Rok 2018 nie rozpieszcza inwestorów giełdowych, szczególnie w Polsce, gdzie główny indeks WIG stracił do momentu pisania tego artykułu 7%, indeks średnich spółek – mWIG40 stracił prawie 17% grupujący 80 małych spółek sWIG80 tąpnął aż o blisko 25%!
Można wyliczać powody takiego obrotu spraw, jak afera Getbacka, która trafiła mocnym rykoszetem w fundusze inwestycyjne – Altus TFI i Trigon TFI a także w banki Leszka Czarneckiego, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, tylko skupić się już na przyszłości i na tym, co może przynieść przyszły rok.
Jakie zagrożenia stoją przed polską giełdą w 2019 roku?
Zacznijmy od zagrożeń, bo należy zawsze brać je najpierw pod uwagę, przy dokonywaniu samodzielnych decyzji inwestycyjnych. Poniżej wymieniam kilka największych, które mają szansę na materializację.
- Głęboka bessa w USA
Myślę, że gdyby zapytać polskich inwestorów czego obawiają się najbardziej w 2019 roku, to ewentualne wejście indeksów amerykańskich w głęboką, długotrwałą bessę było zdecydowanie na pierwszym miejscu. Zawsze tak bowiem było, że jak Amerykanie tylko kichnęli to my mieliśmy już zapalenie płuc, więc spore pogłębienie spadków u nich praktycznie przekreślałoby jakąkolwiek hossę u nas. Z mojego punktu widzenia, obecnie jest jednak wciąż mała szansa na początek bessy na Wall Street. Przede wszystkim nie ma wciąż objawów skrajnego przegrzania amerykańskiej gospodarki, co mogłoby oznaczać rychłe wejście w recesję. Tradycyjny wskaźnik ostrzegawczy, który w przeszłości miał 100% skuteczności czyli tzw. „odwrócona krzywa rentowności”, polegająca na tym, że rentowność krótkoterminowych - 2-letnich obligacji rządowych przewyższa rentowność długoterminowych – 10-letnich, jeszcze nie zapalił czerwonego światła. Różnica choć dość niewielka to wciąż wynosi ponad 0,2% i minie według mnie jeszcze wiele miesięcy zanim te dwie wartości się zrównają ogłaszając światu nadejście recesji w USA ale należy pamiętać, że i to nie będzie od razu oznaczało jakiegoś załamania. Poprzednim razem taki właśnie złowieszczy sygnał pojawił się w połowie 2006 roku i minął ponad rok zanim rozpoczęła się bessa i ktoś kto zbyt szybko przywdział „niedźwiedzią skórę” ten mógł potem pluć sobie w brodę, że przegapił wręcz najlepszy moment na zarabianie na giełdzie akcji – szczególnie na naszym rynku, kiedy to mieliśmy przecież euforyczne wzrosty spółek budowlanych i developerów, zwieńczoną wyborem Polski na gospodarza Euro 2012, co spowodowało wręcz eksplozję kursów i niektóre walory zyskiwały nawet 20% na sesję i więcej kilka dni pod rząd.
Kolejna sprawa, to fakt, że Donald Trump jeszcze nie wyczerpał moim zdaniem swojego arsenału pobudzenia gospodarki amerykańskiej i z tym największym stymulusem w postaci gigantycznego programu przebudowy infrastruktury czeka najwidoczniej na drugą część swojej kadencji, która rozpocznie się już w przyszłym roku. Tak przy okazji – to jeszcze nigdy w historii amerykański indeks S&P 500 nie był niżej w rok od wyborów do Kongresu i Senatu (tzw. Midtermelections) a te właśnie odbyły się w listopadzie.
