Inwestorzy ślepo spoglądający na rynki przez pryzmat zasady risk-on w ostatnich tygodniach (a patrząc szerzej także miesiącach) przeżyli kilka zawodów. W zasadzie przez całą poprzednią dekadę można było ogólnie przyjąć, że DAX rośnie w porównywalnym tempie do indeksu S&P500, a wszystkie lokalne różnice są niewielkie. Szeroko pojęta zbiorowość inwestorów również zdawała sobie sprawę, że amerykańskie giełdy rosną nieco szybciej, natomiast z perspektywy nawet dwutygodniowej pozycji zazwyczaj nie miało to znaczenia.
Niewielkie, lokalne problemy rozpoczęły się w 2018 roku, kiedy niemiecka giełda regenerowała się trochę wolniej niż USA, gorzej reagowała na pozytywne informacje, różnice jednak były wciąż małe. W tym czasie zaczęły się uwydatniać efekty Brexitu. Porównując indeksy wyspiarskie z europejskimi, śmiało można było stwierdzić "widać Brexit". Pierwszy tydzień listopada był jednak swoistym zaprzeczeniem zasady “wzrasta ryzyko - spadają indeksy, spada ryzyko - rosną indeksy”. Każda giełda odbijała w tym okresie w zupełnie innym tempie, indeksy zachowywały się w sposób dużo mniej skorelowany niż obserwowaliśmy to w latach poprzednich. Jeszcze bardziej niejednoznacznie niż i tak rozchwianiem w okresie wakacyjnym.
Z poprzedniej dekady w głowach wielu inwestorów pozostało myślenie, że giełdy dzielą się na rozwijające - rosnące trochę wolniej - i rozwinięte, które pędziły niczym Stany na północ. Wtedy wspomniany opis sytuacji na ogólnym p