Reklama
WIG79 997,20-0,25%
WIG202 350,87+0,00%
EUR / PLN4,32+0,02%
USD / PLN3,98-0,02%
CHF / PLN4,48-0,06%
GBP / PLN5,06-0,04%
EUR / USD1,09+0,04%
DAX17 932,68-0,02%
FT-SE7 722,60-0,06%
CAC 408 148,14-0,20%
DJI38 790,43+0,20%
S&P 5005 149,42+0,63%
ROPA BRENT86,69-0,25%
ROPA WTI82,52-0,35%
ZŁOTO2 161,53+0,00%
SREBRO25,12+0,36%

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

Jak spuściłem 2 miliony złotych na giełdzie

Dawid Augustyn | 17:54 03 październik 2018

Reklama
Aa
Udostępnij
facebook
twitter
linkedin

Rozmawiamy z autorem książki "Jak spuściłem 2 miliony złotych na giełdzie". Paweł Bodnar, jest autorem książki i osobą, która zarządzała rachunkami osób trzecich bez stosownej licencji. W 2017 roku poniosła dramatyczną porażkę na rynku tracąc nie tylko swoje środki, ale również swoich klientów. Powstanie książki zostało sfinansowane poprzez akcję crowdfundingową.

 

Paweł Bodnar to prawdziwa postać?

Nie, to jest zmyślone nazwisko. Piszę pod pseudonimem.

Reklama

 

Dlaczego boisz się podpisać pod ciężarem tak wielkiej straty?

Nie chce rezygnować z pracy na rynkach finansowych. Całe moje doświadczenie, ostatnie 10 lat pracy, to tylko i wyłącznie rynek finansowy. Pracowałem jako Trader, jako sprzedawca na rynku finansowym. W zasadzie giełda to jest moje życie i wszystko co robiłem do tej pory zawodowo wiąże się z giełdą. Nie chce być postrzegany jako ten, który doprowadził do takiej porażki. Chce ukryć ten fakt przed szerszym gronem uczestników tego rynku ponieważ nadal wiąże z tym rynkiem ambicje zawodowe.

 

W książce piszesz o tym że straciłeś 2 mln złotych na giełdzie. To były twoje pieniądze?

Reklama

W głównej mierze były to pieniądze moje i moich klientów. W swoich działaniach wspierałem się również kredytem, który wziąłem na cele inwestycyjne w kilku bankach.

 

Ta porażka jest zdecydowanie bardziej dotkliwa niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Ucierpiała renoma, a kredyty trzeba spłacić.

Cierpią tak naprawdę wszyscy. Ja jestem w tym momencie na finansowym dnie. Straciłem wszystko, cierpi też na tym moja rodzina, całe moje otocznie, które wie w jakiej jestem sytuacji. Natomiast nadal jeszcze wierze, że jest to sytuacja, z której można wyjść obronną ręką.

 

Reklama

Ile zajęło Ci wyczyszczenie tak wielkiego depozytu?

Inwestycje zaczynałem w okolicach 2008 roku. Wtedy to były oczywiście niewielkie kwoty. Inwestowałem je na giełdzie papierów wartościowych. Potem, po kilku porażkach, przeszedłem na rynek kontraktów terminowych. Typowa sinusoida inwestora. Cały czas szukałem swojej strategii inwestycyjnej, którą mógłbym wdrożyć na ten najtrudniejszy rynek. Czyli rynek Forex. Tak naprawdę od 2011 roku zaczęła się moja przygoda na rynku walutowym. Wtedy też jako pracownik kilku biur maklerskich w Warszawie miałem styczność z rynkiem Forex od kuchni. Wówczas wydawało mi się że miałem dostęp do informacji z pierwszej ręki. Uważałem, że wszyscy moi koledzy byli świetni, doświadczeni, mieli doskonałe obeznanie na rynku. Bardzo szybko się uczyłem czym jest ten rynek i jak wygląda praca na tym rynku. To wtedy miały miejsce moje pierwsze sukcesy. Nie były może zbyt wielkie. Szybko po okresie strat zarobiłem swoje pierwsze 100 tysięcy złotych. Trwało to sześć miesięcy. Potem zaczęły się duże pieniądze. Szybki sukces wywołał duże zainteresowanie. Pojawiły się propozycje obracania dużymi pieniędzmi. Przez ponad 4 lata robiłem to z powodzeniem. Zarobiłem dużo pieniędzy dla siebie i dla klientów. Wraz z pieniędzmi rosła też presja, która w pewnym momencie, mocno zaczęła wpływać na moje decyzje inwestycyjne. Przyszła porażka, która trwała 8 miesięcy.

