Reklama
WIG82 745,58+1,45%
WIG202 436,05+1,72%
EUR / PLN4,31-0,02%
USD / PLN3,99+0,01%
CHF / PLN4,43-0,04%
GBP / PLN5,04-0,02%
EUR / USD1,08-0,02%
DAX18 492,49+0,08%
FT-SE7 952,62+0,26%
CAC 408 205,81+0,01%
DJI39 807,37+0,12%
S&P 5005 254,35+0,11%
ROPA BRENT87,07+1,60%
ROPA WTI82,70+1,20%
ZŁOTO2 232,81+1,87%
SREBRO25,03+1,87%

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

Kolejnych podwyżek stóp nie będzie?

Narodowy Bank Polski jest całkowicie niezależny i nie poddaje się jakimkolwiek naciskom ze strony rządu, a obecny skład Rady Polityki Pieniężnej jest najbardziej apolityczny w historii NBP. Podwyżka stóp procentowych to natomiast „szkolny błąd” i nie należy się jej spodziewać wcześniej niż w przyszłym roku. To tylko niewielka część wypowiedzi prof. Adama Glapińskiego, które doprowadziły do tego że rynek nie traktuje poważnie wypowiedzi prezesa NBP i podważa wiarygodność banku centralnego.

 

Rynek zaskoczony? Właśnie tak miało być!

Na posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej 6 października dość niespodziewanie zdecydowano o podwyżce stóp procentowych, w tym o podniesieniu stopy referencyjnej o 40 pkt. bazowych, do poziomu 0,50%. To pierwsza podwyżka stóp procentowych od niemal dekady, ostatni wzrost oprocentowania ustalanego przez bank centralny miał bowiem miejsce w kwietniu 2012 r., kiedy stopa referencyjna została podniesiona z 4,5% do 4,75%, w odpowiedzi na rosnąca inflację, która w marcu wyniosła… 3,9%. Wówczas realnie dodatnie stopy procentowe (czyli przewyższające roczną dynamikę wskaźnika inflacji CPI) były jeszcze czymś na porządku dziennym. Wracając do najbliższej przeszłości, historycznie niski poziom stóp procentowych NBP (stopa referencyjna 0,10%) obowiązywał od końca maja zeszłego roku i był skutkiem trzeciej z serii awaryjnych cięć stóp procentowych, na jakie RPP zdecydował się w ramach walki z ekonomicznymi skutkami pandemii koronawirusa. Mimo, że NBP zdecydował się na podwyżkę stóp z niemal zerowego poziomu najpóźniej ze wszystkich banków centralnych w regionie, zeszłotygodniowa decyzja była pewnym zaskoczeniem dla rynku. Jak to możliwe, że wydarzenie które było tak bardzo oczekiwane przez uczestników rynku okazało się jednocześnie tym niespodziewanym?

Ten dość niecodzienny stan rzeczy zawdzięczamy w głównej mierze chaosowi informacyjnemu, który wywołali sami przedstawiciele Rady Polityki Pieniężnej, z prezesem Adamem Glapińskim na czele. To właśnie człowiek stojący na czele instytucji, której zadaniem jest m.in. prowadzenie odpowiedniej komunikacji z uczestnikami rynku i zapobieganie sytuacjom, w których coś dzieje się nagle i niespodziewanie, wielokrotnie dawał do zrozumienia, że na szybką podwyżkę stóp procentowych nie ma co liczyć. Od wielu miesięcy ochoczo wtórowali mu najbardziej gołębi członkowie RPP, tacy jak Eryk Łon, Jerzy Żyżnyński czy Grażyna Ancyparowicz, która wsławiła się dość kontrowersyjną wypowiedzią z końca kwietnia, wedle której podniesienie stóp procentowych przyniosłoby dodatkowy impuls inflacyjny - „ceny byłyby jeszcze wyższe, bo wzrosłaby cena obsługi kredytu”. Bardziej uszczypliwi komentatorzy zwracali uwagę na to, że podobne poglądy są esencją polityki monetarnej prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana (wyższe stopy wpływają na wzrost inflacji), z którego trudno jednak brać przykład.

