Reklama
WIG82 745,58+1,45%
WIG202 436,05+1,72%
EUR / PLN4,31-0,02%
USD / PLN3,99-0,02%
CHF / PLN4,43-0,02%
GBP / PLN5,04-0,02%
EUR / USD1,08+0,01%
DAX18 492,49+0,08%
FT-SE7 952,62+0,26%
CAC 408 205,81+0,01%
DJI39 807,37+0,12%
S&P 5005 254,35+0,11%
ROPA BRENT87,07+1,60%
ROPA WTI82,70+1,20%
ZŁOTO2 232,81+1,87%
SREBRO25,03+1,87%

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

Dolar jest za drogi

Marek Rogalski | 14:30 14 maj 2015
Reklama
Aa
Udostępnij
facebook
twitter
linkedin
wykop

Wywiad z Markiem Rogalskim, głównym analitykiem walutowym Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska S.A.

Rozmawia Jakub Wilk

 

Red.: Mocny dolar, słabe euro i frankowa niespodzianka – tak wyglądały pierwsze miesiące 2015 r. na rynku walutowym…

M.R.: Rzeczywiście amerykańska waluta wygrywa w zestawieniach stóp zwrotu. Zaznaczmy, że dolar jest silny również słabością innych walut, które mają swoje problemy. Strefa euro próbuje wyjść z inflacyjnego dołka w czym wyraźnie wsparł ją Europejski Bank Centralny ogłaszając gigantyczny program QE. To sprawiło, że dość słabo radziły sobie waluty skandynawskie, czyli wszystkie korony: duńska, szwedzka i norweska. W dwóch pierwszych przypadkach tamtejsze banki centralne zdecydowały się na niestandardowe działania w postaci ujemnych stóp procentowych, a Szwedzi dołożyli do tego swoją wersję QE. Z kolei słabość norweskiej waluty była pochodną obaw, że Norges Bank zdecyduje się na większe luzowanie (jak na razie skończyło się na nieoczekiwanym cięciu stóp w grudniu, ale przedstawiciele Norges Banku nieformalnie dają do zrozumienia, że odpowiada im niski kurs korony), a także obserwowanej przeceny na rynku ropy. Chociaż ta moim zdaniem zakończyła się wraz z końcem stycznia… Niemniej waluty surowcowe pozostały pod presją spadkową, co widać w kursach dolara kanadyjskiego, czy też australijskiego. Temu ostatniemu nie sprzyja fakt, że w ostatnich latach australijska gospodarka zaczęła nazbyt polegać na eksporcie surowców, a ten załamał się w ślad za mniejszym zapotrzebowaniem ze strony Chin. Swoje robi też tamtejszy bank centralny, który rozpoczął kolejną falę cyklu obniżek stóp procentowych, a także pojawiające się co kilka tygodni spekulacje, czy australijski dług aby na pewno nadal powinien mieć prestiżową notę AAA. Ale wróćmy na chwilę do walut europejskich…

 

Reklama

Red. Panie Marku, pomówmy o franku. Czy rzeczywiście nie dało się tego przewidzieć?

M.R. Motywy, jakimi kierował się Narodowy Bank Szwajcarii 15 stycznia b.r. na długo pozostaną niejasne. Niewykluczone, że decydenci w SNB obawiali się nadmiernego osłabienia się euro – czy to przez działania, jakie w kolejnych tygodniach rozpoczął Europejski Bank Centralny, czy też przez ryzyko odwracalności procesu adopcji euro, co wciąż może mieć miejsce w kolejnych latach w przypadku Grecji. Wtedy interwencja na EUR/CHF rozpoczęta we wrześniu 2011 r. mogłaby ich zbyt dużo kosztować. Taki ruch ma jednak swoje skutki – szwajcarska gospodarka po 15 stycznia przeżyła szok i będzie potrzebować wsparcia banku centralnego. Sam ruch na stawce LIBOR do -0,75 proc. to za mało. Spodziewam się, że SNB pójdzie znacznie niżej. Bo nie ma za bardzo wyboru. Szwajcarska wersja programu skupu aktywów, o której wspominali specjaliści Międzynarodowego Funduszu Walutowego może być dość trudna w realizacji, gdyż musiałaby częściowo opierać się o zagraniczne aktywa.

 

Red. Czyli frank na „krótko” znów może być ciekawą alternatywą na najbliższe tygodnie?

