Większa odporność na wpływ COVID-19 oraz solidne fundamenty argumentami za dalszą, choć ograniczoną przeceną franka szwajcarskiego. Ryzykiem dane bilansu płatniczego. Frank szwajcarski jako aktywo z tzw. bezpiecznej przystani pozostaje wrażliwy na wahania sentymentu inwestycyjnego. Z tego powodu negatywny przebieg dotychczasowych fal pandemii miał istotny wpływ na umocnienie franka oraz aktywność banku centralnego Szwajcarii próbującego przeciwdziałać aprecjacji rodzimej waluty.
Obecnie dzięki poprawiającym się statystykom dotyczącym poziomu wyszczepienia społeczeństw przeciwko COVID-19 uważamy, iż jesienna fala zwiększonych zachorowań nie musi oznaczać silnej presji na spadek EUR/CHF. Z kolei fakt, iż globalna gospodarka znajduje się w zdecydowanie innym momencie cyklu aniżeli przed rokiem sprawia, że nie liczymy na powrót pary EUR/CHF w okolice poziomu 1,05.
Mimo, iż nadal za najbardziej prawdopodobny scenariusz dla franka szwajcarskiego w drugiej połowie roku uznajemy jego przecenę w relacji do euro, to jednocześnie uważamy, iż odbywać się ona będzie stopniowo.
Dane dotyczące bilansu płatniczego wskazują na duży napływ kapitału na szwajcarskie rachunki bankowe, czy inwestycje portfelowe w akcje (prawdopodobnie tamtejszych spółek farmaceutycznych), co może ograniczać przecenę franka wynikającą ze stopniowej poprawy sentymentu, czy solidnych fundamentów szwajcarskiej gospodarki. W tym aspekcie wyróżnić należy przede wszystkim oczekiwane przyspieszenie inflacji CPI (ściśle i dodatnio skorelowanej z notowaniami EUR/CHF) oraz różnicę w tempie wzrostu PKB pomiędzy strefą euro a Szwajcarią.
acz systematycznego wzrostu motywowanego przede wszystkim poprawą apetytu na ryzyko, który ograniczy presję na umocnienie franka szwajcarskiego. Podobnie jak wciąż możliwe interwencje walutowe banku centralnego Szwajcarii, które jak wynika z ostatniego wrześniowego posiedzenia SNB wciąż pozostają w arsenale narzędzi.
Ostatnie miesiące przyniosły dalszy wzrost cen surowców, co nie dziwi zważywszy na przyspieszone tempo odbudowy światowej koniunktury po okresie bolesnych gospodarczo restrykcji towarzyszących pandemii COVID-19. Szczególnie wyraźne – co miało swoje odbicie w danych o inflacji - były wzrosty surowców energetycznych. O ile wzrost cen ropy naftowej nie był tak spektakularny jak w pierwszej połowie 2021 roku – częściowo dzięki decyzji OPEC+ by wydobycie ropy naftowej rosło o 400 tys. baryłek miesięcznie – to ceny gazu naturalnego oraz uprawnień do emisji CO2 wyraźnie przyśpieszyły (w przypadku ostatniego aktywa ustanawiając historyczne maksimum cenowe powyżej 63 EUR za tonę metryczną wobec 20 EUR tuż przed pandemią). Poza czynnikami stricte fundamentalnymi jak ponadprzeciętna aktywność sektora wytwórczego na świecie wzrosty cen surowców napędzała dodatkowo globalna nadpłynność pieniądza oraz niekorzystne warunku atmosferyczne.
za sprawą stopniowego wyhamowywanie aktywności w światowym przemyśle (ograniczenie popytu na ropę naftową) oraz jednoczesnego zwiększania podaży przez największych wydobywców – o tyle nie spodziewamy się większych korekt w przypadku cen praw do emisji dwutlenku węgla.
W dłuższym zaś terminie możliwe są wręcz kolejne wzrosty cen uprawnień CO2 jako konsekwencja przyjętej w 2018 roku przez Unię Europejską reformy systemu handlu emisjami, a także oczekiwań co do mniejszej podaży uprawnień po 2030 roku. Sytuację dodatkowo komplikują rosnące ceny gazu naturalnego, które sprawiają, że – wbrew zaleceniom dekarbonizacyjnym – elektrownie w większym stopniu zaczęły korzystać z tańszego niż gaz węgla, który jednak emituje dwa razy więcej CO2 do atmosfery.