Reklama

Trudno zatem dziwić się temu, że większość analityków prognozowała pierwsze podwyżki stóp procentowych NBP najwcześniej na listopadowym posiedzeniu RPP (które odbędzie się w środę 3 listopada), skłaniając się bardziej ku pierwszemu kwartałowi przyszłego roku. Co więcej, pierwsza z oczekiwanej serii podwyżek miała oscylować w granicach 10-15 pkt. bazowych. Przedstawiciele banku centralnego przegłosowali więc podwyżkę stóp procentowych, która nie tylko została wprowadzona wcześniej niż zapowiadano, ale również była wyższa (stopa referencyjna wzrosła o 40 pkt. bazowych) niż wynikałoby to z licznych komunikatów wysyłanych rynkowi.

 

Inflacja niezależna od polityki NBP, a może jednak?

Co ciekawe, Adam Glapiński na samym początku zeszłotygodniowej konferencji, która odbyła się dzień po posiedzeniu RPP, przyznał że ma pełną świadomość tego, że decyzja o podniesieniu stóp procentowych była zaskoczeniem dla rynku. Co więcej, z rozbrajającą szczerością zapewnił, że „właśnie tak miało być”, jednocześnie wcześniej przez wiele miesięcy twierdząc, że podwyżka stóp jest niepotrzebna.

Jaki był cel tak niejasnej polityki informacyjnej szczególnie ze strony prezesa NBP?

Sam Glapiński na konferencji tłumaczył się, że niespodziewana w tym konkretnym momencie i jednocześnie wyższa od oczekiwań podwyżka stóp ma zapobiec utrwaleniu się inflacji w średnim okresie. Ta natomiast rośnie m.in. ze względu na kolejne szoki podażowe. Warto przypomnieć, że RPP zdecydowała o podniesieniu stóp procentowych w kilka dni po tym jak GUS opublikował szacunkowe dane na temat inflacji CPI we wrześniu, która okazała się znacznie wyższa od rynkowych prognoz - ceny we wrześniu poszły w gorę o 5,9% w ujęciu rocznym i o 0,6% w porównaniu do poprzedniego miesiąca (wg wstępnych szacunków było to 5,8% r/r i 0,6% m/m). To najwyższy poziom od czerwca 2001 r. W dwóch poprzednich miesiącach tempo wzrostu cen nie było wiele niższe - w sierpniu inflacja CPI wyniosła 5,5% r/r, zaś w lipcu było to równe 5% w ujęciu rocznym.

Czy zatem Rada Polityki Pieniężnej przestraszyła się inflacji, której poziom nieubłaganie zbliża się do 6%?

Jeśli tak, to byłoby to niespójne z wcześniejszymi wypowiedziami prezesa Adama Glapińskiego, który każdorazowo po publikacjach odczytów inflacji w ostatnich miesiącach przekonywał, że wzrost cen jest przejściowy i nie wynika z polityki monetarnej prowadzonej przez NBP. Wskaźnik CPI znacznie przewyższający górne widełki celu inflacyjnego NBP wynika przede wszystkim ze wzrostów cen ropy naftowej, gazu i cen administrowanych (takich jak: czynsze mieszkaniowe, zaopatrywanie w wodę, wywóz nieczystości, usługi kanalizacyjne, energia elektryczna, gaz, energia cieplna, pasażerski transport szynowy i mieszany, usługi pocztowe), na które bank centralny nie ma żadnego wpływu. Takie przynajmniej było wytłumaczenie prezesa NBP, który wprost odcinał się od wzięcia odpowiedzialności za rosnącą inflację i to mimo tego, że statutowym celem banku centralnego jest dbanie o stabilność cen.

Reklama

Trudno też odcinać się od wpływu na inflację, gdy jednocześnie prowadzi się od marca zeszłego roku program skupu aktywów w ramach luzowania ilościowego (QE), polegający na emitowaniu pieniądza wyłącznie po to, by skupić za niego obligacje skarbowe i gwarantowane przez Skarb Państwa (tzw. „covidowe”, emitowane przez PFR i BGK) z rynku wtórnego. Dla ścisłości, warto dodać że wysoka inflacja w ostatnich miesiącach nie wynika wyłącznie ze wzrostów cen paliw i energii - przykładowo, we wrześniu żywność i napoje bezalkoholowe podrożały o 4,4% r/r, w sierpniu było to 3,9% r/r, natomiast w lipcu produkty spożywcze były droższe o 3,1% w porównaniu do poprzedniego roku.

Dlaczego zatem RPP zdecydowała się na niespodziewaną podwyżkę stóp, motywując ją walką z zagrożeniem utrwalenia się wysokiej inflacji w średnim terminie, skoro prezes NBP od miesięcy powtarzał, że wzrosty cen są niezależne od polityki banku centralnego? To już pytanie dotyczące bardziej trwającej rozgrywki politycznej niż samej polityki monetarnej.

