Reklama
WIG82 745,58+1,45%
WIG202 436,05+1,72%
EUR / PLN4,30-0,26%
USD / PLN3,99-0,05%
CHF / PLN4,42+0,33%
GBP / PLN5,04+0,00%
EUR / USD1,08-0,21%
DAX18 492,49+0,08%
FT-SE7 952,62+0,26%
CAC 408 205,81+0,01%
DJI39 786,20+0,07%
S&P 5005 255,60+0,14%
ROPA BRENT86,99+1,51%
ROPA WTI82,48+0,93%
ZŁOTO2 232,81+1,87%
SREBRO25,03+1,87%

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

bitcoin spadki

Panika na rynku kryptowalut po raz kolejny została wywołana przez chiński rząd. Państwo Środka ma długą historię „ochładzania” przegrzanego bitcoina, którą warto znać, aby móc poprawnie ocenić znaczenie aktualnych wydarzeń, będących zwieńczeniem niedawnej hossy na rynku kryptowalut.

 

Zdecentralizowany w Państwie Środka

Aby w ogóle zrozumieć dlaczego stanowisko Chin wobec kryptowalut jest tak istotne dla bitcoina i całego rynku wirtualnych aktywów, trzeba wiedzieć że dwie czołowe kryptowaluty, takie jak bitcoin i (wciąż) ethereum oparte są na algorytmie konsensusu Proof of Work. Co to w ogóle znaczy? Bez wchodzenia w techniczne szczegóły, oznacza to tyle, że za stabilność i bezpieczeństwo sieci, zatwierdzanie kolejnych transakcji i wprowadzanie do obiegu nowych jednostek kryptowaluty odpowiadają cyfrowi górnicy, dysponujący specjalistycznym sprzętem, który przez 24 godziny na dobę, siedem w dni w tygodniu dokonuje operacji obliczeniowych, mających na celu rozwiązanie funkcji hashującej i zgarnięcie części wynagrodzenia za kolejne wydobyte jednostki kryptowaluty oraz prowizje od przetwarzanych transakcji. To właśnie koparki kryptowalut odpowiadają za ogromne zużycie energii elektrycznej, o czym regularnie alarmują media, informując o tym, że sieć bitcoina zużywa więcej prądu niż kolejne, coraz większe kraje. Aktualnie sieć najpopularniejszej kryptowaluty zużywa rocznie ponad 131 TWh (terawatogodzin), co jest porównywalne do zapotrzebowania energetycznego prawie 45 milionowej Argentyny. Co to ma jednak wspólnego z Chinami? Dla cyfrowych górników kluczowa jest cena prądu, bo to ona jest determinantą rentowności kopania kryptowalut. Mniej więcej w połowie 2012 r. wówczas jeszcze niewielkie chińskie firmy (takie jak m.in. Canaan Creative), zaczęły produkować pierwsze koparki do bitcoina oparte na tzw. wyspecjalizowanych układach scalonych (ASIC), które służyły wyłącznie do rozwiązywania funkcji hashującej SHA-256 i nie nadawały się do niczego więcej, co jednak zapewniało wyższą moc obliczeniową (hashrate) niż kopanie za pomocą procesorów ogólnego użytku (CPU), kart graficznych (GPU), a także układów FPGA. Rozwój koparek ASIC sprawił, że próby kopania bitcoina w domowych warunkach już nigdy więcej nie były opłacalne, ze względu na to że trudność kopania gwałtownie wzrosła. W 2013 r. zaczęły powstawać pierwsze kopalnie bitcoina na skalę przemysłową, zakładane w specjalnie przygotowanych do tego celu halach z odpowiednią wentylacją. Większość z nich była wówczas ulokowana właśnie w Chinach, gdzie prąd był relatywnie tani, a większe kopalnie mogły liczyć na dodatkowe upusty wynikające z tego, że zlokalizowane były na niezurbanizowanych obszarach, na których pojawiał się problem z przesyłem nadwyżek energii. Kopalnie kryptowalut, potrzebujące stałego dopływu prądu były więc pewnym rozwiązaniem tej kwestii. Nie bez znaczenia pozostawał też fakt, że ponad 90% koparek kryptowalut była produkowana właśnie w Chinach. Tamtejsze kopalnie dość szybko osiągnęły dominującą pozycję - w 2015 r. ponad połowa mocy obliczeniowej sieci BTC pochodziła właśnie z Chin, a w 2018 r. było to już ponad 80%.