- Drogi dolar przeszkadza „emergingmarkets”
Drogi dolar nigdy nie jest na korzyść rynkom rozwijającym się do których wciąż się zaliczamy, ponieważ przede wszystkim wielki kapitał zwyczajnie wraca wtedy do domu i inwestorzy z Nowego Jorku zamykają swoje pozycje na giełdach w Warszawie, Budapeszcie, Sao Paulo, Szanghaju czy Bombaju. Utrata wartości lokalnych walut powoduje, że inwestorzy z USA tracą na niekorzystnej wymianie walut a dopiero w momencie, kiedy tendencja się odwróci i waluty narodowe krajów wschodzących zaczną się umacniać będą bardziej skorzy do otwierania nowych pozycji długoterminowych lub zwiększania obecnych. Druga bardzo ważna kwestia to fakt, że ceny surowców ulegają obniżeniu, w czasach kiedy dolar jest mocny i są one jak to się fachowo mawia „odwrotnie skorelowane” z USD. Polska giełda jest bogata w spółki surowcowe jak KGHM, JSW, Bogdanka, PGNIG a także w coraz większym stopniu Orlen i Lotos, które również posiadają własne segmenty wydobycia. Ciężko sobie wyobrazić trwałą hossę na polskim parkiecie bez dobrej formy tej grupy podmiotów. Ja często mawiam, że „jaki KGHM, taki cały rynek” i bez zdrowej kondycji popularnego „miedziaka” – największego producenta srebra na świecie i 7-ego, największego producenta i wydobywcy miedzi daleko nie pojedziemy a o biciu rekordów nie będzie w ogóle mowy.
Wykres dolara straszy dalszym wzrostem nawet do 4,20 zł.
Źródło: TopStock.pl
- Polityka może znów nieźle namieszać
Niestety nie da się pominąć w tych rozważaniach czynnika politycznego, który co pewien czas niestety o sobie przypomina. Ciągłe roszady na fotelach prezesów spółek Skarbu Państwa ale i dość zaskakujące pomysły jak zaangażowanie spółek notowanych na GPW w budowę elektrowni atomowej, przejęcie przez PGE producenta autobusów – Autosanu, czy też Lotosu przez PKN Orlen nie pozwalają spać spokojnie inwestorom i nie pomagają w układaniu planów inwestycyjnych na kolejny rok, nie wspominając już o kolejnych. Ja sam zdecydowałem się sprzedać akcje KGHM i PGE w obawie, że podmioty te jeszcze przez kilka lat mogą nie wypłacać dywidend, gdyż mogą być zaangażowane w finansowanie elektrowni atomowej a ta pochłonąć może zdaniem Ministra Energii – Krzysztofa Tchórzewskiego nawet 70 mld zł!
Akcje PGE ostatnio mocno odbiły z 8,64 zł na 12 zł ale wciąż są na łasce decyzji polityków
Źródło: TopStock.pl
Nie wiemy też czy przypadkiem nie zostanie nałożony jakiś nowy podatek i jaka będzie rola OFE (Otwartych Funduszy Emerytalnych) – miały zostać zlikwidowane a 80% zgromadzonego w nich kapitału przeniesiona do tzw. NIKE (Nowe IKE – Indywidualne Konta Emerytalne), które zdaniem premiera Mateusza Morawieckiego miały stanowić nasze prywatne oszczędności do których Państwo już nie mogłoby rościć żadnych pretensji. Natomiast 20% środków miało trafić na konto FRD (Funduszu Rezerwy Demograficznej) czyli praktycznie rzecz biorąc, do ZUS-u. Niestety wciąż nie wiemy jaki los spotka OFE a paradoksalnie dalsza ich egzystencja jest bardzo niekorzystna dla GPW, bowiem muszą sprzedawać akcje aby przekazywać na bieżąco do ZUS-u pieniądze na tzw. „suwak”, a to są coraz większe kwoty, ze względu na obniżenie wieku emerytalnego Polaków w zeszłym roku. Mam nadzieję że plan premiera Morawieckiego w końcu zostanie zrealizowany i z polskiego giełdy zniknie ten znaczący czynnik podażowy na kwotę ok. 4 mld zł rocznie.
Jakie szanse stoją przed polską giełdą w 2019 roku?
Aby nie wpadać w zbyt pesymistyczny ton, przyjrzyjmy się teraz szansom, jakie rysują się przed nami w nowym roku.
