Zmienność na rynku walutowym jest wciąż niska, na parze EURUSD poruszamy się nadal w kanale 1,07-1,12. Zaczynają nas zalewać katastrofalne dane gospodarcze, jednak równie złe po obu stronach Atlantyku. Wywołują one podobne reakcje rządów i banków centralnych, tak więc żaden obszar walutowy nie odstaje makroekonomicznie od innych, co by skłoniło do umocnienia którejś waluty.
PMI w usługach strefy euro za kwiecień niemal osiągnął dno na poziomie 11,7 pkt, w przemyśle nieco lepiej, bo 33,6 pkt. W USA nieco lepiej, bo odpowiednio 27 i 36,9 pkt. Tak niskich poziomów nie widzieliśmy od 2009 roku albo w ogóle w historii badań. Prawdę mówiąc nie jest to jednak zaskoczeniem, lecz kwantyfikacją obrazków jakie widzimy za oknem: zamknięte sklepy i zakłady usługowe, puste ulice i środki transportu, poruszają się głównie ciężarówki, ale fabryki i biura raczej pracują.
Wydaje się jednak, że nieco lepsza przyszłość czeka USA niż Europę. Ogromne ilości nowych bezrobotnych to w dużym stopniu efekt elastycznego rynku pracy i istotnego podwyższenia zasiłków. Polityka fiskalna i monetarna jest bardziej zdecydowana i skoordynowana. W Europie mogą znów pojawić się ryzyka związane z najsłabszymi ogniwami strefy walutowej, na które typowane są aktualnie przede wszystkim Włochy. Stąd jednak tendencja do umocnienia dolara kosztem euro.
Polska waluta porusza się z grubsza w zgodzie z koszykiem walut krajów rozwijających się, który ostatnio raczej odrabia straty w stosunku do głównych walut. Złotemu bliżej do poziomu 4,5 niż 4,6 w stosunku do euro. Jednak wciąż wisi nad naszą gospodarką groźba wolniejszego od oczekiwań powrotu do normalności, co nieuchronnie osłabi PLN.