 

W zaledwie 8 miesięcy musiałeś zaakceptować stratę na poziomie 2 milionów złotych?

Ona była rozciągnięta w czasie. Najpierw straciłem ponad milion, a resztę gdy chciałem się odkuć. Jak typowy hazardzista, który nie myśli racjonalnie. Cały czas wierzyłem w swoje możliwości, cały czas wierzyłem w setup, który sobie wymyśliłem w głowie. Postawiłem wszystko na jeden scenariusz, który tak jak w przypadku wielu traderów, zrealizował się w momencie kiedy mnie nie było już na rynku.

Reklama

 

W domu maklerskim pracowałeś z klientami czy jako Trader zarządzający ryzykiem?

Skończyłem Szkołę Główną Handlową. Pracy na rynku nie brakowało. Otarłem się o 3 firmy inwestycyjne, w zasadzie z topu firm inwestycyjnych w Polsce. Wszystkie mieszczą się w Warszawie. Pracowałem w dużej mierze z klientem. Natomiast były też obowiązki związane z ogólnie pojętym backofficem. Nigdy nie zarządzałem ryzykiem ponieważ nie jestem doradcą inwestycyjnym. Nie poszedłem tą ścieżką. Nie zrobiłem egzaminu, który do tego jest wymagany.

 

Nie masz żadnej licencji państwowej?

Reklama

Nie uzyskałem żadnej licencji. Miałem plany, natomiast skupiłem się na własnym tradingu, który zabierał mi większość dnia.

 

Na jakim rynku straciłeś 2 miliony złotych?

2 miliony straciłem na Forexie. W zasadzie 95% tej kwoty. Całkowita strata jest wyższa niż 2 miliony złotych, natomiast większość tej kwoty straciłem na kontraktach CFD na indeksy giełdowe.

 

Reklama

Z jaką dźwignią?

Tyle ile fabryka dała. W tych 3 biurach maklerskich w których działałem, dźwignia wahała się od 1:30 do 1:100.

 

Inwestowałeś 2 miliony złotych za pośrednictwem polskich domów maklerskich?

Część strat powstała w polskim biurze maklerskim. Większa część w szwajcarskim banku i australijskim domu maklerskim.  

Reklama

 

Największa pozycja stratna?

25 lotów.

 

Na jakim instrumencie?

Reklama

Na kontraktach na amerykański indeks giełdowy S&P.

 

Twoje podejście było typowo intraday'owe? Zamykanie i otwieranie pozycji w przeciągu pojedynczej sesji?

Moje sukcesy opierały się o scenariusze, które tworzyłem. Jeżeli scenariusz się sprawdził to kasowałem zyski, jeżeli nie wypalił to ucinałem stratę. Czasami rzeczywiście pozycje były typowo intraday'owe natomiast niekiedy wydłużały się do kilku dni, nawet do kilku tygodni. Straty wynikały z wielu kwestii pośrednich. Takich jak presja, jak niechęć do pogodzenia się ze stratą ze strony moich klientów. Oni nie dopuszczali straty, a ja ciągle wierzyłem, że rynek się odwróci.

 

Reklama

Winę zrzucasz na klientów?

Nie. Ja nie chce się usprawiedliwiać. To ja byłem tym cynglem, który w każdej chwili mógł powiedzieć stop. Natomiast presja, z którą musiałem się mierzyć była tak wielka, że nie potrafiłem się przyznać w porę do swojej porażki i nie byłem w stanie mentalnym przyjąć tego na klatę i zamknąć pozycję wtedy gdy traciła 300 tysięcy. Mogłem to zrobić w każdym momencie. Natomiast z obawy przed konsekwencjami wystawiałem się na większe ryzyko licząc na to że ten rynek się odwróci.

 

Popełniałeś błędy typowe dla nowicjusza?

Popełniłem szkolne błędy, jakbym cofnął się do tradingowej podstawówki. Przy czym nie zarządzałem już pensją z pracy w wysokości 2 tysięcy złotych tylko kilku milionowym portfelem.

Reklama

 

Przerosła Cię liczba zer w portfelu?