- Wprowadzenie PPK – Pracowniczych Planów Kapitałowych
W przyszłym roku ma wejść wielki rządowy program mający uzupełnić obecny III filar (OFE) i w przyszłości zabezpieczyć emerytury polskiego społeczeństwa. Będzie on polegał na domyślnym przypisaniu każdego pracującego obywatela i pobierania łącznie aż 3,5% z jego pensji brutto, przy czym o 2% ma pochodzić niejako od pracownika, zmniejszając jego pensję na rękę, a kolejne 1,5% ma dokładać pracodawca. Program będzie wprowadzany etapami, począwszy od przyszłego roku - ambitnie, oficjalnie podawany termin to 01.01.2019 ale realnie należy spodziewać się jego startu z początkiem drugiego półroczna 2019.
Ministerstwo Finansów spodziewa się, że trwała partycypacja w programie wyniesie 75% (bazując na doświadczeniach krajów rozwiniętych, które takie programy wprowadziły, jak choćby USA, Szwecja czy Australia gdzie ten udział dochodzi do 90%).
Poniżej symulacja ilości osób wchodzących do programu w oparciu o założenie 75% partycypacji (75% pracowników się nie wypisze i będzie dobrowolnie uczestniczyć):
Źródło: PAP
PPK będą według mnie po prostu następcami wcześniej wspomnianych OFE (Otwartych Funduszy Emerytalnych), które mają być zlikwidowane a 80% ich aktywów przelane na konto FDR (Fundusz Rezerwy Demograficznej).
Pieniądze pobierane z pensji obywateli będą zatem kierowane na rynek kapitałowy, tak jak działo się to w przeszłości w przypadku OFE - mniejsza część szła na rynek akcji (ok. 30-40%) a większa (60-70%) na rynek obligacji rządowych i korporacyjnych.
Według różnych szacunków po roku 2021 na rynek kapitałowy łącznie ma płynąć z tego tytułu kilkanaście miliardów złotych - oczywiście w zależności od stopnia partycypacji Polaków. Mówi się o nawet 12-15 mld zł, co byłoby odrobieniem z nawiązką straty po zmarginalizowaniu roli OFE w 2014 roku, a co tak mocno ciężyło naszej giełdzie przez ostatnie 4 lata.
- Niskie wyceny polskich spółek zachęcają do zakupów
Polskie akcje są już naprawdę bardzo tanie, bazując na historycznych porównaniach, szczególnie bazując na wskaźniku C/WK (cena do wartości księgowej), która w przypadku indeksu sWIG80 wynosi obecnie zaledwie 0,93, co oznacza, że za 1 zł majątku tych spółek można zakupić za 93 groszy! Wartość tego wskaźnika była niższa tylko 2% czasu od początku istnienia naszej giełdy czyli od początku swojego istnienia w 1994 roku! Dla najszerszego, polskiego indeksu WIG ten sam wskaźnik – C/WK wynosi jeszcze mniej, bo 0,91 (dane GPW) a drugi popularny wskaźnik C/Z wynosi 11,73 więc jest również bardzo atrakcyjny.
Dla porównania przytoczę dane z rynku amerykańskiego – wskaźnik C/WK dla indeksu S&P 500 wynosi „bagatela” 3,32 a wskaźnik C/Z wynosi aż 21,71 pomimo rosnących zysków tamtejszych przedsiębiorstw.
Mój ulubiony wskaźnik – CAPE (CyclicallyAdjustedPrice to Earnings), zwany również Shiller P/E od nazwiska jego pomysłodawcy, pokazuje, że polski rynek akcji jest w tej chwili jednym z najtańszych na świecie. Pod względem niskiej wyceny ustępujemy tylko krajom borykającym się z wielkim ryzykiem geopolitycznym, takim jak Rosja i Turcja, a także pomijane przez wielki kapitał Czechy cierpiące na brak wyboru spółek i skrajnie niską płynność. Wskaźnik ten to średni C/Z dla ostatnich 10 lat uwzględniający spadek siły nabywczej pieniądza czyli inflację.
Pod względem wskaźnika CAPE jesteśmy w tej chwili na 4 miejscu na świecie pod względem atrakcyjności wyceny.