Obecnie dominacja chińskich górników nie jest już tak przytłaczająca, ze względu na coraz mniej przyjazny klimat regulacyjny - pod koniec 2020 r. ok. 65% mocy obliczeniowej sieci BTC pochodziło z Chin, obecnie może być to jeszcze mniej, między 40% a 50%.

Reklama

Każda forma centralizacji bitcoina jest dla niego czynnikiem ryzyka - w tym również skupienie dużej części górników w jednym kraju. Wystarczy bowiem, że wydobycie na jego terenie zostanie zdelegalizowane lub obarczone wyższymi stawkami podatkowymi. Wówczas sieć bitcoina i innych kryptowalut zostanie zdestabilizowana, co do pewnego stopnia właśnie się dzieje. Właśnie dlatego notowania BTC są tak wrażliwe na wszelkie doniesienia z Państwa Środka.

 

Długa historia chińskich zakazów

Krzykliwe nagłówki obwieszczające rychły koniec bitcoina spowodowany decyzjami chińskich władz mają całkiem długą historię. Komunistyczny rząd nie pozostawał obojętny na rozwój kryptowalut i biznesu wydobywczego na terenie kraju, wielokrotnie zapowiadając ograniczenia, mające uderzyć w bitcoina. Jak dotąd jednak żadna z takich decyzji nie doprowadziła do długotrwałej destabilizacji całego rynku.

Pierwsze rządowe ograniczenia związane z kryptowalutami sięgają czasów, w których wielu dzisiejszych ekspertów od wirtualnych walut nie wiedziało jeszcze o istnieniu bitcoina. 5 grudnia 2013 r. Ludowy Bank Chin (PBoC) wraz z nadzorem finansowym i ministerstwem cyfryzacji wydały oświadczenie, w którym zakazały chińskim bankom pośredniczenia w transakcjach mających na celu zakup kryptowalut. Wydarzenie to miało miejsce tuż po kluczowym wydarzeniu dla bitcoina - 28 listopada kurs po raz pierwszy przekroczył symboliczną granicę 1000 dolarów. Wówczas najwięcej giełd kryptowalut działało na terenie Chin, zaś sam bitcoin był popularny wśród młodych obywateli, dlatego też nagłe odcięcie giełd od kont bankowych było sporym problemem. Kurs BTC w ciągu kilku dni od ogłoszenia zakazu stracił ponad 50% od szczytu, spadając do 522 dolarów, a następnie kontynuując trwający mniej więcej rok trend spadkowy, w ramach którego na początku 2015 r. kurs spadł poniżej 200 dolarów. Jak nietrudno się domyślić, po wprowadzeniu przez Chiny kryptowalutowych regulacji dla banków większość mediów obwieściła pęknięcie bańki spekulacyjnej i początek końca bitcoina, którego zdecentralizowany charakter nie przetrwał starcia z komunistycznym rządem.

Reklama

Przez kolejne miesiące chińskie agencje rządowe milczały na temat kryptowalut, od czasu do czasu publikując jedynie ostrzeżenia o wysokim ryzyku związanym z handlem wirtualnymi aktywami. Odcięcie giełd kryptowalut od rachunków bankowych dość skutecznie ochłodziło cały rynek i dalsze interwencje nie były potrzebne.

Chiny po raz kolejny dały o sobie znać 4 września 2017 r., kiedy to Ludowy Bank Chin całkowicie zakazał sprzedaży tokenów w ramach zbiórek funduszy ICO na terenie kraju. Wówczas bitcoin kosztował już ponad 4000 dolarów, a największe wzrosty były dopiero przed nim. Kilka dni później, 9 września, Chiński Związek Cyfrowych Finansów zapowiedział nadchodzący zakaz prowadzenia działalności w formie giełd i kantorów kryptowalut na terenie Chin, co wywołało kolejny szok, gdyż chińskie giełdy dostarczały wówczas znacznie ponad połowę wolumenu handlowego dla rynku kryptowalut. Niedługo potem największa chińska giełda BTCC poinformowała o zakończeniu funkcjonowania wraz z końcem września, co wywołało panikę na rynku i kilkunastoprocentowe spadki. Pozostałe giełdy, w tym m.in. Binance systematycznie podejmowały decyzję o przeniesieniu działalności poza teren Chin, najczęściej do objętego autonomiczną jurysdykcją Hong-Kongu, Singapuru oraz Japonii.Jakby tego było mało, w styczniu 2018 r. Bank Ludowy Chin zapowiedział całkowite blokowanie stron internetowych związanych z obrotem kryptowalutami, co w swoim założeniu miało całkowicie odciąć obywateli Chin od wirtualnych walut. Mimo, że opisywana blokada nie była w pełni szczelna, w wymierny sposób utrudniła ona dostęp do ośrodków handlu walutami cyfrowymi w Chinach. W sierpniu 2018 r. Chińskie Narodowe Biuro Ograniczania Ryzyka Finansowego poinformowało o tym, że zidentyfikowało 124 giełdy kryptowalut zarejestrowane poza Chinami, które wciąż są dostępne dla obywateli za pomocą sieci internetowej, jednocześnie zapowiadając, że dostęp do nich zostanie permanentnie zablokowany.