Nie. W pewnym momencie, kiedy zacząłem sam zarabiać pieniądze, to czułem się przygotowany na duże pieniądze. Moje ambicje sięgały dużo dalej. Chciałem mieć własne biuro maklerski. Chciałem zarządzać milionami. Czułem się pewny siebie. Myślę, że każdy Trader, który osiąga sukces przeżywa taki moment, z którym wiąże się gigantyczna pewność siebie.

 

Efekt Boga?

Reklama

Raczej tego, że jestem już tak przygotowany do tego rynku, że nawet jeżeli osiągnąłbym ten efekt Boga, który jest druzgocący, to potrafiłbym go wyłapać. Chodzi o to, że czułem się tak doświadczonym Traderem, któremu tak naprawdę nic nie zagrozi, bo wszystko widzi i jest w stanie przewidzieć każdą ewentualność.

 

Strata  wynikała głównie z psychiki i nacisku od strony klientów?

Nie tylko. Nie mogłem się pogodzić ze stratą z 2 powodów. Przez presje i konsekwencje. Byłem świadomy, że to cofnie mnie o kilka lat. W pewnym momencie, tak jak wtedy gdy mogłem tą pozycje zamknąć ze stratą 30% albo 20%. Wiedziałem, że to dla mnie oznacza odejście klientów. Moja stopa życiowa na pewno się obniży i będę musiał zaczynać wszystko od nowa. Bałem się tego. Bałem się powrotu do korporacji. Bałem się powrotu do takiej codziennej pracy. Do szefa. Do tego, że ktoś będzie mi mówił co mam robić. Czułem się niezależny. Miałem wszystko. Miałem pieniądze. Wiedziałem jak je zarabiać. Żyłem dobrze. Chociaż wydawało mi się, że żyłem dobrze, bo tak naprawdę czasami 24 godziny na dobę spędzałem przed wykresami.

 

Reklama

Jak wyglądała twoja relacja z domami maklerskimi?

Nigdy fizycznie nie przyjąłem od klienta środków do zarządzania. Zawsze to się odbywało  na zasadzie wzajemnego zaufania. Na zasadzie takiego pełnomocnictwa, klienci przekazywali mi login i hasło do swoich rachunków. Wszystkie kontakty odbywały się na linii właściwy klient - biuro maklerskie. Mnie tam nie było. Moja rola pojawiała się m.in. wtedy gdy biura maklerskie zaczynały robić klientowi pod górkę.

 

Co to znaczy robić klientowi pod górkę?

To jest kwestia, która miała wpływ na kilka porażek. W momencie gdy wchodził duży klient z milionem złotych do polskiego brokera i zaczął regularnie zarabiać nie małe pieniądze to broker zaczął się bronić i zaczynał grać nieczysto. Np. w momencie gdy broker zabrał kilkadziesiąt tysięcy klientowi to klient nie wiedział co się stało. Wtedy ja jako pośrednik brałem udział w negocjacjach z brokerem.

Reklama

 

Co masz na myśli mówiąc w perfidny sposób?

Często zmienialiśmy naszego partnera, którym było biuro maklerskie. Kiedy wprowadzaliśmy spore środki to biuro najpierw dawało nam kilka tygodni, może 2 miesiące, żeby wyczuć z jakim klientem ma do czynienia. Czy ma do czynienia z klientem, który jest pierwszy raz na tym rynku i zaraz straci te pieniądze, czy ma do czynienia z kimś kto robi to z głową. W momencie kiedy zyski liczone były w setkach tysięcy to broker zaczął wystawiać nas na pułapki.

 

Takie jak?

Reklama

4 lata temu miała miejsce jedna z takich sytuacji. Otworzyłem pozycje na srebrze. Wtedy srebro kosztowało około 30 dolarów za uncje. Cena wahała się w przedziale 29.50 - 31 dolarów. Otworzyłem małą pozycje - 0,1 lota, którą zostawiłem na noc ze stop lossem na poziomie 29 dolarów. Rano sie budzę. Patrzę. Nie ma kilkudziesięciu tysięcy, ponieważ broker ustalił sobie badticka na poziomie 10 dolarów za uncje i stwierdził, że to jest realny rynek.