M.R. Myślę, że warto ustawiać franka w tych kategoriach. Niewykluczone, że decydenci w SNB czekają tylko na rozwój wypadków wokół Grecji. Jeżeli 24 kwietnia na posiedzeniu Eurogrupy uda się podpisać wymuszone porozumienie ws. nowego pakietu greckich reform, które oddali w czasie prawdopodobieństwo „czarnego scenariusza”, to SNB wkroczy do gry. Ponownie ciekawa może okazać się relacja GBP/CHF, gdyż funt wydaje się być tani i to może zmienić się po majowych wyborach do parlamentu.

Reklama

 

Red. Czyli politycznego trzęsienia ziemi po 7 maja w Wielkiej Brytanii nie będzie?

M.R. Wydaje mi się, że rynek nadmiernie obawia się wpływu UKiP (Niepodległej Partii Zjednoczonego Królestwa –red.) w brytyjskiej polityce. Myślę, że trudno będzie mu uzyskać wynik powyżej 20 proc., a tylko taki mógłby mieć znaczenie w politycznych układach. Część eurosceptycznego programu zaadoptowali konserwatyści, jak chociażby plan przeprowadzenia referendum ws. obecności Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Ono samo w sobie jest sporym zagrożeniem dla brytyjskiej gospodarki i władze mają tego świadomość. Dlatego najpewniej zostanie przeprowadzone dopiero wtedy, kiedy wzrost gospodarczy będzie już wyraźny i obywatele nie będą odczuwali potrzeby zmian. Nie sądzę, aby doszło do tego przed 2017 r. Niewykluczone jednak, że proces ten zostanie zarzucony w sytuacji, kiedy dojdzie do historycznego przełomu i torysi zdecydują się zawiązać wspólną koalicję rządową z laburzystami. Tak się stanie, gdy niemożliwe będzie zbudowanie sensownej koalicji bez uwzględnienia nawet słabego UKiP. Wsparciem dla funta może też okazać się sytuacja w strefie euro. W tamtejszej gospodarce widać sygnały ożywienia, co powinno znaleźć swój wpływ w dynamice brytyjskiego PKB i ponownie dać argumenty dla bardziej „jastrzębiej” retoryki przedstawicieli Banku Anglii. W kilkuletniej perspektywie Wielka Brytania może okazać się, razem z Niemcami, największym beneficjentem strefy wolnego handlu pomiędzy Unią Europejską, a USA. Myślę, że tzw. porozumienie transatlantyckie (TTIP) mimo pewnych trudności po obu stronach zostanie ostatecznie zawarte w ciągu najbliższych 2-3 lat, gdyż jest ogromną strategiczną szansą dla „wyciągnięcia” z zapaści Unii Europejskiej.

 

Red. Czyli nie jest Pan aż takim pesymistą w kwestii perspektyw dla strefy euro?

Reklama

M.R. Myślę, że kurs EUR/USD nie może być miernikiem tego, co dzieje się w strefie euro. Bo tutaj ożywienie w gospodarce pomału staje się faktem, a Europejski Bank Centralny stanął na wysokości zadania. Oczywiście nie można zupełnie wykluczyć, że program QE zostanie wydłużony poza wrzesień 2016 r. Ale ocenę, czy tak się stanie i jaka będzie ostatecznie forma działań ECB, będzie można postawić najwcześniej za rok. Niewątpliwie kulą u nogi nadal pozostanie Grecja. Chociaż nie wierzę w Grexit – nie jest on w politycznym interesie Europy i mógłby wepchnąć Grecję w objęcia Rosji – a raczej w to, że będą podpisywane „fasadowe” porozumienia z Grekami, aby jak najdłużej zachować obecne status quo. Zagrożeniem dla euro nie będą jesienne wybory w Hiszpanii – eurosceptycy nie są w stanie przebić własnego „sufitu” w sondażach – przez co zostaną zmarginalizowani jak Ruch 5 Gwiazd Beppe Grillo we Włoszech. W dłuższej, kilkuletniej perspektywie strefa euro może sporo zyskać na strefie wolnego handlu z USA. Zobaczymy też jak rozwinie się pomysł szefa Komisji Europejskiej zmierzający do powołania Europejskiego Funduszu Inwestycji Strategicznych (EFSI), który w założeniu ma wygenerować nawet 315 mld EUR na inwestycje do 2017-18 r. To będzie woda na młyn dla europejskich rynków akcji, które już zyskują – na razie tłumaczy się to działaniami Europejskiego Banku Centralnego. A EUR/USD? Tu kluczowe skrzypce będzie grać dolar, a nie euro.

 

Red. A więc amerykańska waluta będzie nadal na fali?

