Początek kwietnia br. przynosi ważne sygnały monetarne. I chodzi tu nie tylko o siódmą, aż 100-punktową podwyżkę stopy referencyjnej NBP - do 4,5% - poziomu niewidzianego od ponad dziewięciu lat. Uwagę przykuwają również wieści zza oceanu. Tam, teoretycznie cykl podwyżek stóp ledwie raczkuje po marcowej decyzji Rezerwy Federalnej (Fed), a mimo to, rynek długu wysyła sygnały, które - historycznie - były charakterystyczne raczej dla mocno zaawansowanego etapu podwyżek.
Obecny poziom oprocentowania funduszy federalnych (0,25-0,50 proc.) na pierwszy rzut oka sugeruje, że inwestorzy w USA mają ciągle do czynienia z ultra „łatwym”, tanim pieniądzem (ang. easy money). Jednak, jeśli spojrzymy na najwyższe od 2011 roku stawki oprocentowania kredytów hipotecznych (już ponad 5 proc. w przypadku 30-letnich pożyczek), czy też na rosnące rentowności obligacji skarbowych i korporacyjnych, to jasne staje się, że także w przypadku USA doszło już do istotnego wzrostu kosztów pieniądza. Rynki zdają się, tym razem, wyprzedzać Fed
o kilka długości.
O ile historycznie, w ostatnich kilku dekadach, pierwsze podwyżki stóp w USA nie stanowiły większego powodu do zmartwienia dla inwestorów giełdowych, bo S&P 500 przechodził obok tych - dość obojętnie - to tym razem może być inaczej. Aktualnie wystarczyła jedna, symboliczna podwyżka stóp przez Fed, aby pojawił się sygnał, który historycznie był charakterystyczny dla zaawansowanego zacieśniania – tzw. odwrócenie (inwersja) krzywej rentowności obligacji.
Jak pokazujemy w pierwszej części wykresu, na razie inwersja objęła tylko część krzywej. Nietypowy, odwrócony kształt polega na tym, że dochodowość papierów 10-letnich, będących standardowym punktem odniesienia, jest niższa, niż np. dochodowość obligacji 3-letnich. Przez chwilę była też niższa niż papierów 2-letnich.
Sprawę trudno bagatelizować, bo - historycznie - odwrócenie krzywej było wyprzedzającym sygnałem nadciągającej recesji w gospodarce USA (a recesja, to często bessa lub krach na Wall Street). Poprzednio taki sygnał pojawił się w 2019 roku, przed recesją związaną z wybuchem pandemii w roku 2020. Każda z poprzednich trzech recesji także została poprzedzona podobnym sygnałem.
Na razie okolicznością łagodzącą te wnioski jest fakt, że odwrócenie objęło tylko część krzywej. O ile tzw. spread 10Y – 2Y (różnica rentowności obligacji 10-letnich i 2-letnich) ociera się o poziomy ujemne, to inny, często brany pod lupę spread 10Y – 3M (rentowność 10-latek minus rentowność 3-miesięcznych bonów) - nawet się rozszerza. Może być, żerynek na razie dostrzega ryzyko recesji raczej w odniesieniu do nieco dalszej niż bliższej przyszłości.
Z punktu widzenia inwestorów giełdowych historycznie istotne było to, jak dużą część krzywej objęła inwersja. Odwrócenie na dużej szerokości (co najmniej 2/3 ujemnych spreadów między rentownością 10-latek i papierów o krótszym terminie zapadalności), było – na przykład - sygnałem do ewakuacji przed nadejściem bessy w latach 2000 i 2007. Pod tym względem obecna sytuacja nie jest jeszcze tak alarmująca, ale ewidentnie zmierza w kierunku niepożądanym.
Pamiętajmy, że tym razem w grę, jeśli chodzi o jastrzębi zwrot w polityce Fed, wchodzą nie tylko podwyżki stóp, lecz także zbliżająca się redukcja olbrzymiego bilansu, jaki - na skutek pandemicznej stymulacji - spuchł do ponad 8,9 biliona USD.
Reasumując, częściowe odwrócenie krzywej rentowności obligacji w USA, pachnące potencjalną recesją - gdzieś (dalej?) na horyzoncie - tym razem pojawia się zaskakująco wcześnie, po zaledwie jednej podwyżce stóp i już przed rozpoczęciem redukcji bilansu Fed.
Autor: Tomasz Hońdo- Starszy Ekonomista, Quercus TFI, Redaktor Qnews.pl