Realna strata klienta wyniosła około 50 tysięcy złotych na tej jednej niewielkiej pozycji. Nie dość, że musiałem się tłumaczyć przed klientem, który uznał że to jest mój błąd, to jeszcze nic nie wskórałem z biurem maklerskim, który uznał, że jest to normalna praktyka rynkowa. Stwierdził, że tylko i wyłącznie powiela ruchy dostawcy płynności, którym był jakiś zewnętrzny bank.

To był mocny policzek. Natomiast miesiąc później wtedy gdy musieliśmy się pogodzić z tą stratą przyszedł kolejny ruch z jego strony. Broker ustalił na DAXie, w momencie gdy mieliśmy gigantyczne pozycje otwarte na rynku, w ciągu dnia świeczkę, której tak naprawdę nie było na giełdzie niemieckiej. Różniła się o ponad 1,5% od realnego rynku. Dziwnym trafem świeczka ta skończyła się w momencie gdzie miałem zlecenie obronne typu stop loss, które się uaktywniło. W ten sposób straciłem ponad 100 tysięcy złotych. Właśnie przez taki manewr ze strony brokera. Tutaj również pomimo moich negocjacji nieudało się nic wskórać. Pisałem reklamacje. Każda została odrzucona. Jedynym ratunkiem było skierowanie sprawy do sądu. Po krótkiej rozmowie z moim klientem wiedziałem, że ten człowiek nie ma na to czasu. Wolał uznać, że to jest mój kolejny błąd aniżeli jakieś naciągnięcie ze strony brokera.

 

Jako osoba, która uważała się za doświadczoną nie szukałeś bardziej profesjonalnych modeli przetwarzania zleceń niż b-book?

Reklama

Oczywiście, że szukałem. Natomiast dopiero po tych wydarzeniach otworzyłem oczy i pomimo tego, że słyszałem różne plotki na temat manipulacji to te sytuacje pokazały, że to jest rzeczywiście prawda. Bardzo szybko odeszliśmy od tego brokera. Szukałem i przetestowałem kilku innych brokerów, aż trafiłem do Szwajcarii. Muszę przyznać,  że moja współpraca z brokerem w modelu ECN też pozostawiała wiele do życzenia. Taką bardzo powszechną praktyką u wszystkich brokerów były 2 rzeczy. Przede wszystkim wyłączanie platformy. Tak było w modelu MM, ECN, STP. Ja się z tym spotkałem wszędzie. Oczywiście nie było to nagminne, tak jak w modelu MM. Natomiast takie sytuacje zdarzały się też u brokera, który teoretycznie nie ma w tym żadnego interesu. To co mnie zraziło w takich modelach stricte rynkowych to rozszerzanie spreadów. Większość brokerów w Europie, z resztą na świecie ma tych samych dostawców płynności. Ci sami dostawcy płynności są dla małego biura maklerskiego i też tego ogromnego. Natomiast Ci dostawcy płynności też segmentują swoich klientów. Uznany duży broker, który obraca dużymi środkami może liczyć na lepsze warunki. Natomiast nie mogę do tej pory zrozumieć z czego wynika to uporczywe rozszerzanie spreadu. Na głównych parach walutowych spread rozszerzał się do 30 - 40 pipsów.

 

Mówimy tutaj o sytuacji gdy ma miejsce jakiś ważny odczyt makroekonomiczny?

Jest utarte na rynku przekonanie, że trzeba się liczyć z tym, że dane takie jak NFP, posiedzenia, EBC, konferencje Banku Anglii czy FEDu powodują tego typu zdarzenia. Natomiast duże podmioty, które w domyśle dbają o interes klienta i zarabiają tylko i wyłącznie na obrocie, mimo wszystko dopuszczają do sytuacji, w których spread zamiast rozszerzyć się do dopuszczalnych kilku pipsów rozszerza się np. do 30 pipsów. Taka sytuacja zupełnie uniemożliwia handel. Ja wszystkie swoje transakcje otwierałem z ręki, dlatego pozornie czułem się bezpieczny. Mimo wszystko w dłuższej perspektywie to miało ogromny wpływ na długoterminowe wyniki.

 

Reklama

Czy nie boisz się teraz o swoją wolność, biorąc pod uwagę że zarządzałeś kapitałem do czego powinno się posiadać licencje? Podobnie z resztą jak osoby nie dawno skazane na kilka lat pozbawienia wolności.

Tak znam tą historię. Z resztą takich historii było kilka. Różnica jest taka, że ja nigdy nie przyjmowałem depozytów, nigdy nie przyjmowałem wpłat od klientów.

