• Odbierz prezent
Dewzrost - jak ekonomiczny minimalizm zmienia nasze myślenie o rozwoju?
fot. freepik.com

Czy możliwy jest wzrost jakości życia bez zwiększania poziomu produkcji? Standardowe modele ekonomiczne wykazują w tej kwestii co najmniej agnostycyzm. Czego więc możemy się dowiedzieć od ruchu zrodzonego z aktywizmu ekologicznego, który szybko przenika do świata akademii i polityki?

Realizm ekologiczny

Uniwersum społeczne sprzężone jest z językiem, jakiego używamy do jego opisu; wyrastające kolejno gałęzie dyskusji akademickich stwarzają pole do powstawania neologizmów. Szczególną płodność XXI-wiecznej semantyki widać w odniesieniu do kwestii ekonomicznych - nowych słów potrzebujemy zarówno do opisu wciąż płynnego status quo, jak i gospodarki jutra.

Terminem, który od kilku lat zyskuje na znaczeniu jest „dewzrost”[1] (ang. degrowth); liczba nieporozumień związanych z jego znaczeniem zwiększa się zaś proporcjonalnie do popularności, jaką cieszy się on na gospodarczych salonach.

Degrowth to nie tylko kierunek badań, ale też wpływowy ruch społeczny. Jego początki - jeśli uwzględnić zbieżność głoszonych postulatów - sięgają co najmniej lat 70. XX wieku. Wtedy to za sprawą głośnych publikacji[2] zaczęto w bardziej zdecydowany sposób podważać przyjmowanie wzrostu produkcji za ostateczny cel gospodarowania.

W samym dewzroście absolutnie nie chodzi jednak o intencjonalne wywoływanie recesji, jak mogłoby sugerować polskie tłumaczenie tego słowa. Przeciwnie, u podstaw nowego paradygmatu leżeć ma dekolonizacja wyobraźni, termin oznaczający potrzebę przeprowadzenia transformacji we właściwie każdej znanej nam dziedzinie życia. Zasadniczo chodzi więc o przekształcanie, nie o burzenie.

Po pierwsze, zwolennicy degrowth utrzymują, że fałszywa jest naczelna zasada neoklasycznej doktryny, która konfiguruje nasze myślenie o gospodarce. Jak twierdzą, do dalszego podnoszenia standardu życia w krajach bogatych wcale nie potrzebujemy już wzrostu Produktu Krajowego Brutto. Po drugie, trzeba skupić się na podwyższeniu jakości usług publicznych, które o tym standardzie decydują, takich jak służba zdrowia, edukacja czy ochrona środowiska.

Zresztą, na poparcie swoich tez zwolennicy dewzrostu przedstawiają solidne obserwacje empiryczne, które sugerują, że w zamożnych społeczeństwach korelacja między dochodem na osobę (mierzona najczęściej przez PKB per capita), a wskaźnikami jakości życia[3] (np. Human Development Index - HDI) już jakiś czas temu uległa wyraźnemu osłabieniu (por. z grafiką 1.).

Wczytanie się w literaturę degrowth uświadamia, że prezentowane postulaty nie mają wiele wspólnego z nawoływaniem do regresu, jak chcieliby sceptycy. Słowem-kluczem dla tej koncepcji byłby raczej umiar; a w większym stopniu, niż o ograniczanie wolumenu produkcji, chodzi tu po pierwsze o bardziej efektywne zużywanie zasobów, jakimi już dysponujemy[4], oraz – po drugie – o bardziej świadomą konsumpcję, tego co już kupujemy.

Skurczenie się łącznego PKB może być więc „jedynie” skutkiem ubocznym działań podjętych w ramach restrukturyzacji gospodarki, ale nie jest ich celem. A korzyści płynące ze wzrostu jakości dóbr i usług publicznych miałyby w znaczącym stopniu przekraczać koszty poniesione z tytułu ewentualnego spadku produkcji.

Dewzrost - jak ekonomiczny minimalizm zmienia nasze myślenie o rozwoju? - 1

Śmierć PKB

Wydaje się, że w dyskusji o dewzroście często gubiony jest kontekst - czy główny problem to sam wzrost gospodarczy, czy jednoznaczne utożsamianie go z postępem? Jeżeli to drugie, to rzecz nie sprowadza się do negowania idei rozwoju, ale do krytyki mierników (przede wszystkim PKB), jakimi kierujemy się przy wyborze konkretnych polityk publicznych.

Doświadczenia różnych krajów w kwestii zmiany wskaźnika, wyznaczającego cel działań rządu, bez wątpienia są bogatsze niż te dotyczące świadomego hamowania wzrostu.

Oprócz przebijających się do mediów przykładów państw takich jak Bhutan[5], symptomy zmiany podejścia (podsumowane w Tabeli 1.) znajdziemy także w Europie, Nowej Zelandii i w Chinach.

Wady pomiarowe PKB jako wskaźnika dobrobytu są w literaturze szeroko opisane. W ramach obecnych rachunków narodowych odbudowę infrastruktury po huraganie traktuje się jak gospodarczy boom, ale nie uwzględnia się ciężkiej pracy opiekuńczej wykonywanej (głównie przez kobiety) nieodpłatnie.

Dietrich Vollratch zwraca dodatkowo uwagę w swojej najnowszej książce[6] na to, jaki wpływ na kolejne odczyty PKB wywierają zachodzące zmiany strukturalne. Znaczące zwiększenie się udziału usług (sektora wysoce pracochłonnego) w gospodarce wpływa na spadek dynamiki produktywności; przemiany społeczne (wynikające z faktu, że czas wolny jest dobrem normalnym, a więc jego konsumpcja rośnie wraz z dochodem) sprawiają zaś, że w bogatych gospodarkach spada współczynnik aktywności zawodowej, a ludzie decydują się mieć mniej dzieci. Spadek lub spowolnienie wzrostu produkcji jest więc, jego zdaniem, „naturalną” konsekwencją… bogacenia się społeczeństw.

Dewzrost - jak ekonomiczny minimalizm zmienia nasze myślenie o rozwoju? - 2

Sprawy mają się inaczej, jeśli rozpatrzymy zagadnienie od strony tego, w jakim stopniu państwa decydują się świadomie na wprowadzenie projakościowych polityk - nawet jeśli ich realizacja może być okupiona gospodarczym spowolnieniem.

Artykuł jest dostępny dla czytelników magazynu FXMAG.

Chcesz uzyskać dostęp do artykułu?


Jakub Anusik

Ekonomista, doktorant i wykładowca na Ek-Soc UŁ. Interesuje się porównawczą ekonomią polityczną i instytucjonalną (zwłaszcza w nurcie Comparative Capitalism) oraz teorią zróżnicowania integracji gospodarczej państw z Unią Europejską (Differentiated Integration).

Przejdź do artykułów autora
Artykuły, które powinny Cię zaciekawić..
Zamknij

Koszyk