Mamy aktualnie taki stan rynku, w którym chyba niewiele jest w stanie zachwiać hossą. Wojna handlowa deeskalowała, konflikt na Bliskim Wschodzie powinienem mieć bardziej wymiar ekonomiczny niż militarny, a w tle tego wszystkiego jest rok wyborów prezydenckich w USA. D. Trump będzie uśmiechał się do twardszego elektoratu, ale też będzie musiał dbać o relacje z Wall Street. Ostatnia jego aktywność pokazuje, że nie idzie za ciosem swoich gróźb, tylko łagodzi stanowisko wobec Iranu.
Bliski Wschód tak naprawdę jest tematem dla amerykańskiej gospodarki dużo mniej poważnym niż konflikt handlowy z Chinami.
Jego załagodzenie w postaci spodziewanego wkrótce podpisania fazy pierwszej porozumienia (druga najpewniej już po wyborach prezydenckich w USA, o czym zresztą sam Trump wspomina) zbiera swoje żniwo w postaci korzystniejszych dla amerykańskiej gospodarki opiniach członków FOMC. Wczoraj wypowiedzi tych było sporo i to co się z nich przebija w największej mierze dotyczy zdrowego wzrostu gospodarczego w USA, bardzo dobrej sytuacji konsumentów, niskiego ryzyka recesji, co w prostej mierze przekłada się na brak konieczności stymulowania ekonomii kolejnymi obniżkami stóp procentowych. Dlatego też dolar, nawet w obliczu fazy risk-off, zyskuje do euro, aczkolwiek cały czas ma to wymiar czysto techniczny – kurs euro do dolara EUR/USD porusza się w przedziale 1,09-1,12 i ostatni jej spadek ma też wymiar techniczny – nastąpiło odbicie od oporu na 1,12. Być może zmieni się to i dolar dostanie fundamentalne mocne wsparcie, jeśli dzisiejsze dane o zmianie zatrudnienia w amerykańskim sektorze pozarolniczym i prywatnym okażą się tak dobre, jak sugerował to odczyt ADP.
Polski złoty pozostaje relatywnie mocny,
chociaż oczywiście, ze względu na ruch na eurodolarze, kurs dolara do złotego USD/PLN wzrósł do poziomu 3,83 i przy mocnych payrollach może rosnąć dalej. Natomiast kurs euro do złotego EUR/PLN pozostaje stabilny przy poziomie 4,25. Wygląda na to, że złoty wyczerpał argumenty do dalszego zyskiwania w krótkim terminie. W tym tygodniu mocny odczyt inflacji CPI za grudzień mógł być czynnikiem go umacniającym, ale retoryka RPP pozostaje niezmienna i bagatelizuje ona wzrosty inflacji, a zatem nie ma co spodziewać się sygnalizacji podwyżek stóp.