Źródło: StarCapital
- Najniższe stopy procentowe w historii zmuszą do przenosin na giełdę akcji
Bardzo pomijana we wszelkiego rodzaju analizach rynku akcji jest inflacja czyli wzrost cen w gospodarce. Podczas gdy w ostatnich latach ta inflacja była utrzymywana pod kontrolą, to prędzej czy później wystrzeli jak korek od szampana i mało kto będzie na nią dobrze przygotowany. Obecnie inflacja CPI wynosi w Polsce zaledwie 1,8% a wynosiła 2,2% w sierpniu, zatem przejściowo mamy do czynienia z trendem spadkowym, co pozwala RPP – Radzie Polityki Pieniężnej utrzymywać referencyjną stopę procentową NBP na najniższym poziomie w historii a mianowicie 1,5%. Pamiętajmy jednak, że inflacja w Polsce kiedyś wynosiła nawet ponad 10% a poziom sporo ponad 4% mieliśmy jeszcze w 2012 roku. Uważam, że przy pędzącej w takim szybkim tempie gospodarce (ponad 5% wzrostu PKB) wzrost cen musi się pokazać gdzieś w połowie przyszłego roku, a to spowoduje u Polaków potrzebę zabezpieczenia swoich oszczędności.
Nikt przecież nie będzie trzymał pieniędzy na lokacie dzięki której otrzyma oprocentowanie poniżej 1% w skali roku czy nie będzie inwestował w obligacje Skarbu Państwa płacące poniżej 3% w skali roku, kiedy inflacja zacznie na poważnie dawać o sobie znak, rosnąc o 4 i więcej procent rok do roku. Ludzie będą poszukiwali zabezpieczenia swoich oszczędności i zamiast trzymać pasywnie kasę na kontach zaczną moim zdaniem przenosić ją stopniowo na giełdę akcji, która historycznie jest doskonałym zabezpieczeniem przed inflacją – firmy podnoszą ceny, zwiększają przychody i zyski oraz wypłacają wyższe dywidendy.
Niskie stopy procentowe to ponadto naturalny stymulus gospodarczy, dzięki któremu przyszły rok powinien być kolejnym, podczas którego tempo wzrostu PKB będzie powyżej 5%, szczególnie biorąc pod uwagę jesienne wybory do Parlamentu – wiadomo, że każdy rząd stara się maksymalnie napompować gospodarkę w roku wyborczym.
Historyczny wykres inflacji CPI w Polsce
Źródło: Tradingeconomics
Podsumowanie
Uważam, że pomimo dość poważnych zagrożeń, polski rynek akcji broni się swoimi zaletami – atrakcyjnością wycen spółek, utrzymującym się bardzo silnym wzrostem gospodarczym, który może poprawić wyniki spółek w przyszłym roku oraz chyba przede wszystkim – wizją wprowadzenia PPK czyli Pracowniczych Planów Kapitałowych od drugiej połowy przyszłego roku.
Biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, warto według mnie stopniowo budować swoje pozycje długoterminowe, lokując przynajmniej jakąś niewielką część swojego kapitału na polskiej giełdzie, chociażby poprzez konta IKE i IKZE, dzięki którym uzyskuje się sporą optymalizację podatkową – szczególnie jeśli inwestujemy w długim terminie.
Zważywszy na przeważenie udziału spółek z WIG20 w przyszłych portfelach zarządzających PPK, warto rozważyć inwestycje w największe spółki dywidendowe takie jak PZU, PKN Orlen czy PKO BP, które sam posiadam w długoterminowym portfelu dywidendowym. Z kolei skrajnie niskie wyceny małych spółek z indeksu sWIG80 (C/WK = 0,93) powinny skłaniać inwestora do wyszukiwania potencjalnych perełek właśnie wśród przedstawicieli tego indeksu. Bez względu bowiem na koniunkturę i sytuację na szerokim rynku, te najlepsze fundamentalnie spółki, które zostały skrajnie i niesłusznie przecenione, powinny sobie poradzić. Po modzie na akcje spółek z krajów rozwiniętych, musi przecież nadejść w końcu czas tzw. emergingmarkets a Polska ma według mnie dużą szansę stać się liderem kolejnej hossy, która mam nadzieję, rozpocznie się już w przyszłym roku.