W grudniu ubiegłego roku portal Santiment opublikował na Twitterze wykres, na którym widać, że podaż Ethereum, drugiej największej kryptowaluty świata, ustępującej pod względem popularności tylko Bitcoinowi, spadła do najniższego poziomu od czterech lat. To stwierdzenie tyczyło się zresztą także największej i najbardziej rozpoznawalnych walut krypto, a więc wspomnianego BTC. Skąd taka sytuacja rynkowa i czy zmniejszona podaż jest zagrożeniem dla Ethereum?
Jeszcze do niedawna Ethereum było wydobywane na zasadzie Proof of Work. Po aktualizacji „Constantinopole”, pierwszy z kopiących, który rozwiązał kolejny blok otrzymywał nagrodę w wysokości 2 ETH za blok włączony do blockchainu, a także 1,75 ETH za tzw. bloki ommer. Mamy z nimi do czynienia, gdy jeden górnik znajdzie poprawny blok, a w tym samym czasie inny opublikuje blok konkurencyjny. Sprawia to, że nieaktualny — a wciąż ważny — blok będzie uwzględniony przez nowsze jako „wujek”. Stąd też za bloki ommer wypłacana była część nagrody.
W 2022 roku doszło jednak do potężnej i niezwykle istotnej aktualizacji Ethereum, nazwanej „The Merge”. W jej ramach zawierało się między innymi przejście z zatwierdzania transakcji poprzez Proof of Work na Proof of Stake. W jej ramach nagrody wypłacane są tzw. walidatorom. Są oni odpowiednikiem górników z mechanizmu Proof of Work i odpowiadają za tworzenie nowych bloków oraz porządkowanie transakcji.
Po „The Merge” i przejściu na Proof of Stake, tempo powstawania nowych tokenów Ethereum spadło w sposób znaczący, bo niemal o 90%. Tym samym ETH stał się deflacyjny - weryfikacja trans