 

To Ty ciągnąłeś za sznurki. Ty zarządzałeś kapitałem!

To prawda. Jest to jeden z głównych powodów, dla których piszę tą książkę pod pseudonimem.

Reklama

 

Czyli obawiasz się odpowiedzialności prawnej?

To jest tajemnica poliszynela naszego rynku. Dopóki są zyski to każdy jest zadowolony. Natomiast ani klient nie ma ochrony przed stratami ani zarządzający, często po namowach klienta decydujący się na taki krok, nie jest w żaden sposób chroniony przed prawem.

 

Ta książka jest twoją spowiedzią?                                                                 

Reklama

Książka była taką próbą pogodzenia się z zaistniałą sytuacją. W momencie kiedy byłem na totalnym finansowym i mentalnym dnie. Kiedy nie potrafiłem sobie z tym poradzić, nie wiedziałem co przyniesie jutro. Postanowiłem w jakiś sposób pogodzić się z tym i wylać z siebie ten cały żal. Ten żal po w zasadzie zmarnowaniu sobie 10 lat życia. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Książka miała być pewnym rodzajem terapii. Z drugiej strony, pomyślałem sobie, że tą całą porażkę będę w stanie w jakiś sposób przekuć w jakiś sukces finansowy, który w niewielkim stopniu pozwoli mi zabezpieczyć moją rodzinę.

 

Planujesz odkuć stratę na rynku książką?

Nie zupełnie. Jestem świadomy, że w Polsce na książkach się nie zarabia. Natomiast myślę, że moja prawdziwa historia może zaciekawić nie tylko osoby związane z rynkiem kapitałowym. Może też przynieść pozytywne skutki w postaci aspektu edukacyjnego. Być może ktoś może nie popełni tego samego błędu, który ja popełniłem.

 

Reklama

Pomimo tak wielkiej porażki dalej chcesz funkcjonować na rynku kapitałowym?

Na pewno daje sobie spokój, jeżeli chodzi o zarządzanie swoimi środkami. W tym momencie zostały mi długi. Z tego typu działalnością skończyłem. Ten etap mam za mną. Być może nigdy do tego nie wrócę.  Nie chce tego kategorycznie stwierdzać, ale mam po prostu tego dość. Z drugiej strony 10 lat praktyki na rynku, czytania, analizowania nie tylko rynku ale też całego otoczenia, poznawanie wielu ludzi, tego jak funkcjonują biura maklerskie, to jest dość unikalna i specjalistyczna wiedza, którą mimo wszystko chciałbym wykorzystać. Wierzę w to, że rynek jest w stanie za to zapłacić więcej niż wynosi pensja na kasie w Biedronce.

 

Co powiedziałbyś osobie, która wchodzi na rynek finansowy, bo chce na tym rynku zarobić. Żeby sobie odpuściła?

Nie. Miałbym kilka rad. Uważam, że samo otoczenie rynku jest złe. To w jaki sposób działają biura maklerskie, w jaki sposób działają sprzedawcy, którzy nie mówią prawdy o tym rynku. Natomiast sam rynek w sobie nie jest zły. On odzwierciedla wiele postaw, takich psychologicznych, które panują na globalnym rynku. Uważam, że to jest piękne. To w jaki sposób rynek potrafi manipulować tłumem. Jak potrafi wpuścić inwestora w maliny. To jest coś niesamowitego. Mógłbym na ten temat długo opowiadać. Kilka moich ciekawych spostrzeżeń umieściłem w książce. Chciałbym, żeby każdy kto sięgnie po moją książkę zapamiętał kilka rad. Przede wszystkim graj tylko i wyłącznie swoimi pieniędzmi. Niech to będą pieniądze, które możesz stracić. Ich brak nie spowoduje, że twoja sytuacja materialna ulegnie całkowitemu załamaniu. Druga sprawa. Na rynek można tylko i wyłącznie z określoną wiedzą i konkretnymi scenariuszami. Tutaj istotna jest psychologia. Kiedy sami sobie zaprzeczamy. Kiedy własne wyznaczone zasady zaczynamy łamać. To jest moment kiedy powinieneś przestać. To są 3 rady, które chciałbym przekazać swoim czytelnikom i każdemu kto wchodzi na ten rynek.

Reklama

 

Dziękuje Ci Pawle za rozmowę.

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem?

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

Napisz do redakcji

Reklama

Czytaj dalej