Koronawirus pojawił się we Włoszech w drugiej połowie lutego. W Polsce pierwsze zakażenie odnotowano 4 marca, niecałe 2 tygodnie później nasza gospodarka została z tego powodu „zamrożona”. Lokale usługowe, jak i wiele sklepów, zostało pozamykanych. Na uczelniach i w szkołach wprowadzono nauczanie online, na pracę zdalną przestawiło się również wiele firm. Wówczas politycy i ekonomiści zaczęli oczekiwać nadchodzącej recesji. Recesja z technicznego punktu widzenia jest spadkiem PKB przez co najmniej dwa kwartały z rzędu.
Polska w ciągu ostatnich 28 lat wraz z Australią należały do absolutnej czołówki krajów pod względem długości nieprzerwanego rozwoju gospodarczego. Przez ten czas nie było u nas wyraźnej recesji, niemal 3 ostatnie dekady były dla nas gospodarczym skokiem cywilizacyjnym, podczas którego z biednego, postsowieckiego kraju staliśmy się członkiem Unii Europejskiej, którego dochody na osobę stopniowo zbliżają się do tych zachodnich. Niestety ta dobra passa została przerwana. W pierwszym kwartale 2020 roku, kiedy nasza gospodarka pozostała zamrożona jedynie przez pół miesiąca, nasze PKB w ujęciu kwartał do kwartału skurczyło się o 0,4%. Nie był to jeszcze spadek znaczny, ponieważ zdecydowana większość pierwszego kwartału upłynęła pod znakiem normalnej działalności gospodarczej. Jednak drugi kwartał, który zawiera w sobie kwiecień, maj i czerwiec, w ogromnej swojej części był objęty „zamrożeniem” gospodarki. Efekty tego zobaczyliśmy