Tytułem wstępu przypomnę, że w tym cyklu analizujemy strategie systematycznego i doraźnego uśredniania cen nabycia akcji/ETFów od strony ich ryzyka. W części pierwszej opisywałem tzw. ryzyko specyficzne, a więc dotyczące pojedynczych spółek, które mogą spadać z powodów fundamentalnych i w kontrze do rosnącego w tym czasie szerokiego rynku. To najpoważniejszy problem popadania w jeszcze większe straty podczas procesu uśredniania, a to z powodu tego, że nawet po osiągnięciu coraz niższej ceny średniej nabycia spółka może już nie urosnąć i nie pozwolić zrealizować strat.
Czy to już jest ten moment? Jesteśmy na szczycie? Rynek jest w arcyciekawym miejscu - inflacja, tapering, epidemia... Niezależnie od tego czy spotkamy się zdalnie czy stacjonarnie, chcemy przedstawić Państwu naszą perspektywę i ogląd rzeczywistości przez pryzmat psychologii, analizy fundamentalnej i analizy technicznej. Zapraszamy na cykl 4 wykładów pandemicznych.
Jednak samo pojawienie się rosnących strat na rachunku z powodu uśredniania nie przesądza jeszcze o niepowodzeniu całego procesu inwestycyjnego opartego na tym podejściu, jest dopiero do niego pewnym wstępem. Musimy bowiem sobie uświadomić, czym jest tak naprawdę ryzyko, a w tym przypadku w szczególności.
Otóż takie, że nie istnieje jedna dobra definicja ryzyka, która pokrywałaby wszystkie możliwe negatywne konsekwencje dla inwestorów, a przy tym każdy z inwestorów może to samo ryzyko postrzegać inaczej. I choć raczej zgodnie można mówić o pojawieniu się strat na rachunku jako formie ryzyka, to ryzykiem może być również … niezrealizowanie założonych zysków! Oczywiście nas najbardziej interesuje wszystko związane ze stratami, choć i tutaj pojawiają się pewne niuanse.
Z tego powodu drugi punkt analizy strategii uśredniania to:
To nie mniej, ni więcej ryzyko jakie MY SAMI stanowimy dla siebie. Jak trafnie ujął to w ramach swoich koncepcji wyłożonej w książce „Czarny łabędź” Nicho