Artykuł z serii: "Piotr Kuczyński dla iWealth"
Jak zwykle rozpoczynam tygodniowy komentarz od poprzedniego piątku (3. września). Wydarzeniem był wtedy miesięczny raport z amerykańskiego rynku pracy. Był zaskakująco słaby (liczby w części poświęconej danym makro) – zarówno w całym sektorze jak i w sektorze prywatnym utworzona o 2/3 mniej miejsc pracy niż tego oczekiwano. Podobno wariant delta wirusa (w USA liczba zakażeń przekracza 150 tys. dziennie) zmniejszył aktywność w sektorze usług (szczególnie restauracji). Tak jak prognozowano spadła stopa bezrobocia (z 5,4 na 5,2%), ale ten parametr nigdy nie jest traktowany bardzo poważnie (z powodu metodologii pomiaru).
Owszem, tuż po publikacji raportu, mocno wzrósł kurs EUR/USD (osłabł dolar), ale natychmiast wrócił w okolice poziomu neutralnego i tam dzień zakończył (mikroskopijną zwyżką). Dziwić mogło tylko to, że wzrosła rentowność obligacji (tak jakby dane były dobre). Nie dziwiło zaś to, że o jeden procent zdrożało złoto uderzając w techniczny opór (odchorowało to we wtorek dużym spadkiem ceny).
co zrobić, bo przed trzydniowym weekendem część inwestorów wolała zrealizować część zysków, a dane z rynku pracy można było interpretować na dwa różne sposoby (o tym niżej). W pierwszej części sesji wygrywała chęć realizacji zysków, w drugiej już indeksy barwiły się na zielono. Zakończenie na S&P 500 było neutralne, ale NASDAQ zyskał 0,21% i oczywiście ustanowił nowy rekord. Wróćmy do raportu z rynku pracy. Dlaczego został przyjęty wzruszeniem ramion? Po części dlatego, że na rynku dominuje ciągle nastawienie zgodnie z którym słabe dane to dobre dane, bo Fed nie odważy się na wyraźne zaostrzenie polityki monetarnej. Po drugie dlatego, że od pewnego czasu mówiło się o „paskudnym efekcie sierpnia”.
udaje się na urlop, pytania o zatrudnienie nie są często na czas zwracane i generalnie sierpniowy raport jest mało wiarogodny. Może i tak rzeczywiście jest, ale według mnie to ta pierwsza przyczyna miała największy wpływ na zachowanie rynków. W poniedziałek na giełdach europejskich, które zakończyły sesje w piątek spadkami indeksów, zapanował duży optymizm. Brak Amerykanów mógł zarówno zmniejszać aktywność jak i zmniejszać ruchy indeksów. Czekano też (a może przede wszystkim) na czwartkowe posiedzenie ECB, kiedy to może dojść do ciekawych ruchów na rynkach finansowych.
a XETRA DAX, który 20. września wzbogaci się o 10 spółek (ma to podobno nie wpłynąć zasadniczo na wartość indeksu) zbliżył się na odległość 8 pkt. do rekordowego poziomu. Mówiło się, że pomagają zapowiedzi kolejnych pakietów pomocowych w Japonii (po odejściu premiera Yoshihide Sugi co doprowadziło do euforii na rynku akcji) oraz w Chinach. Pomagały też dane makro publikowane w Niemczech - zamówienia w przemyśle w lipcu wzrosły o 3,4% (oczekiwano spadku o 0,9% m/m. Co prawda ten wzrost zawdzięczają dane jednorazowemu wydarzeniu (wzrost w budowie statków), ale nikt zbytnio nie przeglądał tym danym zbyt szczegółowo. We wtorek również produkcja przemysłowa w lipcu wzrosła mocniej niż oczekiwano (1% m/m – oczekiwano 0,7%). Jak widać na wykresie produkcja ogółem nadal utrzymuje się pod poziomem z 2015 roku.
