Bądź chciwy, gdy inni się boją, jak mawiał Warren Buffett, Kupuj, gdy leje się krew, jak miał powiedzieć legendarny Mayer Amschel Rotschild, czy może BTFD (ang. Buy the F*cking Dip), jak zaczęto pisać na internetowych forach tuż po wybuchu kryzysu finansowego w 2007 r.? Te trzy rynkowe rady (a jest ich znacznie więcej) dość jasno sugerują, że nie zawsze warto inwestować wyłącznie z trendem, zamiast tego wyczekując na moment, w którym cena spadnie tak nisko, że czekają ją już tylko wzrosty. Czy rzeczywiście warto kupować przecenione akcje w sytuacjach rynkowej paniki, akumulując to, czego inni jak najszybciej chcą się pozbyć? Sprawdźmy to!
Dla spekulantów łapiących rynkowe okazje nie ma lepszej wiadomości od tej, która jest… zła. Chodzi o medialne doniesienia, nagły komunikat, niespodziewaną zmianę w sektorze czy samej spółce, które początkowo wywołują jednoznacznie negatywną reakcję akcjonariuszy, czyli po prostu gwałtowne spadki notowań. Spadki, które jednak już po opadnięciu emocji zostają stopniowo odreagowywane. Przynajmniej takie jest założenie spekulantów, którzy wchodzą drzwiami ewakuacyjnymi. Oczywiście zła informacja, która doprowadziła do spadków, nie może być „zbyt zła”, aby nie pogrążyć notowań spółki na dłuższy czas. Kluczowe jest również wejście w odpowiednim momencie, czyli przeczekanie największych spadków i jednocześnie nie przespanie momentu odreagowania. Czy da się na tym zarobić? Sprawdźmy to na kilku rynkowych przykładach.