStreetBets w aplikacji Robinhood, spotkało się z uzasadnionym oburzeniem inwestorów i dało podłoże pod liczne teorie spiskowe, tłumaczące dlaczego broker zdecydował się na tak radykalne rozwiązanie. Jak nietrudno się domyślić, większość z nich skupia się na prostej retoryce, wedle której brokerzy detaliczni, z Robinhoodem na czele, próbowali w ten sposób „ratować fundusze hedgingowe przed bankructwem”. Po tym jak spora część amerykańskich brokerów odcięła swoich klientów od możliwości zakupu akcji GameStop, czy AMC Entertainment w sieci zawrzało - tysiące rozgoryczonych inwestorów oskarżało brokerów o stosowanie podwójnych standardów, wedle których nikt nie blokuje manipulacji rynkowych giełdowych gigantów, jednocześnie błyskawicznie tłumiąc próby podbicia kursu przez małych inwestorów.

Dość szybko zwrócono też uwagę na potencjalne powiązania pomiędzy Robinhoodem a funduszem Melvin Capital, który stracił najwięcej na swoich pozycjach krótkich na GameStop i AMC. I rzeczywiście, takie oba podmioty są ze sobą powiązane, choć w niebezpośredni sposób. Zacznijmy od Robinhooda - broker przekazuje ponad połowę wszystkich zleceń giełdowych swoich klientów spółce Citadel Securities, która w dodatku mu za to płaci (notabene, jest to jedno z wyjaśnień „darmowego handlu” w aplikacji Robinhooda). Sam Citadel jest jednym z największych funduszy hedgingowych na świecie, zarządzającym środkami o wartości ok. 35 mld dolarów. Wspomniana spółka zależna Citadel Securities jest animatorem rynku, któremu potrzebna jest płynność. Tę zaś w dużej mierze dostarcza właśnie „order flow” od klientów Robinhooda. Citadel Securities już od jakiegoś czasu nie ma zbyt dobrej opinii - wielokrotnie był oskarżany o dopuszczanie się rynkowych manipulacji, a w 2017 r. SEC nałożył na niego 22 mln dolarów kary za wprowadzanie klientów w błąd przy naliczaniu prowizji transakcyjnych na ich niekorzyść. Co jednak łączy Citadel z funduszem hedgingowym shortującym m.in. GameStop? Melvin Capital został założony w 2014 r. przez Gabe’a Plotkina, który wcześniej pracował m.in. w Citadel i funduszu SAC Securities, który należał do właściciela Citadel i… został zamknięty w związku z zarzutami o insider trading w 2013 r. To jednak trochę za mało, by mówić o realnych powiązaniach. Dlatego, idźmy dalej: Gabe Plotkin wystartował ze swoim funduszem otrzymując niewielką pomoc od byłego szefa - założyciel Citadel Steve Cohen zainwestował 200 mln dolarów w rozwój Melvin Capital, co dość szybko mu się opłaciło. Fundusz, stosujący agresywne strategie lokowania środków głównie w sektorze technologicznym i chętnie grający na spadki, zamknął pierwszy rok działalności (2015) z imponującą stopą zwrotu na poziomie 47%. Kolejne lata również były dla niego udane, co skutkowało tym, że na początku 2020 r. fundusz zarządzał środkami o wartości ponad 12,5 mld dolarów.

Reklama

Dobrą passę Melvina zakończyli inwestorzy z Reddita - fundusz poniósł swoją największą dotychczasową porażkę właśnie po „wyciśnięciu” z krótkich pozycji przez członków grupy WallStreetBets i inwestorów z całego świata, którzy dołączyli się do akcji. W samym styczniu fundusz stracił aż 53% swoich środków. Straty były na tyle dotkliwe, że konieczna była pomoc finansowa, którą udzieliły Citadel i Point72 Asset Management, który również należy do Steve’a Cohena. Oba fundusze wsparły Melvina kwotą 2,75 mld dolarów.