Ale zamówienia w każdej kategorii dają nadzieję na większą dynamikę wzrostu niemieckiej produkcji.
sytuacja zaczęła się pogarszać. Oczywiście wiele mówiono o pandemii, ale przecież w tej sprawie nic się nie zmieniło. Mówiono też o „efekcie września” (rychło w czas…). Zaczęto też w głównych agencjach wspominać o problemach z uchwaleniem pakietów pomocowych w USA i o „znikających pieniądzach” oraz o tym, że walka o podniesienie limitu zadłużenia może zaowocować zaburzeniami na rynnach finansowych. Więcej o tych czynnikach w podsumowaniu i tutaj: https://tiny.pl/9tlfn . Te czynniki Europie wystarczyły, lecz doszedł jeszcze kolejny, większy od oczekiwań, spadek indeksu ZEW (obrazuje nastroje wśród analityków i inwestorów instytucjonalnych w odniesieniu do sytuacji gospodarczej w Niemczech). Indeksy spadły, ale były to bardzo ograniczone spadki. Umocnił się dolar, wzrosły rentowności amerykańskich obligacji i przeceniło się złoto. Amerykanie byli jednak uparci. Co prawda indeks DJIA stracił 0,76%, a S&P 500 0,34% (tak mało, bo pomagały spółki z sektora wysokich technologii), ale NASDAQ zakończył dzień neutralnie.
Wtedy to kilka ośrodków analitycznych z Goldman Sachs na czele obniżyło prognozy wzrostu gospodarki USA (z powodu pandemii), ale na to mało kto reagował. Publikowana na dwie godziny przed końcem sesji Beżowa Księga Fed (raport o stanie gospodarki) potwierdziła tę diagnozę. Bardziej istotne było to, że Morgan Stanley wraz z kilkoma innymi dużymi inwestorami (m.in. Citigroup i Credit Suisse) obniżył rekomendację dla akcji amerykańskich do „niedoważaj”. Na domiar złego John Williams, prezes Fed z Nowego Jorku, powiedział, że Fed powinien w tym roku rozpocząć redukowanie zakupów. To akurat nie było zaskoczeniem, ale powiedział też, że obecnie wyceny aktywów (w domyśle akcji) są „bardzo wysokie”.
co wygra. W Europie zdecydowanie wygrał obóz niedźwiedzi – indeksy straciły po około jeden procent (XETRA DAX nawet blisko 1,5%). Można powiedzieć, że w USA sesja nie przyniosła rozstrzygnięcia, czego właściwie można było oczekiwać. Indeksy na początku sesji całkiem mocno spadły, ale potem zaczęli wygrywać kupujący spadki. Indeks S&P 500 wyrysował podwójne dno i ruszył na północ. Co prawda nie udało się zakończyć sesji wzrostem, ale S&P 500 stracił jedynie 0,13%. Nieco mocniej na ostrzeżenia zareagował NASDAQ tracąc 0,57%.
(o niej w części poświęconej danym makro), ale jego wynik nie wpłynął znacząco na zachowanie rynków. W Europie indeksy rozpoczęły sesję od spadków, ale szybko zaczęło się odrabianie strat w oczekiwaniu na „gołębie” stanowisko ECB i na odbicie w USA. Wynikiem był mikroskopijny wzrost indeksów, czyli coś, co można nazwać w slangu giełdowym „odbiciem zdechłego kota”. Wall Street rozpoczęła sesję standardowo, czyli od odbicia po spadkach, ale odbicie to było niewielkie i widać było, że jest nietrwałe. Dość szybko indeks S&P 500 wrócił do poziomu neutralnego, tam chwilę pomarudził, a potem zabarwił się na czerwono ściągając pod kreskę NASDAQ. Sesja zakończyła się spadkiem S&P 500 o 0,46% i NASDAQ o 0,25%. Można powiedzieć, że ta, na razie niewielka korekta to są wrześniowe niedźwiedzie pomruki, które jednak jeszcze sygnału sprzedaży nie wygenerowały.