W ostatnich tygodniach w Serbii miały miejsce jedne z największych od czasu przemian demokratycznych w 2000 r. demonstracje, gromadzące po kilkadziesiąt tysięcy osób. Protesty pod hasłem „Serbia przeciw przemocy” wybuchły 8 maja w związku z biernością władz wobec masowych strzelanin, do których doszło na początku miesiąca. 3 maja w szkole w Belgradzie trzynastolatek, korzystając z legalnej broni swojego ojca, zabił ochroniarza oraz dziewięciu uczniów w wieku od 12 do 14 lat. Następnego dnia w niewielkiej wsi w pobliżu miasta Mladenovac dwudziestolatek otworzył ogień z nielegalnie posiadanej broni m.in. do młodzieży zgromadzonej na placu szkolnym – śmierć poniosło osiem osób. Łącznie w wydarzeniach tych zginęło 18 ludzi (w większości nastolatków), a kolejnych 20 zostało rannych.
Ruch protestu ma charakter oddolny, ale wspiera go część ugrupowań opozycyjnych i organizacje społeczne. Biorą w nim udział osoby reprezentujące całe spektrum polityczne – od ruchów prawicowych po liberalne, lewicowe i proeuropejskie. Demonstrujący domagają się dymisji ministra spraw wewnętrznych Bratislava Gašicia, szefa Agencji Bezpieczeństwa i Informacji (BIA) Aleksandara Vulina oraz członków Rady Urzędu Regulacji Mediów Elektronicznych. Wzywają także do cofnięcia koncesji nadawczych prorządowym stacjom telewizyjnym, które ich zdaniem promują przemoc (m.in. Pink TV i Happy TV), oraz do zamknięcia propagujących takie treści tabloidów. Na manifestacjach pojawiają się również nawoływania do ustąpienia prezydenta Aleksandara Vučicia i dymisji zarządu publicznej telewizji RTS.
Pod wpływem demonstracji ze stanowiska zrezygnował minister edukacji, ale władze odrzucają możliwość kolejnych dymisji. Prezydent Vučić zapowiedział przedterminowe wybory, które miałyby się odbyć najpóźniej we wrześniu br. Zarazem rząd organizuje 26 maja w Belgradzie kontrmanifestację zwolenników obozu władzy. Zapowiedziano też bardziej szczegółowe i częstsze kontrole wobec osób mających pozwolenie na broń oraz wprowadzenie moratorium na wydawanie nowych. Rządzący planują również uruchomienie programu pozwalającego na dobrowolne przekazanie nielegalnej broni palnej odpowiednim organom bez żadnych konsekwencji prawnych. Po zakończeniu tej akcji kary za jej posiadanie mają zostać zaostrzone. Zapowiedziano też zwiększenie liczby funkcjonariuszy policji i oddelegowanie ich do szkół.
Komentarz
- Zapalnikiem protestów była reakcja rządzących na masowe strzelaniny. Choć w Serbii ogłoszono trzydniową żałobę narodową, to przedstawiciele rządu nie pojawili się w miejscach tragedii i starali się unikać wszelkich gestów wskazujących na to, że ponoszą jakąkolwiek odpowiedzialność polityczną za te zdarzenia (sprawca z Mladenovca był znany policji i był wcześniej zatrzymywany, ale wówczas prokuratura nie postawiła mu żadnych zarzutów). Władze skupiły się przede wszystkim na zrzucaniu odpowiedzialności za wydarzenia, m.in. na organizacje pozarządowe promujące zachodnie wartości, oraz na sugerowaniu, że sprawcy kierowali się pobudkami religijnymi lub ideologicznymi. Od początku próbowano także dyskredytować obywatelską inicjatywę zorganizowania marszu milczenia, którą rządzący zinterpretowali jako działanie antyrządowe. Protestującym zarzucano stwarzanie zagrożenia dla porządku publicznego oraz interesów państwa, a prorządowe media albo w ogóle nie relacjonowały pierwszej demonstracji, albo znacznie zaniżały liczbę jej uczestników (wzięło w niej udział ponad 50 tys. osób, a nie 1–2 tys., jak oficjalnie podano).
- Postępowanie władz przyniosło efekt przeciwny do zamierzonego i doprowadziło do większej mobilizacji społeczeństwa. Reakcja rządzących została odebrana jako manifestacyjny przejaw arogancji oraz braku empatii wobec zaniepokojonych obydwiema strzelaninami obywateli. Choć w Serbii relatywnie często dochodzi do przestępstw z użyciem broni, to wydarzenie z 3 maja było pierwszym, którego ofiarami padły dzieci w szkole....