Zmasowana kampania wymierzona w kryptowaluty po raz kolejny przyczyniła się do załamania nastrojów na rynku, co najmniej na kilkanaście miesięcy.

 

Chiny znów walczą z hossą

Jak nietrudno się domyślić, w ostatnich tygodniach Chiny również dają o sobie znać na rynku kryptowalut, powtarzając analogiczny schemat podejmowania aktywności regulacyjnej w momencie przegrzania rynku po gwałtownych wzrostach. Ma to swoje konsekwencje w notowaniach BTC, którego cena jest o ponad połowę niższa od kwietniowego szczytu (65 000 USD).

Reklama

Tym razem chiński rząd próbuje jeszcze mocniej uderzyć w rynek wirtualnych walut, które stały się realnym zagrożeniem dla cyfrowego juana (eCNY) i jednym z ostatnich sposobów na ominięcie w pełni kontrolowanego obiegu pieniądza.

18 maja grupa chińskich instytucji finansowych zakazała lokalnym firmom świadczenia jakichkolwiek usług związanych z kryptowalutami oraz oferowania produktów, które są z nimi powiązane. 21 maja wicepremier Liu He ogłosił, że rząd będzie dążył do „ochrony stabilności chińskiego systemu finansowego” i ograniczenia wydobycia kryptowalut na terenie kraju.

Kolejne poważne wysiłki regulacyjne zostały podjęte już w czerwcu - mają one na celu całkowite odcięcie chińskich obywateli od giełd kryptowalut z całego świata, a także wprowadzenie ograniczeń dotyczących działalności kopalni kryptowalut. Ludowy Bank Chin ogłosił plany wprowadzenia kolejnych ograniczeń dla cyfrowych kopalni, szczególnie w prowincji Syczuan, w której ulokowanych jest najwięcej kopalni. Co więcej, chiński region autonomiczny Mongolia Wewnętrzna oraz prowincje Qinghai i Junnan zapowiedziały również oddolne zakazy wydobycia kryptowalut na skalę przemysłową. W prowincji Junnan podjęto również kontrole cyfrowych kopalni, czasowo wstrzymując ich pracę.

Działania te odbiły się niekorzystnie nie tylko na notowaniach bitcoina - moc obliczeniowa sieci spadła o ponad 45% od kwietniowego szczytu, osiągając poziom 120 EH/s (eksahashy na sekundę), najniższy od sześciu miesięcy.

 

Koniec kopania w Chinach to koniec bitcoina?

Reklama

Mimo bardzo negatywnych nastrojów na rynku kryptowalut, które są reakcją na politykę Chin wymierzoną w kryptowaluty, w dłuższej (kilkuletniej) perspektywie może ona mieć pozytywny wpływ na decentralizację samego bitcoina i bardziej zdywersyfikowany rozkład geograficzny mocy obliczeniowej sieci. Co więcej, rzadko porusza się tę kwestię, jednak jeśli górnicy będą zmuszeni do przeniesienia kopalni do lokalizacji, w których ceny prądu będą wyższe, to koszt wydobycia również wzrośnie. Wpływ takiego czynnika można w pewien sposób porównać do halvingu, czyli cyklicznego obniżania nagrody za blok dla górników o połowę. Im wydobycie pojedynczego bitcoina jest droższe, tym jego fundamentalna wartość jest wyższa.

O tym zaś, że chińscy górnicy nie zamierzają wyrzucić na śmietnik swoich koparek świadczy chociażby to, że jedna z chińskich firm logistycznych z miasta Guangzhou poinformowała serwis CNBC o tym, że w jednym z ostatnich zleceń wysłała do Stanów Zjednoczonych kontenery z koparkami kryptowalut o łącznej masie przekraczającej 3 tony.

Czytaj więcej