M.R. Nie do końca. Mam wrażenie, że w perspektywie kilku miesięcy dolar jest zbyt drogi. Dynamika ruchu w pierwszym kwartale b.r. zaczęła sugerować, że inwestorzy nieco stracili zdrowy rozsądek. Zaczęto wyceniać dość agresywne scenariusze w wydaniu FED, podczas kiedy Rezerwa Federalna nigdy ich nie sugerowała. Ostrożność, oraz elastyczność – to dewiza, którą wyznaje Janet Yellen i jej koledzy z FED. Odnoszę wrażenie, że rynek zaczął się obawiać, że FED jest spóźniony z cyklem podwyżek i teraz będzie chciał to nadgonić. Niewykluczone, że w latach 2016-17 krzywa podwyżek będzie bardziej stroma, niż to teraz wycenia się na rynku i stanie się to pretekstem do kolejnej fali umocnienia dolara. Na razie jednak FED ma większy komfort – dane makro są słabsze, a tym samym inflacja nadal niska. To sprawi, że za chwilę rynek zacznie w większym stopniu wyceniać w tym roku tylko jedną podwyżkę stóp procentowych i być może późną jesienią. To da pretekst do poważniejszej korekty dolara, która będzie znosić ruch zapoczątkowany w wakacje ub. r. To ruch na kilka miesięcy…

 

Reklama

Red. Domyślam się, że to zmienia sentyment wokół rynków wschodzących. Mamy się bać mocnego złotego?

M.R. To już widać – nasz region jest najbardziej wrażliwy na to, co dzieje się w strefie euro. Ruch w stronę złotego, forinta, czy rumuńskiej lei było widać, już od ostatniej dekady stycznia, kiedy to Europejski Bank Centralny potwierdził, że w kolejnych tygodniach ruszy program skupu aktywów. W marcu ustalono tak naprawdę kwestie techniczne. Niemniej za sprawą silnego dolara w relacjach z walutami regionu, tendencja mogła nie być tak widoczna. Teraz to się odwróciło, co daje dodatkowe argumenty za aprecjacją. Wsparciem dla złotego stała się sama Rada Polityki Pieniężnej – zakończenie cyklu obniżek stóp na poziomie 1,50 proc. sprawia, że dysparytet ze strefą euro pozostaje duży. Z kolei ryzyko gospodarcze jest niskie – nasza gospodarka jest skorelowana z niemiecką, a ta zwyczajowo zbiera największe benefity przy cyklicznym ożywieniu. Nie obawiałbym się też polityki – nawet, jeżeli w tym roku władza przejdzie w stronę PIS - wystarczy wspomnieć lata 2005-07. W efekcie liczmy się z tym, że do wakacji euro naruszy poziom 3,90 zł, a dolar zejdzie poniżej 3,60 zł.

 

Red. Panie Marku, a może wskażemy jakieś egzotyczne typy na ten rok?

M.R. Czy zdają sobie Państwo sprawę z faktu, że najsilniejszą walutą w tym roku w zestawieniach jest rosyjski rubel? Rynek bardzo sprytnie rozegrał fakt, że stopy procentowe są dość wysokie, a Putin de facto przegrywa własną grę. Sankcje szkodzą gospodarce i Rosja nie podejmie już ryzyka konfliktu z którymś z państw NATO. Czas zająć się własnym podwórkiem – politycznie i gospodarczo, bo kryzys jest już faktem. Niemniej rubel jest już zgrany i ma małe pole do ruchu. Bardziej stawiałbym na koronę norweską, chociaż Norges Bank najpewniej będzie próbował przeciwdziałać nadmiernemu umocnieniu. Z drugiej strony szanse na luzowanie polityki pieniężnej nie są duże, a negatywnego impulsu z tytułu cen ropy już nie będzie.

Reklama

 

Red. Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał Jakub Wilk

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem?

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

Napisz do redakcji


Marek Rogalski

Marek Rogalski

Główny analityk walutowy w Domu Maklerskim BOŚ. Ekspert w dziedzinie tematyki związanej z rynkiem FX – swoje długoletnie doświadczenie zdobywał pracując w czołowych domach maklerskich w Polsce (z DM BOŚ związany od 2009 r.), prywatnie inwestor giełdowy od 1994 r. Zdobywca szeregu nagród na najlepiej typującego analityka (Puls Biznesu), ceniony komentator bieżących wydarzeń w ogólnopolskich mediach. 

Autora możesz obserwować na LINKEDIN TWITTER


Reklama

Czytaj dalej