 URL Artykułu

 

Podwyżka stóp procentowych na żądanie

Adam Glapiński niejednokrotnie już bowiem udowodnił, że należy traktować go jak polityka, mimo że on sam nieustannie przekonuje o swojej niezależności. W budowaniu wizerunku niezależnego prezesa banku centralnego nie pomagają chociażby ostatnie wydarzenia - w zeszłą środę, niedługo przed rozpoczęciem posiedzenia RPP, premier Mateusz Morawiecki na szczycie UE w Słowenii podczas briefingu prasowego odniósł się do zjawiska rosnących cen energii, które wpływają na wysoką inflację. Powiedział coś, co było całkowitym zaprzeczeniem słów Adama Glapińskiego - „problem inflacji leży przede wszystkim w kompetencjach Narodowego Banku Polskiego”. Pomijając już fakt, że zabrzmiało to jak przerzucanie się winą za drożyznę pomiędzy rządem a NBP, premier dodał również kluczowe zdanie, wyrażając nadzieję, że „reakcja NBP na rosnącą inflację będzie należyta”.

Niedługo potem RPP niespodziewanie decyduje się na podwyżkę stóp procentowych, jakby tylko czekając na zielone światło od rządu

Reklama

Wizerunkowi niezależnego od koalicji rządzącej banku centralnego szkodzą także ostatnie szeroko komentowane wypowiedzi Adama Glapińskiego. Na kilka dni przed październikowym posiedzeniem RPP prezes NBP na jednej z konferencji stwierdził, że Polska doskonale poradziłaby sobie bez unijnych funduszy i że ich rola dla naszej gospodarki jest znacząco przeceniana. Dodał również, że Polska doskonale poradzi sobie bez zagranicznych pieniędzy i że obecnie to my pożyczamy pieniądze zagranicznym gospodarkom. Cała ta wypowiedź była repliką na pytanie o potencjalne problemy z zatwierdzeniem przez UE Krajowego Planu Odbudowy dla Polski, którego wartość to ponad 57 mld euro. Słowa prezesa NBP o tym, że „Polska nie potrzebuje zewnętrznego finansowania” zostały wypowiedziane w momencie, w którym wartość zagranicznych obligacji skarbowych wyemitowanych przez nasz kraj to ponad 180 mld złotych, a Skarb Państwa jest zadłużony na ponad 1,14 bln złotych.

Do wypowiedzi w podobnym tonie można zaliczyć również niedawne komentarze Glapińskiego, w których przekonywał że „inflacja nie ma negatywnego wpływu na portfele Polaków”, a także że mimo wysokiego tempa wzrostu cen zasobność portfeli najmniej zamożnych Polaków rośnie szybciej niż inflacja, dzięki wzrostom płacy minimalnej. Są to słowa godne polityka koalicji rządzącej, które jednak nie przystoją profesorowi ekonomii, stojącemu na czele banku centralnego, którego niezależność od rządu i apolityczność jest zapisana w art. 227 Konstytucji RP, co potwierdził wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2000 r.

URL Artykułu

 

Kolejnych podwyżek stóp nie będzie?

Po ostatniej podwyżce Glapiński zapewniał, że nie jest to początek oczekiwanej przez rynek serii kolejnych wzrostów stóp procentowych NBP, który docelowo miałby zmierzać ku stopie referencyjnej 1,50% (jak przed pandemicznymi cięciami). Rynek oczekuje jednak dalszych podwyżek stóp i nie wierzy w słowa prezesa NBP, który przez ostatnie miesiące zarzekał się, że na wzrost oprocentowania nie ma jeszcze co liczyć.

Widać to m.in. po wzroście rentowności obligacji skarbowych -

Reklama

aktualnie dwuletnie obligacje mają rentowność 1,593%, podczas gdy miesiąc temu wynosiła ona niecałe 0,5%. Podobnie wygląda sytuacja obligacji pięcioletnich - ich rentowność to obecnie 2,15%, podczas gdy miesiąc temu było to zaledwie 1,39%. W przypadku polskich „dziesięciolatek” aktualna rentowność to niecałe 2,6%, podczas gdy miesiąc temu było to 1,94%. Rynek obligacji skarbowych ewidentnie dyskontuje kolejne podwyżki stóp, szczególnie że widmo 7% inflacji coraz mocniej wisi nad polską gospodarką.

Czytaj więcej