Tydzień na rynku walutowym kończy się mocnym akcentem. Kurs EURUSD od jakiegoś czasu spada w kierunku 1,19, a jeszcze tydzień temu był na poziomie 1,22. Ruch ten to wyraz przepływu kapitału do USA z innych stref walutowych. Ma to związek z rosnącymi rentownościami obligacji amerykańskich i spodziewanym wzrostem inflacji, którą przyniesie globalne ożywienie gospodarcze w zaszczepionym, popandemicznym świecie.
Widać ją już w rosnących cenach surowców, pomaga temu ograniczona podaż ze względów operacyjnych,
jak w przypadku miedzi, lub politycznych w przypadku ropy naftowej. Dzisiejszy raport z amerykańskiego ryku pracy za luty dołożył wisienkę do tego tortu – przybyło 380 tys. etatów, prawie dwukrotnie więcej od oczekiwań. Poprawiono w górę też styczniowe dane. Stopa bezrobocia z kolei lekko spadła, do 6,2%.
Powyższe czynniki działają na polską walutę w trybie turbo
Gołębie nastawienie banku centralnego zostało potwierdzone dzisiejszym wystąpieniem prezesa Glapińskiego. Nie widzi on perspektyw podwyżek stóp procentowych, a operacje skupu obligacji będą kontynuowane. W dodatku dystansuje się do kwestii podstawienia franków w związku z problemem kredytów walutowych, co może oznaczać dodatkową podaż PLN na rynku ze strony banków. Prezes NBP po raz kolejny wyraził niechęć do silnego złotego i gotowość do interwencji walutowych.
Efektem jest wzrost kursu EURPLN o 8 groszy w ciągu tygodnia, do poziomu 4,60. Ruch ten jest silniejszy niż w przypadku innych walut. Ekonomiści widzą ryzyko dalszego osłabienia złotego.