Kurs EURUSD kontynuuje rozpoczęty na początku miesiąca ruch w górę. Przesunął się w tym czasie z 1,17 na 1,20. Wczorajsze rewelacyjne informacje z amerykańskiej gospodarki, dotyczące przede wszystkim ogromnego wzrostu sprzedaży detalicznej, paradoksalnie nie zakłóciły tego ruchu. Amerykanie ruszyli do zakupów przede wszystkim dzięki gotówce rozdanej obywatelom w ramach najnowszego pakietu stymulacyjnego, ale także dzięki rozpędzeniu programu szczepień i zakończeniu fali mrozów.
Być może rynki antycypowały te procesy i zostały one już odzwierciedlone w umocnieniu dolara w 1 kwartale z 1,23 do 1,17. Tymczasem okazuje się, że poziom produkcji przemysłowej nie nadąża za wzrostem konsumpcji, co oznacza, że USA importują coraz więcej. Tak więc stymulacja fiskalna wylewa się za granice i wspiera powiązane gospodarki. To właśnie może być przyczyną ostatniego osłabienia dolara.
Kurs EURPLN po szaleństwach ostatnich tygodni wydaje się tymczasowo konsolidować w okolicach poziomu 4,55. W ostatnim wystąpieniu prezes Adam Glapiński zasygnalizował, że kurs złotego znajduje się w jego strefie komfortu, więc bank centralny raczej nie będzie dążył do dalszego osłabienia złotówki. Z drugiej strony chyba wszyscy mają świadomość, że w razie spadku kursu do gry wejdzie NBP z nieograniczoną amunicją w postaci własnej waluty. Zresztą także inne waluty regionu od początku miesiąca się umacniają.
Ostatnie zachowaniu kursu EURPLN jednak wpisuje się w długoterminowy trend deprecjacji złotego, trwający od początku 2020 r., a nawet od 2018 r. Kolejne szczyty są coraz wyżej, kolejne dołki także. Prawdopodobnie jest to wyraz gołębiego nastawienia obecnej Rady Polityki Pieniężnej, której nie przeszkadzają wysoka inflacja, ujemne realne stopy procentowe i utrata wartości krajowego pieniądza.