Trudno więc byłoby twierdzić, że nie ma powiązań kapitałowych pomiędzy Citadel a Melvin Capital. Jakby tego mało, wprawdzie większość zleceń klientów Robinhooda trafia do Citadel Securities, jednak na drugim miejscu wśród odbiorców order flow znajduje się właśnie Point72, który ma przecież tego samego właściciela. Wg opisywanej teorii, fundusze należące do Steve’a Cohena „przekonały” Robinhooda do tego, aby zablokował możliwość kupowania akcji m.in. GameStop i AMC, po to by ratować Melvina, z którym są powiązane kapitałowo. Mimo, że przedstawiciele Citadel i Robinhooda kategorycznie zaprzeczali takim zarzutom, to rzeczywiście trudno byłoby bezkrytycznie przyjmować ich zapewnienia. Teoria o naciskach Citadel na Robinhooda składa się w relatywnie logiczną całość. Co jednak z innymi brokerami, nie tylko ze Stanów Zjednoczonych, którzy również zablokowali możliwość kupna akcji m.in. GameStop i AMC? Na taki krok zdecydowali się bowiem najwięksi konkurenci Robinhooda, tacy jak TD Ameritrade, E-Trade, Charles Schwab, czy Interactive Brokers. Skoro mieli oni okazję przejąć dziesiątki tysięcy zdenerwowanych klientów Robinhooda i zarobić na prowizjach za order flow, to dlaczego również ograniczyli możliwość zakupu rozgrzanych do czerwoności akcji? Tutaj zwolennicy teorii spiskowych zaczynają snuć mętne hipotezy o brokerach chroniących rekinów z Wall Street, niestety jak to często bywa - najbardziej wiarygodne wyjaśnienie tej sytuacji jest znacznie bardziej przyziemne… Wymaga jednak znajomości zasad obrotu papierami wartościowymi na amerykańskich giełdach.

URL Artykułu

 

Nie ma kasy na nowe zlecenia

Robinhood, podobnie jak większość brokerów detalicznych w Stanach Zjednoczonych, nie realizuje samodzielnie zleceń maklerskich swoich klientów, ale przekazuje je innym podmiotom, głównie animatorom rynku (market makerom) i funduszom HFT. Animatorzy rynku płacą brokerom detalicznym za order flow swoich klientów, ponieważ do swojej działalności potrzebują przede wszystkim płynności, której nie byliby w stanie wygenerować samodzielnie, bez ciągłego strumienia zleceń od „małych graczy”, korzystających m.in. z aplikacji Robinhooda.

Reklama

Po przekazaniu zlecenia market makerom, broker detaliczny otrzymuje informację zwrotną o zarejestrowaniu każdej pojedynczej oferty w izbie rozliczeniowej. Podobnie jak na warszawskiej giełdzie i większości parkietów świata, w USA obowiązuje cykl rozliczeniowy T+2, czyli realnie muszą minąć dwa dni sesyjne od momentu złożenia zlecenia do jego finalizacji, czyli po prostu pojawienia się akcji na koncie kupującego i gotówki na koncie sprzedającego. Nie zmienia to jednak faktu, że zakup akcji i sprzedanie ich tego samego dnia, czyli  jest przecież możliwe. Skoro po przyjęciu zlecenia na koncie klientów niemal natychmiastowo pojawiają się zakupione akcje, które można od razu wystawić na sprzedaż, oznacza to że są one całkowicie „wirtualne”, ponieważ realnie zostaną zaksięgowane w Centralnej Izbie Rozliczeniowej (NSCC - National Securities Clearing Corporation) dopiero za dwa dni. Broker rozliczeniowy (w naszym przypadku Robinhood i jego konkurenci) w momencie przekazania zlecenia kupna do izby rozliczeniowej nie ma ani akcji, ani kwoty, za jaką zostały kupione, gdyż do rozliczenia dojdzie zgodnie z zasadą T+2. Jednocześnie musi on dopisać kupione akcje do konta klienta, mimo że realnie ich tam jeszcze nie ma. Klient zaś może od razu wystawić na sprzedaż swoje „wirtualne” papiery. To zaś rodzi istotne ryzyko kredytowe dla brokera i może skutkować poważnym zachwianiem całego systemu obrotu papierami wartościowymi w przypadku gwałtownego wzrostu zmienności i rynkowej paniki.

Aby zapobiec takim problemom, w 2010 r. w USA przyjęto rozbudowany pakiet ustaw dotyczący rynków finansowych i ochrony inwestorów, potocznie nazywany ustawą Dodd-Frank. Miała ona przeciwdziałać temu, co wydarzyło się zaledwie niecałe trzy lata wcześniej, podczas kryzysu ekonomicznego 2007-08 i załatać luki regulacyjne, które doprowadziły do powstania bańki spekulacyjnej na rynku kredytów subprime.

W 8. rozdziale ustawy (Payment, Clearing and Settlement Supervision) zawarto nowe zasady rozliczania transakcji giełdowych, nakładając na brokerów konieczność zabezpieczania transakcji, które znajdują się w fazie realizacji. Taki depozyt zabezpieczający jest ustalany osobno dla każdego brokera na każdej sesji giełdowej o godz. 10:00 (amerykańskiego czasu). Jego wysokość jest określana z wykorzystaniem specjalnego algorytmu i zależy od kilku czynników, z których najważniejsze są wolumen oraz wartość zleceń złożonych do rozliczenia. Oprócz tego izba rozliczeniowa korzysta z tzw. mnożnika zmienności (ang. volatility multiplier), który zwiększa wymagane zabezpieczenie dla zleceń składanych na papiery wartościowe o wyższej zmienności i tym samym większym ryzyku.

Jak nietrudno się domyślić, nagły skok wolumenu obrotu na akcjach m.in. GameStop i AMC, z których ogromna większość była zleceniami kupna, i związany z tym nagły wzrost ceny doprowadziły do gwałtownego podwyższenia depozytów zabezpieczających dla brokerów, którzy wypuścili te zlecenia na rynek. Robinhood, wprawdzie nie podał dokładnej kwoty zabezpieczenia, jaką musiał wpłacić, jednak w oświadczeniu na swoim blogu poinformował, że w zeszłym tygodniu wartość depozytu zabezpieczającego wzrosła aż dziesięciokrotnie. Wiadomo też, że w zeszłym tygodniu Robinhood pozyskał od funduszy Venture Capital ponad 3 mld dolarów, z czego istotna część mogła zostać przeznaczona na pokrycie wymaganego zabezpieczenia dla zleceń maklerskich złożonych przez klientów.

Finalnie jednak Robinhood, podobnie jak Interactive Brokers, TD Ameritrade, a później również Revolut, w zeszły czwartek zablokował możliwość składania zleceń kupna i handlu opcjami na akcje GameStop i AMC, które były najmocniej „pompowane” przez WallStreetBets i inwestorów z całego świata. I to właśnie nagły wzrost wymagań kapitałowych dla brokerów ze strony izby rozliczeniowej był najbardziej prozaicznym i jednocześnie najbardziej prawdopodobnym powodem czasowego ograniczenia możliwości zakupu rozgrzanych akcji. Dlaczego zatem brokerzy nie zablokowali całkowicie możliwości składania zleceń na akcjach tych spółek? Najbardziej logicznym wytłumaczeniem jest to, że po sprzedaży akcji kwota transakcji jest przekazywana na konto użytkownika dopiero po ich rozliczeniu, czyli zgodnie z cyklem T+2, dlatego też transakcje sprzedaży nie stanowią dodatkowego obciążenia kredytowego dla brokerów.

Reklama

URL Artykułu

 

Czy broker może decydować o tym co mogę, a czego nie?

Oczywiście, nie powinniśmy zapominać również o tym, że brokerzy - szczególnie jeśli chodzi o lewarowane instrumenty pochodne - zapewniają sobie pewien bufor bezpieczeństwa. Stosują bowiem klauzule mówiące o tym, że w sytuacjach nadzwyczajnej zmienności, problemów z płynnością lub wystąpienia anomalii rynkowych, które mogłyby „zagrażać bezpieczeństwu klientów” mają prawo do podjęcia nadzwyczajnych działań. Obejmują one m.in. czasowe wstrzymanie realizacji zleceń na wybranych instrumentach, przejście w tryb „close only” (pozwalający zamknąć otwarte wcześniej pozycje po cenie rynkowej lub sprzedać posiadane akcje), czy podwyższenie wartości depozytów zabezpieczających (czyli: obniżenie poziomu dźwigni) w przypadku produktów lewarowanych.

Dlatego też, zamiast oburzać się na nieczyste zagrania brokerów, warto zacząć od przeczytania regulaminu świadczenia usług, który zaakceptowaliśmy w momencie założenia konta.

 

Czytaj więcej